do ilioj nio pasujo. Podchodzę tu ogródkami do świata skrzatów, czyli do Elwory.
Przy okazji zaś, gdyż zapomniałem uczynić tego wcześniej, podaje nazwp świata gigantów: Monstrator. Wrzecionowaty świat, mający około 60 000 kin długości wzdłuż głównej osi -będziemy jeszcze o nim pisać. Tymczasem zaś porywy natchnienia ciągną nas do Elwory i do jej mieszkańców, składających niegdyś przejściowo wizyty na Ziemi. Zjawiali sic tu w hordach gęstych jak chmury nietoperzy; przybywali no myśliwskie safari, których celem były myszy. Albo może pszczoły. W wyprawach na pszczoły hartował sie duch młodzieży. Najodważniejsi wypuszczali sie w pojedynkę na szerszenie. A zro-szl;| - najprawdopodobniejsza ze wszystkiego jest myśl, że przybywali tu nawracać pogan. Oburzeni na widok każdego, kto mógł połknąć na raz. coś więcej niż ziarnko fasoli; przerażeni losem dusz tych stworzeń, które mogły wychylić na raz więcej niż kroplę rosy - hordy maleńkich misjonarzy zdecydowanych, że przeważyć powinno to, co właściwe, określając „właściwe" własna znikomościa. Ich narzędzia przetrwały, lecz śladów ich delikatnych ciał można szukać z równym powodzeniem jak śladów prachistorycznego szronu. Niewielki wir powietrzny i oto jakiś Elwnrianin unosi się o setki metrów, zaś jego ciała próżno szukają zasmuceni towarzysze. Może wpadł do lisiej jamy albo też zjadła go wrona. Zbierają się druhowie, rozpaczają lub pogrążają się w milczącej żałobie. Wiedza jednak, że rozpacz można pokonać tylko rytuałem - będzie więc pogrzeb. Nio można opuścić miejsca tragedii bez pogrzebu. W miejsce zaginionego robię kukłę - takie pogrzeby sę znane i Ziemianom - i tuj kukle oddaję ostatnie honory.
Być może Elwerianie wracali w ton sam rejon częściej, co kilka lat, może takich tragicznych wypadków było więcoj - i oto powstało maleńkie mauzoleum, gdzie w miniaturowych trumnach leżały kukły zaginionych skrzatów. Ile takich mauzoleów jest na święcie - nie wiemy. Lecz przynajmniej jedno jest w Szkocji.
Czytamy więc w londyńskim „Timesie" z 20 lipca lf!36 r., że na początku togo miesiąca kilku chłopców przetrzadało w poszukiwaniu króliczych nor skalista formację w okolicach Edynburga, znana jako Siodło Artura. W pewnym momencie, posuwając się wzdłuż skalnej ściany, chłopcy natknęli się na warstwę kamiennych płytek, któro zdawały się coś zasłaniać. I’o ich odrzuceniu oczom obecnych ukazała się niewielka jaskinia.
W jaskini zaś - siedemnaście filigranowych trumien, długich na 7,5 do 10 cm.
W trumnach leżały miniaturowe drewniane figurki. Wszystkie były ubrane, lecz dość rozmaicie, zarówno pod względem stylu jak i materiału. Trumienki były ułożone w dwa rzędy po osiem sztuk, zaś jedna z nich zdawała sie zaczynać trzeci rząd. Najbardziej zaś nadzwyczajne w tej historii było to, że trumienki składano tu pojedynczo i w odstępach wielu lat. Te, które leżały w pierwszym rzędzie były prawie zupełnie zmurszało, a całuny zamieniły sie w proch. W drugim rzędzie efekt działania czasu nie był jeszcze lak bardzo wyraźny, natomiast pojedyncza trumna trzeciego rzędu wyglądała tak, jakby złożono ja tam zupełnie niedawno.
W „Proceedings of the Society od Antiąuarians of Scotland" (3-12-460) znajduje się polny opis znaleziska, a także rysunki trzeci) trumien i trzocli figur.
Tak więc Elwera z jej niskimi lasami i mikroskopijnymi małżami - a jeśli Blwerianie nie byli zbyt zaawansowani technicznie, na co wskazują ich narzędzia, to kąpiąc się używali gąbek wielkości główki od szpilki. Czasem zaś zdarzały się katastrofy I fragmenty Elwery spadały na Ziemię.
W magazynie „Popular Science" (20-83) znajduje się artykuł Erancisa Binghama, który pisze o koralach, gąbkach, muszlach i krynoidach, znalezionych - według zapewnień dr. ‘Halina -w meteorytach.
Komentując ich fotografie, Binghnm stwierdza, że ich „dostrzegalna i bardzo dziwna cecha” sa „nadzwyczajnie nikłe rozmiary”. Korale na przykład osiagaja zaledwie jedna dwudziestą wielkości ziemskich korali. Reprezentują ono prawdziwie karłowaty świat zwierzęcy - pisze Bingham.
Mieszkańcy Monstra tor a i Elwery byli w czasach icli okazjonalnych odwiedzin na Ziemi raczej prymitywni - choć oczy wisi io w tej niby-egzystoncji wszystko, co my, pół-zjawy, nazywamy dowodem na coś, może być równie dobrze dowodem czegoś Innego. Logicy zaś, detektywi, sędziowie przysięgli, zazdrosne żony i członkowie Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego rozpoznają tę nieoznaczoność bardzo dobrze, maja jednak -ho chcą mieć - złudzenie, żo przez zawarcie zgody co do czegoś, przez oklepanie i podpisanie, tworzy się jakiś ostateczny i rzo-c/.ywisty dowód, który pozwala spać spokojnie i nie myśleć więcej o danej sprawie. Metoda ta jest zatem nawet całkiem dolna dla „egzystencji", która jest tylko wspólrealna, jost to jednak
127