188 1. Przestępczość profesjonalna
Gdyby jednak zgodzić się z oceną Andrzeja Karpińskiego, że nielegalny dom publiczny zatrudniał od 3-4 do 10 prostytutek i określić przeciętną ich liczbę w jednym zamtuzie na 6, wówczas w Lublinie około 1645 r. pracowałoby w takich punktach około 60-70 nierządnic - przy założeniu, że w zapisanych wówczas zeznaniach wymieniono wszystkie nielegalnie działające zamtuzy, co wydaje się bardzo wątpliwe. W działającym tam zamtuzie katowskim, zlokalizowanym zapewne w obrębie murów, i być może w jego filii na Mistrzowskiem, gdzie prawdopodobnie pracowała mniejsza liczba nierządnic, razem mogło ich być około 15-20. Do liczby około 80-90 nierządnic zatrudnionych w legalnych i nielegalnych domach rozpusty należy doliczyć nieokreśloną liczbę prostytutek, które uprawiały swój proceder indywidualnie. Wszelkie próby oszacowania ich liczby są nieuprawnione. Można jedynie przypuszczać, że około 1645 r. w Lublinie mogło ich być sto kilkadziesiąt, co w mieście, które w 2. połowie XVI w. przekroczyło 10 tys. mieszkańców, wynosiłoby około 1,5% mieszkańców. Ponieważ jednak przyjęte do tych obliczeń liczby nierządnic przebywających w jednym zamtuzie nie są udokumentowane w żadnym źródle, a jedynie stanowią rezultat przypuszczeń, dlatego nie należy do tych wyników przywiązywać większego znaczenia. W każdym razie można przypuszczać, że ogólna liczba prostytutek w Poznaniu była większa niż w Lublinie, bowiem miasto to było znacznie ludniejsze - w końcu XVI w. liczyło około 20 tys. mieszkańców. Prawdopodobnie było ich jeszcze więcej w Krakowie, którego zaludnienie (samego miasta) w końcu XVI w. wynosiło również około 20 tys. osób, jednak liczbę tę należy powiększyć o mieszkańców Kazimierza, a być może także jury-dyk; istotne znaczenie miał też stołeczny charakter tego miasta, działając jak magnes na wszelkiego rodzaju elementy przestępcze. Z pewnością jednak znacznie przesadzona była opinia, zanotowana w 1617 r. przez Martona Csombora, młodego Węgra podróżującego przez Polskę do Gdańska, który pisał: „Jeśli idzie o obyczajność, to nie sądzę, żeby w Sodomie i Gomorze większa była swoboda niż w Krakowie. Gdzie spojrzysz, ujrzysz też bez liku wszeteczności. Gdzie skierujesz kroki, w ślad za tobą sunie cały poczet rozpustnic"131.
wie o to nie pytali. Podobnie było ze złodziejkami, w istocie nie wiemy, ile kobiet sądzonych tylko za kradzież zajmowało się także nierządem.
1Jl Martona Csombora podróż po Polsce, wyd. J. Śląski, Warszawa 1961, s. 100 n.
ROZDZIAŁ 4
Towarzystwa
Ogromna większość zawodowych przestępców, przede wszystkim złodziei i rozbójników, niemal z reguły działała w zespołach czy bandach. Ich liczebność bywała różna; samotne kradzieże, a zwłaszcza rozboje, zdarzały się znacznie rzadziej. Nie bez powodu podczas wszystkich śledztw jednym z najważniejszych pytań stawianych złoczyńcom było pytanie o towarzyszy w dokonanym przestępstwie, po którym zostali pochwyceni, a także o ich towarzystwa w czasach dawniejszych. Wydaje się, że sędziowie byli przekonani, iż sądzeni przestępcy, zwłaszcza ci, którzy wielokrotnie dokonywali kradzieży czy rozbojów, znali i mogli wymienić wielu innych łotrzyków. Najczęściej mieli rację. Do zrozumienia istoty ówczesnego świata przestępczego wielkie znaczenie ma pojęcia towarzystwa jako szeroko pojmowanej grupy ludzi o na ogół luźnych związkach osobistych, którzy dorywczo spotykali się we wspólnie odwiedzanych melinach, gospodach i karczmach, na jarmarkach, gdzie łotrzykowie skupiali się dla kradzieży, często także na okazjonalnie organizowanych wyprawach złodziejskich w zmiennych, niejednokrotnie zupełnie przypadkowych konfiguracjach personalnych1. Wielokrotnie już była mowa o tym, że ludzie ze świata przestępczego znajdowali się w stałym ruchu - grupy złodziejskie i rozbójnicze, zazwyczaj w tekstach źródłowych zwane towarzystwami (nazwę banda można spotkać w źródłach niezmiernie rzadko), zbierały się na wyprawę, by zazwyczaj po dokonaniu kradzieży (często wędrówki złodziejsldej) lub napadu rabunkowego szybko rozejść się w rozmaitych kierunkach. Określenie „towarzystwo" było używane w dwojakim znaczeniu: albo jako grupa znających się przestępców, albo jako działający razem zespół. Ludzie ci znali się osobiście bądź jedynie ze słyszenia. Często nie pamiętali swoich imion, ale na ogół sporo o sobie wiedzieli. Prawie każdy członek doraźnie działającego mniejszego towarzystwa znał swoich dawniejszych kamratów, z którymi przy pierwszej nadarzającej się okazji szedł na
O towarzystwach przestępczych pisałem w: świat przestępczy w Polsce XVI i XVII stulecia, Warszawa 1991, s. 62-65-