praco wanych wcześniej schematów — konkretne przykłady podawałem w pierwszym rozdziale.
Zaistniał w historii fakt taki, jak obozy koncentracyjne i obozy zagłady, ale dotyczy mnie on o tyle, o ile cierpiałem, cierpieli i byli zabijani moi najbliżsi, rodacy, inni ludzie; dotyczy mnie jako ofiary czy współ-ofiary. Skoro zło przyszło z zewnętrz, skoro znaleźć można grunt nieskażony, na którym ja ex definitione stoję, to świat się bynajmniej nie zawalił, trzeba się tylko zastanowić nad metodami oporu przeciw ewentualności następnej interwencji, trzeba ograniczyć do minimum sferę działania sił ze złem sprzężonych, ograniczyć ich rozmiar i zakres, może nawet zupełnie wykorzenić poprzez odpowiednie wychowanie, słowem — ulepszyć świat istniejący. Interpretacja faszyzmu w kategoriach zła zewnętrznego, sprowadzonego do tradycyjnych, asymilowanych już form, pozwala na swoistą akceptację świata, w którym ten fakt zaistniał, oczywiście wraz z całym wysiłkiem melioracyjnym. Akceptuje się bowiem nie samo zło, ale świat, w którym jest ono, na wspomnianych zasadach, łatwym do wyodrębnienia marginesem. Ale tym samym akceptuje się pewną całość historiozoficzną.
Dla Borowskiego faszyzm jest kluczowym doświadczeniem epoki nie tylko jako suma ‘ćlerpnienia i nie przede wszystkim. Po Oświęcimiu — a tyczy to również i tych, którzy tam nie byli — nie można już żyć tak, jak przedtem. Należy poddać rewizji wszelkie formy dotychczasowego życia i zasady, na których były ufundowane. Nie może być żadnej luki w tym rozrachunku, żadnego wyjątku, który by został założony z góry. Przede wszystkim zaś nie można stąd wyłączyć samego siebie, zarówno w sensie jednostkowym, jak — co ważniejsze — szerszych całości społeczno-kulturowych, w których podmiot uczestniczy, które uznaje za własną tradycję i obecną rzeczywistość. Nad całą prze-
szłością, ale i nad czasem teraźniejszym Oświęcim postawił znale zapytania, ów rozrachunek jest moralnym obowiązkiem nie tylko w obliczu minionej tragedii, ale i wobec przyszłości, zagrożonej — w razie utrzymania status quo — powtórzeniem się historii. A to oznacza pytanie o kierunek przebudowy świata, przebudowy od samych podstaw, skoro właśnie te podstawy zostały tak drastycznie skompromitowane. W całej swojej twórczości powojennej, do „Kamiennego świata” włącznie, walczył Borowski o wpojenie współczesnym własnego przekonania, że zaistniał oto w historii fakt, nad którym nie można przejść do porządku dziennego, który stwarza coś więcej niż konieczność zajęcia postawy emocjonalnej, zachowania trwałej pamięci o dokonanych zbrodniach, że jak najdalej posunięty i bezkompromisowy rozrachunek myślowy z wojenną przeszłością jest pierwszą potrzebą dnia dzisiejszego, warunkiem sensownej refleksji o przyszłości. Dlatego też pilnie śledził literaturę o tematyce wojennej i okupacyjnej, jej też poświęcił przeważającą część swoich recenzji. Poświęcał zresztą uwagę nie tylko zjawiskom w założeniu ambitnym, pretendującym przynajmniej do takiego miana, ale i programowo drugorzędnym, wchodzącym w zakres kultury par excellence masowej (artykuły o „Zakazanych piosenkach” i „Kalendarzu Warszawskim”). Bezlitośnie, w sposób znajdujący niewiele precedensów w merytorycznej krytyce powojennej, znęcał się nad wszelkimi przejawami fałszowania i mitologizowania rzeczywistości obozowej i okupacyjnej (obok wspomnianych przykładów recenzje z książek Dobraczyńskiego i Kossak-Szczuckiej), podejmował — kiedy tylko było to możliwe — pryncypialną polemikę światopoglądową. Ale nie tylko tak jawne przykłady literackiej mistyfikacji i ślepych zaułków doktrynerskiego aprioryzmu budziły sprzeciw Borowskiego. Pełnej satysfakcji nie znalazł nigdzie, trafiając
221