bardziej przyjemne i wymagają ode mnie mniej zachodu?". Jakiej odpowiedzi sobie udzieli? Tradycja rousseauńska w tym miejscu odwoła się, rzecz jasna, do dobroci natury ludzkiej. Natomiast historia europejskiego społeczeństwa nakazuje daleko posuniętą wstrzemięźliwość w tym względzie.
Wróćmy teraz do zagadnienia, które ciągle powraca w powyższych rozważaniach - do kwestii moralności. Widzieliśmy, że dwie powyższe cechy nowożytnej kultury europejskiej utrudniają osiągnięcie wspólnoty moralnej. Myślenie naukowe instrumentalizuje obszar interakcji międzyludzkich, natomiast indywidualizm kompetencje moralne przypisuje jednostce, nie zaś grupie. Czy to oznacza, że tak pożądana przez wychowawców moralna wspólnota wychowanków, z której biorą początek rozmaite prospołeczne zachowania, jest niemożliwa do osiągnięcia? Trudno to definitywnie rozstrzygnąć, choć istnieje przesłanka, by odpowiedzieć twierdząco na to pytanie. Wydaje się bowiem, że taka moralność jest związana z typem społeczeństwa (patrz tabela 3.1).
W społeczeństwie pierwotnym tym, co powoduje, że ludzie żyją w grupie, jest wspólnota ich zachowań. Trudno tu wręcz mówić o moralności, bo brakuje abstrakcyjnych wartości określających wzorzec do osiągnięcia. Nikt tu nie mówi, co należy robić, lecz to robi. Z kolei w społeczeństwie religijnym spoiwem żyda grupowego jest jednolitość światopoglądowa, z której wynika, na czym ma ono polegać. To religijny model świata, pokazujący, jak należy postępować, aby się doń zbliżyć, powoduje moralną wspólnotę ludzi weń wierzących i przynosi wspólnotę zachowań. W obu przypadkach człowiek żyje z innymi ludźmi w obrębie wspólnoty lokalnej (rodzina poszerzona, rodzma-ród, familia), jest wręcz zanurzony w społeczności, a najważniejsze dlań są relacje społeczne. Społeczeństwo nowożytne nie ma ani wspólnoty zachowań, ani wspólnoty przekonań. Różnorodność światopoglądowa, podział społeczeństwa na wiele grup o różnej ideologii i praktyce, wreszcie uwolnienie się jednostki spod wpływu wspólnoty lokalnej - wszystko to sprawia, że jego praktyka ogranicza się do budowania więzi społecznych opartych na indywiduum, nie zaś na grupie. Relacje instytucjonalne (np. oparte na stosunku pracy) zastępują relacje bezpośrednie (np. oparte na pokrewieństwie).
Widać to dobrze na przykładzie obrazów dziecka i dorosłego. W społeczeństwie pierwotnym krewni jednostki powodują jej przeobrażenie w pełnoprawnego członka społeczności. Podobnie jest w społeczeństwie religijnym. To, czy dany osobnik przybliża się do ideału człowieka dorosłego,
określa się na podstawie jego relacji z innymi ludźmi (np. roztropne wypowiedzi czy zawarcie małżeństwa). W obydwu przypadkach to inni ludzie orzekają o dorosłości dziecka bądź też ją powodują. Sprawa wygląda cokolwiek inaczej w przypadku społeczeństwa nowożytnego. Obserwujemy tutaj, jak dorośli „zrzekają się" swych uprawnień do orzekania, czy dane dziecko już przynależy do ich świata, czy jeszcze nie. Nie ich zdanie się liczy, lecz cechy obiektywne, wyznaczane przez wiedzę naukową i niezależnych fachowców, takie, na które rodzic nie ma żadnego wpływu. Dojrzewanie i wiek to wyznaczniki niezależne od innych ludzi.
Wydaje się więc, że im więcej mówi się o wychowaniu, im częściej roztrząsa się kwestię jego celów i środków, tym mniejsza jest realna siła oddziaływania dorosłych na dzieci. Tm więcej rodzice czytają poradników7 o tym, jak wychowywać swoje dziecko, w tym mniejszym stopniu naprawdę je kształtują. Paradoksalnie rzec by można, iż dopóki nikt się nie zastanawia nad wprowadzaniem w kulturę, dopóty odbywa się ono bez problemów. Jeśli nikt go nie organizuje, nikt nim nie zarządza, wtedy jego skuteczność w7 konstruowaniu wspólnoty jest wysoka. W takim przypadku jednak jego rdzeń musi polegać na uczeniu przez doświadczanie, na przyswajaniu wiedzy konkretnej i uczestniczeniu w świecie dorosłych.
Podsumowując, stwierdzić możemy, że podstawowe tendencje obecne w nowożytnej kulturze europejskiej, a więc myślenie naukowe i indywidualizm, powodują obojętność moralną ludzi z tejże kultury. Wydaje się, że wynika to z ulokowania osądu moralnego wewnątrz człowieka i pozbawienia tym samym siły oddziaływania innych ludzi. Taka, przypominająca nieco Kantowską, moralność jest oparta raczej na wewnętrznym i indywidualnym rozumie niż na zewnętrznych wymogach ze strony zbiorowości innych ludzi. Powiedziałbym więc, że moralność pierwotna i moralność religijna są wzajemne, gdyż wynikają z rzeczywistych czynów i polegają głównie na przestrzeganiu określonych wzorów zachowań. To zakotwiczenie w realnych działaniach owocuje jej niesamowitą skutecznością. Z kolei moralność nowożytna wykazuje cechy nie wzajemności. Najważniejsza jest tu moja własna postawa i reakcje innych ludzi mało mnie interesują. Tym samym rezygnuje się z możliwości kształtowania mojego postępowania przez wspólnotę, a jednocześnie zakłada się na podstawie wiary w Rozum, że każdy będzie myślał i działał podobnie i w ten sposób powstanie wspólnota złożona z indywiduów. Ponowoczesna wizja moralności, wywodzona przez myślicieli postmodernistycznych z koncepcji Lćvinasa, posuwa się o krok dalej w niwelowaniu wpływu społeczności na jednostkowe poczucie odpowiedzialności moralnej. W tym przypadku także i instancja Rozumu jest spod niej wyłączona, a impuls moralny jest czymś najbardziej pierwotnym w naturze człowieka.