d< Dyliżans zachwiał się i powoli ruszył w kierunku południowym. Pasażerowie wrzucili bagaże na górne półki i przygotowali książki, by lekturą skrócić sobie bardzo długi czas podróży. Chmury nad górami wróżyły burzę, ale niektórzy żywili nadzieję, że wicher przegna ciężkie obłoki. Z nudów pasażerowie rozpoczęli grę w szachy i karty, ale już wkrótce okazało się, że w ogóle nie jest to interesujące. Od najbliższej stacji dyliżansów dzieliła ich odległość około trzydziestu kilometrów. Wydawało się, że pasażerom nie brakuje poczucia humoru, ale jakoś nie słychać było wybuchów śmię,^^HTrudno to zrozumieć, zważywszy że większość po-di$teująś|cłv; dyliżansem osób przynajmniej trzy razy w życiu d^istinj^pją! w przeglądach kabaretów i turniejach opowiadaczy żartl|§§|Od takich podróżnych oczekuje się śmiechu i dobrego humojjB fśgp. cały czas podróży. Oni jednak zachowywali się jak pQwm w zakładfjBj pogrzebowym urzędnicy. Dużo by możnB.«j,:łjym mówić, ąj^ poprzestańmy na stwierdzeniu^ że siedzącym w ^lyliżan^ rrięż^fiMiri i kobietom nie było do śmiechu. Wkr|jS§ całe towarzystwo przybyło do opustoszałego miasteczka gdzie zachowała ||S| tylko jedna restauracja Dj nie-l wielkich Siljiniarów kościółek zanurzony w rudym kolorze usychających
■