Kiedy rodzice przerzucali kartki i studiowali rysunki, po sa krążyły komentarze:
— To się nadaje nie tylko dla nastolatków. Nie miałabym n przeciwko temu, żeby mój mąż tak do mnie mówił.
— Do ciebie?
— Tak, do mnie. Chodzi o to, że to by prawdopodobnie ponw gło wielu małżeństwom.
— Założę się, że niektórzy ludzie popatrzyliby na te przykl.i
dy i powiedzieli: „Nie ma w tym nic nowego. To po prostu zdro wy rozsądek”.
— Ale to nie tylko zdrowy rozsądek. Gdyby tak było, nie przy szlibyśmy tu dzisiaj.
— Nigdy tego wszystkiego nie spamiętam. Przykleję te rysunl^ na wewnętrznej stronie drzwi do szafy.
Ojciec, który dołączył do nas na drugich zajęciach i który do tąd nie zabierał głosu, podniósł teraz rękę.
— Cześć, jestem Tony, i wiem, że powinienem siedzieć cicho bo nie byłem na poprzednich zajęciach. Ale moim zdaniem przykłady pokazują tylko, jak sobie radzić z normalnymi, co] dziennymi drobiazgami — takimi jak brudny plecak, podarty bluzka, złe maniery przy stole. Przyszedłem tu dzisiaj, bo sądzi łem, że dowiem się, jak sobie poradzić z tym, co robią nastolatki! a co jest wieczną zgryzotą dla rodziców — z paleniem, piciem al< koholu, uprawianiem seksu, braniem narkotyków.
— To są dzisiaj nasze największe zmartwienia — zgodziłam się. — Ale od tego, w jaki sposób poradzimy sobie z „normalnymi, codziennymi drobiazgami”, zależy też nasze postępowanie w wy padku „dużych spraw". To, jak sobie poradzimy z brudnym ple cakiem czy podartą bluzką lub złymi manierami przy stole, może albo poprawić, albo pogorszyć nasze kontakty z dzieckiem. To, w jaki sposób zareagujemy na wzloty i upadki naszych dzieci, może spowodować, że oddalą się od nas albo do nas zbliżą. Nasza reakcja na to, co zrobiły bądź czego nie zrobiły, może albo wywo łać żal albo pobudzić zaufanie i wzmocnić ich więź z nami. A cza sami jedynie ta więź gwarantuje naszym nastoletnim dzieciom bezpieczeństwo. Kiedy staną przed pokusami, wejdą w konflik ty, poczują się zagubione, będą wiedziały, kto może wskazać kierunek. Kiedy będą ich kusić szkodliwe przekazy popkultury, to I usłyszą także inny głos w swojej głowie — wasz głos — przypo-)
uhtrtl'1' V " waszych wartościach, waszej miłości i waszej wierze wl<imir dzieci.
i .. <lltif.ini milczeniu odezwał się Tony: l /y •«» koniec spotkania?
■ i lun. lam na zegarek.
I*i uwle — odparłam.
In dobrze — powiedział, wymachując swoimi kartkami. — ................ wypróbować niektóre rzeczy jeszcze dziś wieczorni i i lirę wrócić do domu, zanim dzieci pójdą spać.
i*
" | u/odstawionych dalej relacjach rodziców zobaczycie, w jaki |iii‘inli zastosowali oni nowe umiejętności samodzielnie lub ze >»|nilmałżonkiem, a czasami w sytuacjach, które wykraczały ,'M/n imrmalne, codzienne drobiazgi".
i.....lutnie zajęcia były dla mnie jakby na zamówienie. Od nie-
i n* i ni |cstem rozwiedziona, właśnie zaczęłam pracować na cały i lal I rozpaczliwie potrzebuję teraz współpracy ze strony dzieci. Mul dwaj synowie mają po kilkanaście lat, ale nigdy nie garnęli uli, .prcjalnie do pomocy — wiem, że to moja wina, ponieważ uli i In pię zrzędzić, więc zawsze kończy się tak, że robię wszystko 'ni nm.
W sobotę rano porozmawiałam z nimi spokojnie i wytłumaczyłam /<• absolutnie nie jestem w stanie podołać nowej pracy i jesz-i /1 i ol >lć to wszystko, co robiłam do tej pory. Powiedziałam im, h | u il rzebuję ich pomocy i że musimy zabrać się razem do roboty laliii mdzina. Potem wyliczyłam wszystkie domowe zajęcia, któ-i • mi do zrobienia, i poprosiłam każdego z nich, żeby wybrał trzy uh la nla, za które chce być odpowiedzialny. Tylko trzy. Pod koniec ta ‘ i ligo tygodnia mogą nawet zamieniać się obowiązkami.
Pierwsza reakcja była typowa. Głośne narzekanie na to, ile I u ary mają w szkole i że „nigdy nie mają na nic czasu”. W końcu i d mik każdy z nich wybrał z mojej listy trzy zadania. Przyczepi-Imi lisię do lodówki i powiedziałam im, jak wielką ulgę sprawia
66