ne dlatego, że na moim krześle temperatura niemal się nie zmienia.
Muszę tu Panu wyznać, że mam słabość do Kjokpju, na równinie przybrzeżnej Arakanu birmańskiego. Jest to nazwa trudna do wymówienia: ledwie wydostanie się z gardła, już czepia się podniebienia, napiera na zęby i plącze język; toteż pomyślałem sobie, że miejsce może być zabawne. Bo widzi Pan, ludzie nie cierpią komplikacji. Taka nazwa ich zniechęci. Nie odważą się jej wymówić z lęku przed błędem, który ich ośmieszy (choć śmieszność nie zabija, cokolwiek się o tym mówi, zawsze jednak rani). Z pychy więc nie pojadą do Kjokpju.
Zresztą, żeby się przekonać, przeprowadziłem doświadczenie. Oznajmiłem moim przyjaciołom:
- Wybieram się w podróż.
- Brawo! - wykrzyknęli. - Dobrze ci zrobi przewietrzyć sobie płuca. Całe dni spędzone w zamknięciu to nie jest życie. I dokąd jedziesz? Do Włoch? Do Anglii? Na Antyle może?
- Do Kjokpju.
Wyraz ich twarzy zmienił się natychmiast.
- Do Kjo...e...Kwa... Ha! Tak, tak, zdaje mi się, że już tę nazwę słyszałem. Piękna okolica, doprawdy. A jak się miewa twoja matka?
Powiedziałem wtedy sobie: jeśli w moim krótkim życiu mam wybrać się w jedną tylko podróż, jeśli istnieje jedno tylko miejsce, które skłoni mnie do porzucenia mego krzesła, będzie nim Kjokpju.
Kiedy człowiek podróżuje nie tylko po mapie, kłopot polega na tym, że towarzyszą mu inni ludzie. Nie jestem mizantropem, ale ich bliskość mi przeszkadza. Poza tym, pozostając w domu, mogę przebywać, ile tylko chcę, w Kisło wodzku albo w Sódertalje, Moi towarzysze podróży mogą nie zechcieć pójść w moje ślady albo też wybrać miejsca o nazwach mniej zniechęcających, jak Rzym, Paryż, Londyn czy Nowy Jork. Demokracja, nie mówiąc już o dobrych manierach, domaga się, bym uległ życzeniom większości.
A zatem, jeśli mam spokojnie zwiedzać Kjokpju, ideałem byłoby wybrać się tam samotnie.
Wyćwiczony w niewygodach dzięki memu krzesłu, postanowiłem zrezygnować z hałaśliwego luksusu wycieczkowych statków pasażerskich dla spartańskich warunków zwykłego statku towarowego, którym na pewno szybciej trafię do celu.
Nie wątpię, Drogi Panie de Saint-Exupery, że przeczytawszy powyższe, krew lotnika się w Panu wzburzy. Niech mi Pan daruje, ale tych, co są ciężsi od powietrza, nie mam w wielkim poważaniu. Świat widziany z góry jest tak mały, że przypomina rozwijającą się mapę, pejzaż zaś to najczęściej jedynie bezkształtne falowanie