56
Rozdział II. Archeologia duszy Bohatera Pokfa młodości. Stąd właśnie w IV części Dziadów bierze się ta zdumiewająca, a ty użyć słów Sorena Kierkegaarda, „mroczna metafizyka pwtórzeń”11. Powtórzyć to odsłomć siódmą zasłonę świadomości.
Profuzja słów jest oczywiście przesadą i IV część rzeczywiście czyni wrażenie popisu łustriona. Dlatego Upiór nie przypomina Wertera. „Ach, czymże jest człowiek, by śmiał się skarżyć!” — pisze Werter już w pierwszym liście do przyjaciela. Wszystko, co mówi o ukochanej, jest według niego gadaniną, przykrą abstrakcją słów, która nie wyraża istoty jej osobowości. Sens jej bytu jest nieuchwytny, słowa go przecież nie oddadzą. Nawet słowa samej ukochanej! Toteż kiedy mówiła, Werter nawiązywał z nią czasem kontakt, ale ponad znaczeniem słów. Rozumiał ją, nie słysząc wypowiadanych przez nią stów. Jakżem zatopiony we wspaniałą treść jej mowy, nie słyszał czasem słów, które wypowiadała/’12 A nasz Upiór narzeka nieustannie, nawet w samotności i pomimo lęku, że jego tajemnice zostaną podsłuchane i ujawnione. Skarga stała się jego sposobem bycia.
Wygląda to na przejaw typowego dla wielu romantycznych bohaterów histnonizmu. Wydawałoby się więc, że nadmiar słów wziął się z nadmiernego zainteresowania się sobą. I w pewnym sensie jest to prawda, wszakże z jednym zastrzeżeniem. Ta przesada ujawnia drzemiącego w nim poetę. „Każdy człowiek odróżniający się od innych - pisał Novalis — robiący zazwyczaj wrażenie afektowanego, jest przecież człowiekiem, w którym porusza się jakaś zasada. Każde nienaturalne zachowanie się jest symptomem pomylonych zasad. Samodzielność musi zaczynać się od afektacji. Wszelka moralność zaczyna się od afektacji. Nakazuje afektację.”13 Poetę — ciągnie dalej Novalis — oskarża się zazwyczaj o przesadę. Ale przecież każda taka przesada jest najczęściej tylko przeczuciem czaru właściwej mu mowy, „obrazowego i przenośnego języka”, dzięki któremu widzi on i słyszy to, czego inni nie mogą ani zobaczyć, ani usłyszeć I w końcu ta profuzja słów sprawiła, że IV część Dziadów jest wielkim szyderstwem z dialogu jako humanistycznej formy komunikacji między ludźmi.
Co jakiś czas Ksiądz usiłuje nawiązać z gościem rozmowę. Jest przeniknięty najlepszą chrześcijańską tradycją i, jak umie, zamienia rodzący się dialog we wspólne poszukiwanie prawdy. Sprowadzając ją wszakże do katechizmowych formuł, wywołuje wściekłe lub ironiczne uwagi Upiora. Profuzja słów ulega na chwilę zatrzymaniu. Zmiażdżywszy rozmówcę, Upiór wraca do reaktualizacji różnych młodzieńczych doświadczeń i wpada ponownie w strumień słów, a raczej staje się strumieniem słów. Ponieważ ów pozór osoby sprawia na
Księdzu wrażenie żywego człowieka, kapłan znów usiłuje nawiązać dialog, w przekonaniu, iż w izbie odbywa się spotkanie dwóch osób. Pewność jego wzmaga się w chwili, kiedy Upiór po prostu podaje się za Gustawa żywego, z krwi i kości. Oczywiście Ksiądz zapłaci za tę pomyłkę zmasakrowaniem własnej świadomości. Zostanie w końcu wtrącony w obrzędową ciemność, dozna rytualnego unicestwienia — celem tego może być tylko przeistoczenie.
Skoro zdobyliśmy już wyobrażenie o przestrzeni, w której rozegra się niezwykłe dla. dziejów kultury polskiej wydarzenie, skoro poznaliśmy już formę egzystencji, w której objawił się po raz drugi Bohater Polaków, spróbujmy teraz przeniknąć, jaki charakter ma akcja.
Teatr istnieje w jakimś czasie. Na ścianie izby parocha wisi „zegar bijący”, domowy chronometr. Tej nocy z całą pewnością nie będzie on odmierzał zwykłego psychologicznego czasu ludzi, ale czas symboliczny, czas życia Bohatera Polaków, „ściśnięty” w trzy godziny i przeżyty ponownie przez Upiora ku nauce Księdza, a i naszej również. Zwróćmy uwagę, że chodzi tu o całe dotychczasowe życie, trójka bowiem — jak wiemy ^-symbolizuje pełnię.
Upiór był tedy wytrawnym reżyserem metafizycznego widowiska. Rozporządzał czasem, w którym każde wydarzenie, każda jego wypowiedź nabierała nadprzyrodzonego charakteru. Konkretna czasoprzestrzeń IV części, bo w rzeczywistości czas i przestrzeń nie istnieją odrębnie, została tedy zorganizowana wspólnie, chociaż oddzielnie, przez Upiora i Księdza. Całe swe doświadczenie młodzieńcza dusza Gustawa „ścisnęła” w trzech symbolicznych godzinach. Ksiądz natomiast wypełnił przestrzeń chaty trzema światłami. Między życiem Upiora a światłem powstała więc ścisła zależność. Trzy godziny stały się analogonem trzech świateł. Dopóki istnieje światło, istnieć będzie Upiór.
Jak wiemy, magia i religia funkcjonują w Dziadach w godnej podziwu zgodzie. Toteż idea Mickiewicza wygląda na nieortodoksyjną wariację na temat niezapomnianego zdania z Prologu do Ewangelii św. Jana: „A życie było światłem ludzi” (J 1, 4). Dlatego na scenie wraz z ubywaniem światła ubywa jednocześnie czasu życia. Naruszenie liczby świateł oznacza jednocześnie kurczenie się życia. Wraz ze zwycięstwem ciemności unicestwiona zostanie egzystencja Upiora.
Czas istnienia Upiora na scenie wypełniony jest przede wszystkim jego mową. W symbolicznej czasoprzestrzeni zawiązała się tedy przedziwna zależność między słowem, egzystencją i światłem. Powstał sakralny trójkąt metafizycznych kategorii, jeszcze jedna tajemna trójca, jeszcze jedna Mickiewiczowska