^ siedmiodniowym tygodniu. Siady tego przydziału dni B| poprzez łacinę, w wielu językach europejskich, np M^ielskim, niemieckim. I tak: niedziela przypadła w Hgli kamaszowi (łac. Solis dies), poniedziałek - księży-Lwwe dies), wtorek — podziemnemu Nergakiwi środa — gońcowi Nabu (Mercuri dies), czwartek H vis dies), piątek—jutrzence Isztar (Veneris dies), Saturnowi Ninurcie (Saturn dies). i Hldc planety, Słońce i Księżyc, miały wyznaczać ptzy-
: wypisane jest przeznaczenie. Zgodni byli i w tym Ba-! /Sneraffli- Wierzyli, iż wszystko, co | dzieje na niebie, At 1KŁ CO się stanie na ziemi. Uważali data niebieskie za oob nawale potworów, nikt prócz nieustraszonego Marduka. ł Kk Każde z nich miało swą gwiazdę czy planetę i rażeni bogowie pociesznie zlożyb najwyższą władzę w młodej* v - • *-
ręce i uwieńczyli czoło syna boga Ea królewskim diademem.^^t Krótkie były przygotowania Marduka do boju z rozjuszony > mat. Chwydł jedną dłonią ciężką maczugę i sieć, drugą wonną ^
| dla osłony przed smrodem Tiamat i jej tłuszczy, a usta kazał3 wymalować ochrą na czerwono w obronie przed czarami. Tak ujjj jony wsiadł śmiało do swojego burzowego rydwanu. Wldelday? mat rzuciła się na swego potomka z rozdziawioną paszczęką; straszliwymi przekleństwami. W ręku Marduka mignęła og^ sieć i skrępowana bogini runęła jak powalona kłoda na ziemię
ragan, naturalny sprzymierzeniec młodego zwycięzcy, wdarł się natyl BJ&zerti W** jeszcze wtedy me zostały powołane do źy-miast pomiędzy rozwarte szczęki, a celna strzała Marduka dósijg Im | miało nas^P^ w n'e^a^e^J przyszłości. Podobnie jak u przez gardło i żołądek serca prapraprababki. J i u Babilończyków delikatni bogowie nic mieli uaj*
śmierć przewodniczki boju rzuciła cień trwogi na jej spnyJ K|0ty do wykonywania ordynarnych i pospolitych czyn-rzeńców. Bez oporu dali się rozbroić i zakuć w kajdany. Mail Bipwania cennego życia. Zwrócili się więc do Marduka, oplątal wszystkich swą siecią i cisnął na wieki w głębiny ziemi. Jęj H od tych przyziemnych trosk, postarawszy się o zdyscy-pitkę najgroźniejszych potworów zwycięzca tak długo deptał nogj. j zapobiegliwych służących. Za radą praktycznego Ea mi, aż opuściła ich wszelka duma i stali się łagodni jak oswojone jSpostanowił ulepić boskoksztaltnego karzełka z krwi i ko-zwierzęta. Kingu musiał zapłacić za udział w walce utratą przywilej, t pokonanych świeżo wrogów. Los pad! na Kingu, pro-
nieśmiertelności. _ ... IllStowników, pozbawionego już zresztą nieśmiertelności.
Hprzed narodzeniem do roli pokornego sługi bóstw. iKi nieśmiertelni w dowód wdzięczności wznieśli w ciągu %‘ziefliską rezydencję dla swego króla. Strzeliły w górę dum-Ig Babilonu (Babilani—oznacza Bramę Bogów), zwieńczone La dla najpotężniejszego bóstwa, pogromcy Tiamat. I tu w
Nie da się opisać radości bogów na wieść o unicestwieniu straszt dostarczyło tworzywa dla pierwszego człowieka, przezna- ‘ wych potworów. Marduk nie miał czasu na przyjmowanie gratulacji j dziękczynnych darów, bo już go czekały nowe, twórcze zadania. || nieć Tiamat stał się początkiem nowej, kierowanej przez niego ety.
Marduk chwycił w mocarne dłonie rozdziawione w śmiertelnym gry. masie szczęki Tiamat i rozerwał jej ciało na dwie części. Jedną unity wysoko w górę, aź zwisła jako sklepienie niebieskie, drugą, jako sta
rupę ziemską, zakryły szumiące fale oceanu. Władzę nad niebem j^Je święto noworoczne zbiera się cały panteon, by oddać hołd przekazał dziadkowi Anu, nad powietrzem Belowi, nad wodami pod-1 ^-diwładnemu Mardukowi i z jego ogniem ziejących ust usłyszeć ziemnymi bogu Ea. Nie sprzeniewierzył się tym sposobem odwiecz- Lfoniedż przysdych przeznaczeń świata, nym sumeryjskim tradycjom.
Marduk wyznaczył teraz zakres działania i pozostałym bóstwom, i Teraz wzniósł oczy ku niebu: stworzył gwiazdy, by błyszczały jst klejnoty w mroku nocy, i wyznaczył im drogę. Otworzył bramę, przęz którą rankiem wschodzi słońce i drugą na zachodzie, kędy o j zmierzchu udaje się ono na spoczynek. Ku bezchmurnemu nieboskłonowi, jaśniejącemu w dzień słonecznym blaskiem, a mieniącemu j| się nieprzeliczonymi gwiazdami w nocy, miały się potem często zwn- i cać oczy ludzi, czytających przyszłość. Spoglądać mieli tam jak na: