Piękne są wczesnojesienne dni nad rzekami. Choć słońce jeszcze mocno nagrzewa głazy na brzegu, nie ma już dokuczliwych upałów i tłumów plażowiczów. Rzeki na nowo odżywają. Przeważnie Ich wody, krystaliczne o tej porze, zaczynają nieść dużą ilość opadających liści. Dla lipieni to znak, że zaczyna się właśnie TEN moment. Czujne ryby intensywnie zaczynają żerować, wyłapując niesione nurtem smakowite kąski.
Bardzo lubię październikowe wyprawy nad szemrzące gdzieś na pogórzach czy wyżynach, niewielkie lipieniowe rzeczki i strumienie, których, brew pozorom, mamy w Polsce całkiem sporo. Ubrany w lekką kamizelkę i wodery przemierzam z delikatną muchóweczką moje ulubione odcinki tych rzek. Staram się wypatrzyć lipienie, stojące o tej porze roku w płytkich bystrzach. Łowię tam głównie na niewielkie suche muszki wykonanie na bazie pawiego pióra. Uwielbiam zwłaszcza Coachmany - ten wzór ma w sobie coś magicznego. Obok Coachmanów w mym październikowym pudełku znajdzie się też kilka popielatych muszek typu Blue Dun, maleńkich Red Tagów i muszek wykonanych z CDC. Lipień „zaskoczony" dobrym podaniem takiej muszki, z pewnością się jej nie oprze. Zaatakuje natychmiast, a po zacięciu zachwyci wędkarza serią wspaniałych wyskoków.
Może się jednak zdarzyć, że lipień w ogóle nie zwrócić na przynętę uwagi. Gdy ryba jest wybredna, sięgam po maleńkie mokre muszki i mikronimfki, czyli zminiaturyzowane imitacje larw owadów. Widowiskowy sposób wędkowania na te przynęty pokazał mi kiedyś jeden z najlepszych wiązączy much z południowej Polski, Kazio Żertka z Cieszyna. Jego sposób łowienia nie polega na obserwacji końcówki linki (jak to się już w nimfie od dawno praktykuje), lecz na pilnym śledzeniu... samej przynęty, prowadzonej na pajęczym przyponiku. Bardzo polubiłem ten finezyjny sposób łowienia i fascynujący widok płynącego z nastroszoną płetwą grzbietową lipienia agresywnie ścigającego przynętę w scenerii ciepłych pastelowych barw babiego lata... Odliczam już dni do tych chwil.
Tekst i fot. Mikołaj Hassa
Wędkarski Świal 10/2007 59