która była tylko odrobinę suchsza niż sweter, i pobiegłam.
Kiedy dotarłam do domu, nie było wątpliwości, że Nicholas i pieczarki już są. Dom pachniał jak cztero-gwiazdkowa włoska restauracja, a wszystkie głosy dolatywały z kuchni.
- Rany, ale jesteś mokra - zawołał na mój widok Nicholas.
- Naprawdę? Co za prawnicza spostrzegawczość. Zdradziły mnie odciski stóp?
Nicholas uśmiechnął się szeroko.
Otrząsnęłam się, czując się jak wielki pies, dałam Floss jej sznurek i sprawdziłam swoje zakupy. Zadowolona, że nic im się nie stało, powiedziałam:
- Pozbędę się tylko tych siedmiu dodatkowych kilogramów wody. - I ruszyłam do łazienki, gdzie czekały suche miękkie ręczniki.
Tonio krzyknął do moich pleców:
- Jak się pospieszysz, to może jeszcze zostanie coś do jedzenia.
- Dzięki - odkrzyknęłam, szczękając zębami. Wiedziałam, że mówi mi to, bo zwykle biorę długie prysznice i zużywam mnóstwo gorącej wody. Tonio wciąż wymyślał nowe sposoby, by mnie od tego odzwyczaić. A informacja, że skończy się jedzenie, była całkiem niezłą metodą. Zawsze uważałam, żeby nie przegapić jedzenia. Wykąpana poszłam do jadalni w wytartych dżinsach i koszulce z napisem „Nagrania łaciatego psa - dla kundla, którego masz w sobie”. Włosy wciąż miałam mokre i zmierzwione, bo tylko przeczesałam je palcami. Floss, która zawsze wyglądała jak z obrazka, westchnęła na ten widok i pokręciła głową. Odpowiedziałam jej uśmiechem, bo od dnia naszego spotkania obie wiedzia-
*
łyśmy, że nigdy się nie dogadamy w kwestii tego, jak należy się ubierać.
Nicholas podał mi piwo (ciemne) a Łucja rzuciła mi serwetkę (niebieską w białe słonie) i wszyscy zasiedliśmy do rozsuwanego stołu w jadalni Maxa. Zjedliśmy pizzę i zaczęliśmy rozmawiać, i tu zaczęły się kłopoty.
Z ustami pełnymi pizzy Łucja stwierdziła:
- Kiedy wieszałyśmy z Persją ulotki, jedną przeczytałam.
- Brawo - odezwała się Floss, ale jednocześnie się uśmiechnęła, więc zabrzmiało to jak komplement. Łucja tak właśnie przyjęła jej słowa i też się uśmiechnęła.
- Powinniśmy powiedzieć coś o cudach podczas przedstawienia - powiedziała. - Obie z Persją tak uważamy.
Tonio rzucił na mnie okiem, a ja dodałam:
- Może coś, co nie krzyczy od razu „magia”. Jakieś gwiazdki i cekiny.
- I następnym razem latająca ryba - dodała Łucja.
- Będę o tym pamiętał - odezwał się Tonio. A potem zwrócił się do Maxa: - Czy my w ogóle mamy jakąś grafikę ryby?
Max wzruszył ramionami.
- Wszystko mamy.
- A więc - mówiła dalej Łucja - na ulotce pod „miejsce” jest napisane „Będziecie wiedzieli, jak je znajdziecie”.
Tonio skinął głową, bo doskonale wiedział, co jest na ulotkach. W końcu to on i Max je robili. Używali ostrych czcionek i dziwnych, starych programów komputerowych, które nadawały ich wytworom bardzo charakterystyczny wygląd. Ulotkę Banitów rozpoznawałam z odległości przecznicy.
25