NIEZNANY ŚWIAT © 23
NIEZNANY ŚWIAT © 23
Mecz trwa ponad godzinę. Serdecznie się żegnamy, na pamiątkę robimy sobie zdjęcie.
Około l w nocy zasypiamy. Niestety, rano okazuje się, że praktycznie nie możemy wstać z łóżek. Powoduje to potworny ból w nogach. Podczas gdy wszyscy „normalni” pielgrzymi regenerowali się po ciężkim etapie, my szaleliśmy z dzieciakami z Viany.
Mimo to decydujemy się jednak wyruszyć w zwolnionym tempie na trasę. Po 11 km osiągamy Logrono. Piękne, stare miasto. Elmar postanawia następny etap przeskoczyć autobusem. Nocny mecz piłkarski dal mu się zbyt mocno we znaki.
Rozstajemy się na rynku. Ja postanawiam odpocząć trochę w kawiarni, po czym ruszam na trasę. Jestem w nienajlepszej kondycji, ale mam nadzieję dojść do Navarete (12 km).
Jest potwornie gorąco. W Navarele w żadnym z auberge nie ma miejsc. Przeszukuję hotele. W trzech najbliższych także nie ma ani jednego wolnego łóżka. Uprzejmy Hiszpan z recepcji wykonuje telefony do pozostałych hoteli. Niestety, bez skutku.
Wolnych miejsc nie ma również w mieście, a Hiszpanie świętują długi weekend. Ze spuszczoną głową, powoli wyruszam w dalszą drogę. Jest już po godzinie I6, ale słońce niesamowicie piecze. Moim najbliższym celem jest Najera (16 km).
Idę przez plantacje oliwkowe. Po godzinie zdaję sobie sprawę, że zapomniałem zatankować wodę. Sytuacja staje się wybitnie nieciekawa.
KJadę się w cieniu drzewa i zastanawiam nad tym, jak spędzić najbliższą noc. Położyć się pod drzewem na nocleg jeszcze zdążę. Najpierw muszę znaleźć wodę. i może uda mi się dojść do następnej miejscowości.
Najera wita mnie powtórką z. Navarette. Brak miejsc. W tym momencie jestem gotów zapłacić za łóżko każdą cenę, ale to także nie pomaga.
Pocieszam się, że ugasiłem pragnienie i mam wodę na dalszą drogę.
Kompletnie wycieńczony przechodzę na-
Alternatywne schronisko Manjarin
Wczoraj przed zaśnięciem zacząłem analizować treść wyciągniętej przeze mnie karty i nagle poczułem olśnienie. Eureka!!!
Inicjuję więc w marszu eksperyment. Po raz pierwszy od 50 lat zaczynani rozmowę z moim ciałem. Na razie jest to monolog. mniej więcej następujący: - Słuchaj, jestem Ci bardzo wdzięczny, że przeniosłeś mnie przez ten pierwszy, trudny etap wędrówki i u- ogóle za cale nasze wspólne życie. Za to. że tak doskonałe funkcjonujesz.
I to pomimo tego, że znęcałem się nad Tobą kilkadziesiąt lat. Przepraszam cię za to. Postaram się jakoś to tobie wynagrodzić. Teraz mamy przed sobą do przejścia ok. 800 km, częściowo po górach, z ciężkim plecakiem. Takich szarży jeszcze nie przerobiliśmy. Myślę, że powinniśmy się dogadać i współpracować ze sobą w tej wędrówce. Nie masz wyjścia, siaty. Pomóż mi. a ja obiecuję, że będę się o ciebie maksymalnie troszczył; wybierał najzdrowsze pożywienie, poił po drodze, ile tylko zechcesz, tobił przerwy na pierwszy twój sygnał, ograniczał wino tinto, albo od czasu do czasu zamieniał je na źródlaną wodę.
Ten kilkugodzinny monolog przekształci! się w dialog. Skąd o tym wiem? Ponieważ moje ciało po jakimś czasie zaczęło przesyłać mi sygnały. Najważniejszym było całkowite zniknięcie jeszcze tego dnia wieczorem jakichkolwiek bólów w plecach. Ten cud trwa do dzisiaj! Na półmetku zniknęły zaś dolegliwości w kolanie (tym. które miało być pilnie operowane!).
Po wieczornym „Pilgermenu” w restauracji na Starówce wracam z Elmarem do hotelu. Jest ok. 23-ej. Wykorzystujemy swobodny wieczór; nie nocujemy dziś w auberge, gdzie zamykają drzwi już o 22:00. tylko w małym hoteliku.
W centrum miasta chłopcy grają w piłkę. Dołączamy się. Za chwilę przychodzi grupa dziewcząt. Mieli umówiony mecz ..boys” contra „girls” na 23:00. Zapraszają nas do gry. Elmar zasila drużynę dziewczęcą, ja gram z chłopakami.
Między Rabanal del Camino i Cruz de Ferro
stępne 7 km do Azofiy. Na drzwiach Albergue informacja o braku miejsc oraz że najbliższe schronisko znajduje się I0 km dalej.
Ignoruję ten szyld, wchodzę do środka, odstawiam plecak i zdejmuję buty. Obsługująca schronisko pani pokazuje mi tabliczkę brak miejsc. Ja na to daję jej do zrozumienia. że nigdzie się stąd nie ruszę, bo po prostu nie mogę. W końcu zrobiłem dziś w nienajlepszej formie i potwornym upale 46 km. i znów działa bonus Polaka.
- No więc, jeśli jesteś z Polski, to zostań. Mamy dzisiaj tutaj chyba ponad 40 namdowości, ale Polakiem jesteś jedynym. Z tym, że możesz przenocować tyłka na podłodze. Kosztuje 3 euro.
Jestem szczęśliwy. Cały blok sanitarny wyłącznie do mojej dyspozycji. Jest późno i wszyscy już odpoczywają. Super czyste prysznice.
Po kolacji w jadalni zwalnia się kilka materaców. Po mnie zostały przyjęte jeszcze cztery osoby: Estończyk, Kanadyjka, Francuz i Hiszpanka.
Rozmowa się jakoś nie klei, bo wszyscy są wykończeni. Prawdopodobnie mieli dziś przeżycia zbliżone do moich.
Obok mnie wierci się w śpiworze Hiszpanka. Adrianna. Wymieniamy parę słów.
- Czy wiesz - pyta mnie - że Camino to nie tylko wyczynowy sport? My. Hiszpanie święcie wierzymy w to, że ta droga zmienia człowieka. Trzeba jej tylko zaufać i się na nią otworzyć. Nikt nie kończy jej takim, jakim był na starcie.
Kiwnąłem głową, że już o tym wiem, a Adrianna uśmiechnęła się. Zanim zdążyłem zebrać myśli i angielskie słowa do głębszej dyskusji o roli Camino w kształtowaniu Nowego Człowieka, już smacznie spala.
Pobudka była po prostu fantastyczna. Dokładnie o 6 rano głośniki we wszystkich pomieszczeniach zaczęły emitować muzykę klasyczną. Odbywa się to sv ten sposób, że na początku wydobywają się z nich tylko ledwie słyszalne dźwięki,
str. 24