ofiarą jakiegoś moralnego bezwładu, alkohol, napinając szczególnie moje nerwy, dawał obecnym minutom wartość, urok, nie czyniąc mnie' Zdolniejszym ani nawet gorliwszym w tym, aby ich bronić; każąc mi bowiem tysiąckrotnie przekładać owe chwile nad resztę mego życia, egzaltacja moja izolowała je od niego: byłem zamknięty w teraźniejszości jak bohaterowie, jak pijacy. Przeszłość moja, chwilowo przyćmiona, nie rzucała przede mnie swego cienia, który nazywamy przyszłością; mieszcząc cel życia już nie w ziszczeniu marzeń owej przeszłości, ale w szczęściu chwili obecnej, nie sięgałem wzrokiem dalej. Tak iż, przez sprzeczność jedynie pozorną, w chwili kiedym doznawał wyjątkowej przyjemności, czuł, że moje życie mogłoby być szczęśliwsze, kiedy powinno było mieć w moich oczach więcej ceny, w tej właśnie chwili, zwolniony z trosk, jakie to życie mogło we mnie budzić dotąd, zdawałem je bez wahania na ryzyko wypadku. I tak samo w czasie naszych wieczorów w Rivebełle, gdyby się nagle zjawił ktoś, aby mnie zabić, wówczas, widząc już tylko w nierealnej dali moją babkę, moje przyszłe życie i przyszłe książki, roztopiony całkowicie w zapachu kobiety siedzącej przy sąsiednim stole, w uprzejmości kelnerów, w melodii granego walca, utożsamiony z doraźnym wrażeniem, nie sięgając poza nie i nie mając innego celu niż ten, aby się z nim nie rozłączać, skonałbym w jego uścisku, dałbym się zmasakrować bez oporu, bez ruchu, niby pszczoła odurzona tytoniowym dyr mem, nie dbając już o to, aby ubezpieczyć kapitał swoich nagromadzonych trudów, nadzieję swego roju.”1
Interpretacja nasza wyjaśnia zarówno istotę uroku upojenia alkoholowego, jak i zagrożenia, którym dla społeczeństwa jest alkohol. Spłaszcza on gwałtownie strzałkę czasu (przeszłość, a zwłaszcza ■— przyszłość
nie istnieje, staje się niczym wobec teraźniejszości), wypełnia natomiast życie „wszerz”, związki ze światem wydają się być proste, łatwe, nieograniczone. Nikną łub bledną wszelkie wpojone jednostce przez społeczeństwo cele, życie chwilą objawia swój destruktywny charakter. Traci się zdolność przedmiotowego widzenia siebie, wraca się do pierwotnych struktur myślenia przedrefleksyjnego. Człowiek pijany nie jest w stanie narzucić sobie żadnej dyscypliny, jest bowiem niezdolny do działań instrumentalnych, czyli działań umiejscawianych przez siebie w czasie, działań temporalnych, wymagających samo-oglądu.
„Odurzenie — pisze W. James — powiększa, jednoczy i mówi — tak! Alkohol jest w rzeczywistości wielkim wywoływaczem potakiwania w człowieku. Przenosi on swego wyznawcę z zimnego obwodu rzeczy do ich gorącego i promiennego serca. Na chwilę jednoczy go z prawdą i nie tylko przez per-wersję poszukują ludzie alkoholu. Dla człowieka biednego i dla analfabety zastępuje on koncert symfoniczny i literaturę. Czyż to nie tragiczne, że tak wielu z nas jedynie w alkoholu, czyli na granicy zezwierzęcenia, spojrzeć może w nieskończoność. Świadomość pijana jest częścią świadomości mistycznej i nasz pogląd na nią musi wynikać z poglądu na świadomość mistyczną w ogóle.”1
Podobną rolę gra stosunek seksualny i życie erotyczne w ogóle. Posłuchajmy, jak Proust opisuje pocałunek Albertyny:
„Nachyliłem się nad Albertyną, aby ją pocałować. Gdyby śmierć miała mnie ugodzić w tej chwili, wydałoby mi się to obojętne lub raczej niemożliwe, bo życie nie było poza mną, było we mnie. Uśmiechnąłbym się litośnie, gdyby jakiś filozof mi oznajmił, że pewnego dnia, bodaj odległego, będę musiał umrzeć, że wiekuiste siły natury przeżyją mnie, siły
, ' w. James: op. cit., s. 351.
175
M. Proust: op. cit., t. II, W cieniu zakwitających dziewcząt, Warszawa 1B85, s. 473—474.