1
. ' A i * _
ZBIGNIEW RASZEWSKI
Na tym możemy skończyć pierwszą część dochodzenia i zastanowić się.* co z niej wynika w lekturze powszechnie- znanego dramatu. Po raz pierwszy napisał
0 nim Słowacki do matki: ..w przeciągu miesiąca uptynionego napisałem nową sztukę teatralną — niby tragedią, pod tytułem Batlactiiw" (18 XII1834). Miała być — wedle tego samego listu — „cała podobna do starej ballady, ulożonu tak, jakby ją gmin układał”.1*
Otóż sprawa balladowości tej „niby tragedii” była już szczegółowo 1 ciekawie komentowana, a mimo to nasuwa krytykom skrupuły. Skrupuły są uzasadnione. Najbardziej balladowa z całego dramatu jest uczta na zamku w akcie IV, która jak na balladę zaczyna się dość niezwykle, bo od błazenady. Wyobraźmy sobie: na ..cztcrowieżowy” 2amek Kirkora, zarządzany wtedy przez von Kostryna, przybywa Grabiec jako król dzwonkowy. Tylko jego „meszty papuże”, „promienny" płaszcz
1 szczerozłota korona mogły budzić trochę zaufania. Reszta grabcowego majestatu zakrawała na kpinę. W jednej ręce dzierżył czerwone jabłko („winne"), a w drugiej. zamiast berła, wierzbową fujarę. Mimo to przyjęto go bez zastrzeżeń, nio pytając nawet o imię. ani komu panuje. Kiedy podczas uczty goniec odczyta! komunikat Kirkora i okazało się że Grabiec ma na głowic koronę Popielów, bez najmniejszych protestów uznano go za króla. W pierwszej chwili uczta spławia wrażenie maskarady, której uczestnicy umówili się tylko, że uwierzą w jej' prawdziwość. Mogłoby się to zdawać przeciwne zamierzeniom Słowackiego. Obrazując stosunki feudalne piętrzył celowo „tysiące anachronizmów”. „Ludzie 1 jcdn.ik — napisał o Balladynie — starałem się. aby byli prawdziwymi".11
Toteż najznakomitszy monografista Słowackiego, Juliusz Kleiner, zgłosił w teji sprawie swoje wątpliwości. Zastanowiła go sama postać Grabca, od chwili jego drugiej metamorfozy. Wydała mu się nieudana. Jak wiadomo zaraz po przemianie Grabiec wybiera się na zamek, a swoje panowanie zaczyna od awansowania Chochlika: „Ty jesteś królewskim ministrem, boś głupi”. „Zajęty myślą o satyrze-politycznej — napisał Kleiner — Słowacki zapomina, że Grabiec głupi nic zdobyłby się na tak świetne powiedzenie". Jednak Grabiec jest uparty i na zamku powtarza swoje aluzje, znowu rozkazując Chochlikowi:
Więc ty ministrze,’
Weż moje berło wierzbowe i na niem .
Graj jak na dudzie — a zatykaj bystrze Dziurki palcami, jeśli pomysł nowy,
Dążący prosto ku uszczęśliwieniu >
Przyszłych poddanych, wymknie ci się z głowy Przez głupie wrota.
„Ten ostatni1 ton satyry politycznej jest do umysłowości Grabca tak samo niedostosowany, jak dowcipy w akcie 111" — objaśnił Kleiner. W ogóle fakt. że Grabiec zdradzony przez Balladynę mimo to chce zostać kucharzem u Kirkora, a przemieniony w króla natychmiast wybiera się do zamku, uznał Kleiner za pewną niezręczność ze strony Słowackiego. „Ażeby Grabca na tę ucztę sprowadzić — napisał — co jest dla dalszej części dramatu- konieczne, poeta pozwoli} sobie nie tylko na baśniowy lok akcji, lecz nadto na różne nieprawdopodobieństwa psychologiczne. Ze uczucia Grabca zupełnie zmiany nie doznały po morderstwie, na które patrzył dnia poprzedniego, to nic tylko Goplanie (w. 504—505> dziwnym musi się wydawać”.1*
Zdaje się, że materiał zebrany w tym artykule pozwoli ńa polemikę z Kleinerem. Zaczniemy ją jednak od sprawdzenia, na‘co sobie Słowacki na prawdę pozwolił, bo trudno uwierzyć, że Grabca począł w chwili roztargnienia. Po pierwsze. Przemieniony - w wierzbę Grabiec istotnie był świadkiem wydarzeń, które rozegrały się w łesie, i na widok morderstwa wrzasnął nawet „Jezus Maryja...", ale był pijany. „Nie trącaj, bom piany.-" pogniewał się za urwanie gałązki już po dokonaniu zbrodni, na Pilona. Po drugie. Pakt, że jako wierzba widział, czul i mówił, nie dowodzi jeszcze, że swoje ówczesne doświadczenia zdołał zapamiętać. Tekst przeczy temu. Odzyskawszy ludzką postać Grabiec pobiegł ku chacie Wdowy. (Zwiedziony na manowce przez Chochlika szedł przecież na spotkanie z Balladyną). Widok zgliszcz wprawił go w zdumienie. Ze swojej najbliższej przeszłości pamiętał tylko wielkie pijaństwo i fakt, że był wierzbą. Zniszczenie chaty objaśnił' mu chłopi opowiadając o turnieju malinobrania i zagadkowej ucjcczco Aliny.
Toteż z początku uczty Grabice drwi tylko ze snobizmu Balladyny, która na poczekaniu dorabia sobie genealogie. Dopiero gwałtowna reakcja Balladyny na wzmiankę o malinach w komunikacie Kirkora zastanowiła go. W każdym razie każąc Chochlikowi zagrać na wierzbowej fujarze wydaje mu rozkaz dosyć ścisły. („To berło z mojej wykręcone skóry wie, co ja lubię"). Efekt jest nie-rozekiwany. Na dźwięk piosenki, której tekst wszyscy obecni znają (bo „wieśniacy* przy grabionym sianie Nucą [ją] na fletniach") gospodyni popada w odrętwienie.
Grabiec w tym czasie milczy i dopiero po odzyskaniu świadomości przez Balladynę przeprasza zebranych. „Za co?" — dziwią się biesiadnicy. ,.&e byłem zasnął". „Epizod znamienny dla romantycznego łączenia grozy i komizmu — objaśnia Kleiner — odrętwienie Balladyny pendent zyskuje — w zaśnięciu Grabca". Skąd to rozróżnienie? Wedle Słowackiego „spali" oboje. Balladyna ,.z otwartymi oczyma" — Grabiec chyba też. skoro siedział jako najdostojniejszy gość na pierwszym miejscu, a nikt jego rzekomej drzemki nie zauważył. Miał widać dziwny sen. bo ni stąd ni zowąd zażądał malin, i to tak kategorycznie, że Balladyna zdołała tylko wyszeptać „straszne zachcenie...” i zemdleć. Wychodząc na wieżę Grabiec ma powody do zadowolenia. Dociekł prawdy, na którą naprowadziło go zachowanie Balladyny*’
A więc nie jest durniem. Ma swój chłopski pomyślunek, i to nic byle jaki. Jak na praktycznego chłopa wykazał tylko zadziwiającą bezinteresowność w dociekaniu prawdy, a zupełny brak przezorności. Mógł był przecież przewidzieć, że kto morduje dla dzbanka malin, ten zamorduje za koronę, zwłaszcza jeśli go rcr.ębić podejrzeniami. Cóż, kiedy na uczcie znowu nie wylewał za kołnierz i wy-.‘.-•.-■'ił .wyprowadzony przez służbę" niewątpliwie w stanie pewnego rozmarzenia.
Z czego wynikają dwa wnioski. Po pierwsze: * znaczenie Gaabca. postaci skrzywdzonej — przez teatr i przez krytyków — dla wszystkiego co się w Bolta-tr^nic dzieje. Po drugie: jakby podwójna motywacja wydarzeń, cudowna i logiczna zarazem. Publiczności teatralnej mogłoby się wydawać, że odrętwienie Balladyny spowodował śpiew' cudownego pochodzenia, bo fujarka „śpiewała", nawet na „zmięszane" glosy. O utratę przytomności przyprawia Balladynę widmo siostry, z którym nawet — „przez stół” — rozmawia. Jednak w obu wypadkach poza publicznością słyszy i widzi te zjawiska tylko Balladyna. Podobnie
169