276
Nie „mieszczańska” jest także uderzająca w tekstach Alber-tiego żądza sławy i osobistego wyróżnienia, poczytywana za cha-rakt- rystyczną dla wybujałego indywidualizmu Odrodzenia, przypisywanego — jak wiadomo — przez historyków potrzebie wyżycia po uwolnieniu się od hamulców, które nakładało aktywności człowieka średniowiecze. Giordano Bruno uważał żądzę sławy (Vappetito de la gloria) za jedynie efektowny bodziec (solo et effecacissimo sprone) pchający człowieka do bohaterstwa28. Wyrażenia takie, jak: buona ferma, buono nome, gloria, onore, riputa-zione; powiedzenia takie, jak: „być przedmiotem uznania to rzecz najpiękniejsza” (l’onore [...] cosa bellissima), „sława jest rzeczą świętą” (divina cosa la gloria) są w tekście Albertiego uderzająco pospolite. Przypominają się rycerskie ambicje wojowników Iliady, która księga po księdze poświęcona jest czyjemuś wyróżnieniu. Niewątpliwie inne walory składają się na to wyróżnienie u Homera i Albertiego. W pierwszym wypadku urodzenie, zasługa osobista i stan posiadania umożliwiająca gest. W drugim te dwa ostatnie walory przede wszystkim, z tym wszakże, że zasługa osobista jest raczej wyjątkowo zasługą bojową, a gest umożliwiony jest nie przez łupy wojenne, tylko przez zasoby zebrane codzienną pracą i racjonalną gospodarką pilnującą czujnym okiem równowagi budżetu.
Postawie zwanej mieszczańską zarzucano zawsze brak zrozumienia dla piękna, co zabarwiało także i „mieszczańską” moralność. Tymczasem Alberti zajmuje ciągle estetyczny punkt widzenia. Artysta winien, jego zdaniem, zajmować w społeczeństwie miejsce naczelne. Irytacja, łakomstwo, rozpusta — są dla niego przede wszystkim brzydkie. Ciało ludzkie jest piękne i wolno je obnażać w sztuce, czemu — jak podkreślają niektórzy — przeciwstawiał się nie tylko duchowny, dla którego to było gorszące, ale i feudał, dla którego nagość była nazbyt demokraty c z n a29.
Inaczej niż w moralności, którą szerzyć będzie purytanizm, cnota dla Albertiego jest wesoła i pełna wdzięku (la virtu e tutta lieta e graziosa). Wesołe ma być także życie codzienne. Sombart
28 Cytuję za F. B. Kayem (zob. wstęp historyczny do Bajki o pszczołach Mandeville’a) Oxford 1924 Clarendon Press; s. XCII.
29 Marti n: op. cit.
robi z niego człowieka ressentiment, wyżywającego się na możnych panach. Alberti, jak to podkreślaliśmy, istotnie bardzo ich nie lubi, ale nie wyczuwa się u niego żadnych kompensacji podgrzewanych zawiścią czy goryczą. Na próżno Sombart chce w nim widzieć kompleks nieślubnego dziecka. Jadu u Albertiego nie znajdujemy. Jest to człowiek bez ostrych kantów, nakazujący, jak wspominaliśmy, łagodnie postępować z młodszymi i podległymi sobie, zalecający nie pognębianie innych, lecz ich poprawę. Naturalne to u człowieka tak udanego, tak bogato wyposażonego w urodę i talenty, człowieka, któremu udało się żyć według własnych zaleceń i uzyskać w tym stopniu g 1 o r i ę, o której marzył.
Franklin wychowywał się na Starym Teslaviencie. Mancini, wydawca Albertiego, w dwóch tylko jego dziełach naliczył 31 autorów greckich i 50 łacińskich, na których się Alberti powołuje. Toteż co chwila natrafiamy u niego na jakieś ślady późnego zwłaszcza antyku. Ze starożytności Alberti przejął różne wątki, które nie zawsze kleją się z tym, co głosił, w harmonijną całość. Swoją troskę o zasoby rodziny nasz autor umiał przeplatać melancholijną stoicką refleksją, że bogactwo czy władza od nas nie zależy (s. 81), choć cały traktat o rodzinie jest pod tym względem owiany optymizmem. U człowieka tkwiącego tak mocno w swojej epoce, a jednocześnie czerpiącego tak hojnie ręką z różnych minionych źródeł, trudno o zupełną jednolitość poglądów i nie zależy nam na tym, by do niej przy pomocy różnych interpretacji doprowadzić, wedle praktyki pospolitej u history-ryków kultury, którzy natrafiając u jakiegoś pisarza czy w jakiejś kulturze na niezharmonizowany z resztą wątek bądź usiłują go wyinterpretować tak, żeby pasował, bądź traktują jako obcy nalot. U podstawy tego rodzaju praktyk kryje się przekonanie, że kultura należycie zobrazowana musi okazać się harmonijna, a człowiek — konsekwentny. To jawnie fałszywe przekonanie można tropić w różnych pracach historycznych.
Dyskusji w sprawie charakteru moralności Albertiego oraz jego pozycji dziejowej nie przeprowadziliśmy w tym języku, w jakim była ona toczona między Sombartem a Weberem. Nie rozstrzygaliśmy tego, czy jest u niego duch kapitalizmu, czy nie, ponieważ to pojęcie ze względu na swoją niejasność nie nadawało