150 Marcel Mauss
usługi swego rządzenia. Wszystko się łączy i stapia; rzeczy mają osobowość, a osobowości są niejako trwałymi rzeczami klanu. Tytuły, talizmany, wyroby z miedzi i duchy wodzów są homonimiczne i synonimiczne258, mają tę samą naturę i pełnią identyczą funkcję. Krążenie darów towarzyszy krążeniu mężczyzn, kobiet i dzieci, festynów, obrzędów, uroczystości i tańców, a nawet żartów i obelg. Jest to w istocie jedno zjawisko. Jeśli daje się i odwzajemnia rzeczy, to dlatego, że świadczy się sobie i odwzajemnia „szacunek” - my mówimy „uprzejmości”. Ale również dlatego, że dając, daje się siebie, a jeśli daje się siebie, to dlatego że siebie i swoje mienie uważa się za „należne” innym.
Pierwszy wniosek
Tak oto w czterech ważnych grupach ludnościowych znaleźliśmy: przede wszystkim w dwóch czy trzech potlacz; później podstawową rację i moralną formę samego potlaczu; ponadto, poza potlaczem, i we wszystkich grupach - archaiczną formę wymiany: wymianę darów ofiarowanych i odwzajemnianych. Co więcej, utożsamiliśmy krążenie rzeczy w tych społeczeństwach z cyrkulowaniem praw i osób. Moglibyśmy ostatecznie zatrzymać się na tym punkcie. Liczba, zasięg i doniosłość tych faktów uprawniają nas w pełni do wyobrażania sobie systemu, który musi być typowy dla ogromnej części ludzkości, podczas bardzo długiego okresu przejściowego, i który trwa jeszcze gdzie indziej niż tylko u ludów teraz opisanych. Fakty te pozwalają nam przyjąć, że owa zasada wy-miany-daru musiała być właściwa społeczeństwom, które wyszły już poza fazę „świadczenia całościowego” (klanu wobec klanu), a które nie doszły jeszcze do indywidualnej umowy w postaci czystej, do rynku, gdzie krąży pieniądz, do sprzedaży w sensie ścisłym, a zwłaszcza do pojęcia ceny wyrażanej w pieniądzu ważonym i cechowanym. [...]
238 Normalnie są one zresztą tożsame, przynajmniej u Kwakiutlów. Niektórzy możni są utożsamiani ze swymi potlaczami. Najważniejszym tytułem najważniejszego wodza jest nawet po prostu Maxwa, co znaczy „wielki potlacz” (zob. Boas, Ethnology of the Kwakiutl, dz. cyt., s. 972, s. 976, s. 805). Por. w tym samym klanie imiona „dawców potlaczu”. W innym plemieniu tego samego narodu, u Dzawadeenoxu, jednym z najważniejszych tytułów jest tytuł „Polas”. Por. jego genealogię przedstawioną w: Kwakiutl Texts, dz. cyt., t. III, s. 43. Najważniejszy wódz Heilsuą pozostaje w kontakcie z duchem „Qominoqa”, „Bogaczką”, i ma imię „Twórca bogactwa” (zob. tamże, s. 427, s. 424). Książęta Qaqtsenoqu mają „imiona letnie”, tzn. nazwy klanów, które oznaczają wyłącznie „majątki”, imiona na „yaq”: „własność na ciele”, „wielka własność”, „mający własność”, „miejsce własności” (zob. tamże, s. 191; por. tamże, s. 187, w. 14). Inne plemię Kwakiutl, Naqoatoq, daje swemu.wodzowi tytuł „Maxwa” i „Yaxlem” = „potlacz”, „własność”. Imię to występuje w micie „Kamiennego ciała”. (Por. „Kamienne żebra”, syn Pani Pomyślności u Haida). Duch mówi doń: „Twoim imieniem będzie Własność (Yaxlem)”. Zob. tamże, s. 215, w. 39.
Podobnie u Haida pewien wódz nosi imię „Ten, którego nie można kupić” (wyrób z miedzi, którego rywal nie może kupić: zob. Swanton, Haida, dz. cyt., s. 294, XVI, I). Ten sam wódz ma również tytuł „Wszyscy w pomieszaniu”, tzn. „Zgromadzenie potlaczowe”, tamże, nr 4. Por. wyżej tytuły „Własność w domu”.
Spostrzeżenia te można rozciągnąć na nasze własne społeczeństwa.
Poważna część naszej moralności, a nawet naszego życia, utrzymuje się nadal w atmosferze daru, mieszaniny obowiązku i wolności. Na szczęście nie wszystko jest jeszcze ujmowane w terminach zakupu i sprzedaży. Rzeczy, poza swą wartością sprzedażną, mają jeszcze wartość uczuciową, o ile w ogóle istnieją wartości tylko tego rodzaju. Właściwa nam jest nie tylko moralność kupców. Pozostali wśród nas ludzie i klasy zachowujące jeszcze dawne obyczaje, do których zresztą stosujemy się prawie wszyscy, przynajmniej w pewnych okresach roku lub przy pewnych okazjach.
Nieodwzajemniony dar wciąż jeszcze poniża tego, kto go przyjął, zwłaszcza wtedy, gdy został on przyjęty bez perspektywy odwzajemnienia. Nie wychodzimy z obszaru germańskiego, przypominając ciekawy esej Emersona pt. On Gifts and Presents\ Miłosierdzie jest wciąż jeszcze bolesne dla tego, kto z niego korzysta1 2, a cały wysiłek naszej moralności zmierza do likwidacji bezwiednie i obelżywego patronatu bogatego „jałmużnika”.
Zaproszenie należy odwzajemniać, tak samo jak „grzeczność”. Widzimy i tu w rzeczy samej ślad dawnego tradycyjnego podłoża, dawnych szlacheckich ! potlaczy, zarazem zaś widzimy wykwit tych podstawowych motywów aktywności ludzkiej: współzawodnictwa między osobnikami tej samej płci3, tego „głębokiego j imperializmu” ludzi; z jednej strony podłoże społeczne, z drugiej - zwierzęce i i psychologiczne - oto, co się ujawnia. W tym życiu na pokaz, jakim jest nasze
| życie społeczne, sami nie możemy „pozostać gorsi”, jak to się jeszcze u nas
i mówi. Trzeba zwrócić więcej, niż się otrzymało. „Kolejka” jest zawsze droższa | i większa. Tak w czasach naszego dzieciństwa niejedna rodzina wiejska w Lotaryngii, która ograniczała się do życia na co dzień w sposób jak najskromniejszy, rujnowała się dla gości przy okazji wyprawiania świąt, ślubów, komunii czy : pogrzebu. Przy takich okazjach trzeba być „wielkim panem”. Można nawet powiedzieć, że część naszego ludu zachowuje się tak stale i, nie oglądając się na koszty, gdy chodzi o własnych gości, wydaje własne święta, własne „kolędy”.
Zaproszenie powinno być przekazane i należy je przyjąć. Utrzymujemy ten : zwyczaj nawet w naszych korporacjach wolnych zawodów. Pięćdziesiąt lat temu, j a może później, w niektórych okolicach Niemiec i Francji cała wioska brała j udział w przyjęciu ślubnym; odmowa udziału była bardzo złym znakiem, zapo-j wiedzią i dowodem zawiści, „uroku”. W wielu francuskich miejscowościach
Essays, seria 2, V.
Por. Koran, sura II, 265; por. Kohler, Jewish Encyclopaedia, t. I, s. 465.
Zob. W. James, Pńnciples of Psychology, t. II, s. 409.