przy różnych liniach produkcyjnych, gdzie wykonują proste, powtarzalne i nudne czynności. Przedsiębiorstwo nie odprowadza za praktykantów żadnych składek na ubezpieczenie społeczne, a tym samym pozostawia ich w niebezpiecznym środowisku pracy bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. W ten sposób wyzyskuje uczniów, traktując ich jak zwykłą siłę roboczą, nie oferując im równocześnie niczego, co przypominałoby obiecaną praktyczną naukę zawodu. Foxconnowi zależy wyłącznie na sprawnej i elastycznej organizacji, a także na utrzymaniu ciągłości produkcji.
„Spójrz na moje ręce!” - Wan wyciągnęła dłonie nad blatem stołu w jadalni. To dłonie młodej dziewczyny, ale palce pokryte były drobnymi bliznami. W jasnym świetle blizny wydawały się lśnić jak ostre odłamki metalu. Bolało już od samego patrzenia. Wan miała 20 lat. Przez dwa lata uczęszczała do wyższej szkoły zawodowej w Hefei w prowincji Anhui. Przed trzema miesiącami przyjechała do Foxconna w Kunshan i pracowała jako praktykantka przy linii Apple’a. Praktyki zresztą nie ukończyła. Siedząc teraz naprzeciwko nas, sprawiała wrażenie zdenerwowanej i niespokojnej jak zwierzę w klatce. Dosłownie wyrzucała z siebie skargi: „To jest nie do wytrzymania. Chcę z powrotem do domu. Ja naprawdę chcę wrócić do domu!”.
Szkoła, do której uczęszczała Wan, co roku wysyłała uczniów na praktyki do Foxconna. Przedtem przedstawiciele Foxconna składali wizytę w szkole i prowadzili rekrutację. Wan doskonale pamięta, jak na dziedzińcu szkolnym ludzie z firmy w czasie spotkania rekrutacyjnego wychwalali fabrykę: sterylnie czyste miejsca pracy, nowoczesne metody zarządzania, wspaniałe warunki mieszkaniowe i urządzenia rekreacyjne. Nawet obiecywali uczniom, że wykształcą ich na „rezerwową kadrę kierowniczą” i jeszcze dobrze zapłacą.
Wan była tym bardzo zachęcona. Podobnie jak wiele innych młodych kobiet, marzyła o karierze zawodowej. Liczyła na to, że wybrany przez nią kierunek - ekonomika przedsiębiorstw - da j ej duże perspektywy na przyszłość, że znajdzie pracę jako urzędniczka w biurze, w dużym biurowcu, w przyjemnym otoczeniu i ze stałymi godzinami pracy. Z takimi wyobrażeniami pojechała do Foxconna wraz z kierowaną przez nauczyciela grupą kilkudziesięciu innych uczniów i uczennic. „Ja naprawdę myślałam, że czegoś się tutaj nauczę!”.
Wan była zdziwiona, kiedy w fabryce posłano ją bezpośrednio na linię. Wyjaśniono jej, że zbieranie doświadczeń u podstaw wchodzi w zakres szkolenia „kadry rezerwowej”. Wtedy czar prysnął. „Uczyłam się przecież ekonomiki! To przecież nie miało nic wspólnego z pracą przy linii! Oczekiwałam raczej zadań administracyjnych. Przecież przy produkcji na linii niczego się nie nauczę”.
Oczy Wan były zaczerwienione. Nie mogła tego zrozumieć. Czy po 15 latach nauki ma skończyć karierę, pracując jako pracownica przy linii? „Czułam się oszukana. To mnie nie posuwało do przodu! Jeżeli wytrzymam sześć miesięcy, mogę awansować na operatorkę maszyn, a po roku mogę zostać kierowniczką linii. Aleja chciałam piąć się wyżej. Nawet jeśli zostałabym kierowniczką linii, to przecież nie było marzenie mojego życia. Operator maszyny musi zwykle dbać o mało istotne sprawy techniczne, a zarabia tyle samo co pracownik przy produkcji. Kierownik linii pracuje pod ustawiczną presją, a pensja też nie jest oszałamiająca. To przecież nie ma sensu”. Linię i biurko rozdziela coś więcej niż betonowa ściana.
Wan, która kiedyś marzyła o pracy w biurze od godz. 9:00 do 17:00, siedziała teraz zgarbiona przy linii od 8:00 do 20:00. Nie mogła się z tym pogodzić. Poza wszystkim fizycznie już nie wytrzymywała tak ciężkiej harówki. „Przez cały dzień patrząc w mikroskop, wydrapywałam nożem ostre pozostałości na częściach elektronicznych (tzw. gratowanie, przyp. tłum.). Bolały mnie oczy od tego wpatrywania się w mikroskop. Od rana do wieczora czułam się fatalnie”.
Wan roześmiała się gorzko i przetarła oczy. Kiedy opowiadała nam swoją historię, wydawało się, że każda komórka jej ciała czuje i pamięta te katusze przy linii. Blizny na palcach zdawały się ożywać i snuć opowieść pełną goryczy i rezygnacji. Pytamy, czemu nie używa rękawiczek ochronnych. Odpowiedź jest prosta: rękawiczki są bezużyteczne i przede wszystkim bardzo obniżają wydajność. Każdego dnia miała do obrobienia tysiące części, bywało, że nie było czasu na posiłek albo wyjście do toalety. „W rękawiczkach? To nie zdążę!”.
W hali produkcyjnej panowały ponadto nieznośne warunki pracy. „Nie było klimatyzacji! Choć klimatyzacja też by zbytnio nie pomogła. Był wentylator,