Jeremy Rifkiti
Wzrost bezrobocia na świecie i rosnąca polaryzacja na bogatych i biednych tworzą sprzyjające warunki dla rozruchów społecznych i otwartej wojny klasowej na niespotykaną dotąd skalę. Przestępczość, ślepa przemoc, strzelaniny są na porządku dziennym i zapowiadają dramatyczny wzrost w najbliższej przyszłości. Tuż za granicą współczesnego świata czyha nowe barbarzyństwo. Za spokojnymi przedmieściami, osiedlami i miejskimi enklawami dla bogaczy żyją miliony biednych i zdesperowanych istot ludzkich. Udręczeni, rozdrażnieni, z niewielką nadzieją na ucieczkę ze swego położenia, mogą odegrać rolę lewellerów, ludzi, których wołanie o sprawiedliwość i udział w życiu społecznym pozostaje bez echa. Ich szeregi rosną w miarę kolejnych milionów zwolnień z pracy ludzi, przed którymi nieodwołalnie zamykają się bramy nowej globalnej wioski high-tećh.
Przywódcy mówiący o zatrudnieniu i przestępczości, tych dwóch wielkich współczesnych problemach, traktują je tak, jakby nie miały ze sobą prawie nic wspólnego, nie chcą przyznać się do tego, że rośnie zależność między bezrobociem technologicznym, likwidacją miejsc pracy i powiększaniem się klasy wyrzutków, dla których przestępstwo jest ostatnim sposobem zapewnienia sobie coraz mniejszego kawałka tortu do podziału.
Taka jest więc sytuacja, w której znajduje się świat w pierwszych latach przejścia do trzeciej rewolucji przemysłowej. W państwach rozwiniętych niepokój o rynek pracy spowodował ideologiczne walki między wrogimi grupami. Zwolennicy wolnego rynku oskarżają związki zawodowe o opóźnianie procesu globalizacji handlu i podżeganie opinii publicznej do idei protekcjonizmu za pomocą ksenofobicznych apeli. Ruch związkowy odpiera atak zarzutem, że firmy transnarodowe obniżają płace zmuszając swoich robotników do konkurowania z tanią robocizną w krajach Trzeciego Świata.
Entuzjaści technologii oskarżają krytyków nowoczesnych wynalazków, że chcą opóźnić postęp i snują naiwne fantazje neoluddystów. Krytycy technologii uważają, że technofile bardziej dbają o zyski niż o ludzi, oraz że w pogoni za szybkimi zyskami nie zważają na ofiary automatyzacji i życie milionów robotników.
W USA niektórzy politycy partii demokratycznej wzywają do ogłoszenia nowego programu „New Deal" i zwiększenia wydatków na roboty publiczne, pomoc dla miast i reformę opieki socjalnej. Jednak większość obserwatorów politycznych a także wyborców, nie kwapi się z obsadzeniem rządu znów w roli pracodawcy ostatniej instancji, w obawie o wzrost deficytu budżetowego i za* dłużenia. Siły konserwatywne skupiają się wokół hasła laissez-faire twierdząc, że mniej wtrącania się rządu w sprawy rynku przyspieszy proces globalizacji i automatyzacji, co ostatecznie zwiększy porcję tortu do podziału. Grzęznąc w tylu sprzecznych koncepcjach, przywódcy nie dają sobie rady z konstruktywną polityką redukcji bezrobocia, tworzenia miejsc pracy, zmniejszania przestępczości i łagodzenia przejścia do ery high-tech.
Jedno jest pewne. Wkraczamy w nowy okres historii, w którym maszyny będą stale zastępować człowieka w produkcji dóbr i świadczeniu usług. Choć trudno przewidzieć harmonogram tych procesów, jesteśmy już na drodze do zautomatyzowanej przyszłości i prawdopodobnie osiągniemy erę bez robotników, przynajmniej w przemyśle wytwórczym, w pierwszych dziesięcioleciach XXI w. Nowy sektor naukowo-techniczny będzie w stanie zatrudnić mały odsetek zwolnionych z pracy, ale nie tyle, by znacząco zmniejszyć rosnące bezrobocie. Setki milionów robotników zostaną bez pracy za sprawą bliźniaczych sił globalizacji i automatyzacji. Ci, którzy będą mieli zatrudnienie, będą pracować dużo krócej, by bardziej sprawiedliwie rozdzielić pozostałą pracę i zapewnić odpowiednią siłę nabywczą zdolną wchłonąć przyrosty produkcji. W miarę dalszej mechanizacji, praca milionów ludzi stanie się niepotrzebna w procesie ekonomicznym i na rynku pracy. Niewykorzystana siła robocza stanowi główną i nadrzędną rzeczywistość nadchodzącej ery oraz problem, z którym musi zmierzyć się każde państwo, jeśli nasza cywilizacja
Ima przeżyć wstrząs trzeciej rewolucji przemysłowej.
Jeśli nie wykorzystamy do konstruktywnych celów talentu, energii i pomysłowości setek milionów mężczyzn i kobiet, to cywilizacja będzie prawdopodobnie dalej ulegać dezintegracji, aż do osiągnięcia stanu nędzy i bezprawia, z którego może nie być powrotu. Dlatego decydującym zadaniem stojącym przed państwem jest znalezienie alternatywy dla tradycyjnej pracy w systemie rynkowym. Przygotowania do ery postrynkowej będą wymagały udzielenia większej uwagi wzmocnieniu trzeciego sektora i odnowie życia wspólnotowego. W odróżnieniu od gospodarki rynkowej opartej wyłącznie na produktywności i dlatego zezwalającej na zastępowanie ludzi maszynami, gospodarka społeczna skupia się na relacjach międzyludzkich, zaufaniu, koleżeństwie, bratnich więziach i gospodarzeniu - a są to cechy, których nie