Ci, co przyszli, po licho przyszli? Szary objął ojczyzną. Ale oczy miał mętne. Szary powoli jadł chleb. Po co ma się śpieszyć? Dobrze byłoby jeszcze kogoś wprawić w zakłopotanie.
Gliniarze pochowali się w wąwozie. Podzielili się i rozbiegli.
Nad wąwozem długo unosił się zapach służbowego potu.
Rosyjski stosunek do słowa został przekręcony przez historyczną maszynkę do mięsa. Z takiego farszu można palnąć niejedno. Jakiemu słowu wierzy się jeszcze na Rusi? Żadnemu. A z drugiej strony - prawie każdemu. „Wierzę, że ja nie wierzę, że ja nie wierzę...” - i tak do nieskończoności, jednak ten łańcuch zrywa się w jakimś przypadkowym momencie, a wówczas jak z płatkami rumianku - raz „wierzę”, a raz „nie wierzę”.
Nie wierzę w ani jedno rosyjskie słowo: ani oficjalne, ani drukowane, ani opozycyjne, ani niezależne, ani codzienne każde słowo zawiera w sobie podstęp, zagrożenie, przemoc, niebezpieczeństwo dla życia. Nauczyło mnie tego oczywiście doświadczenie, jednak mimowolnie ulegam słowu, gdyż jak każdy Rosjanin tęsknią za nadzieją.
W takiej niezręcznej sytuacji, z nerwami na wierzchu, wynajduję dla siebie subiektywnie autorytatywne słowo, które / czasem przemienia się w autorytarne. Szukam i doświadczam je metodą wyłączania z wyjątków: destyluję przez micdzianc rurki. wygotowuję we wrzątku, sprawdzam pod kątem zakazów i zezwoleń, konsultuję z przyjaciółmi, przekreślam i wskrzeszam. Albo, zapominając o całym świecie, po prostu zakochuję się w słowie i wierzę mu „na słowo”.
Każdy Rosjanin ma swego „ulubionego pisarza". Śpi z nim jak dziecko z misiem. Właśnie „ulubiony pisarz" jest tym nic-odtącznym, wyssanym słowem, które w Rosji na pierwszy rzut oka jest najtrwalsze z trwałych. Za „ulubionego pisarza" grdyką przegryziemy. Tworzymy mu ekstrabiografię. gromadzimy ekstrarcpulację. Oczywiście najlepiej być prześladowanym, niezrozumianym. Mikołaj Gumilow zdał egzamin poetycki na wieczną chwałę jedynie poprzez fakt, że go rozstrzelano. Jednak w podstawowym inteligenckim ołtarzyku MCAP i tak się nie znalazł.
MCAP przez pewien czas było silniejsze od rakiet. MCAP przyjmowano na kolanach jak komunię. Było to duże puszyste kocisko - MCAP-carap. Trochę, jak to widać teraz, syjamskie i histeryczne. MCAP-wartości były kiedyś i dla mnie fortem liberie, czego nie żałuję. Z ICAP mógł konkurować tylko Nabokow, dzięki idealnemu estetycznemu nonkonfor-mizmowi i Lolicie - absolutnie nie do przebrnięcia wedle starych międzynarodowych i radzieckich kryteriów.
Nabokowa ubóstwialiśmy w podziemiu, w katakumbach. Później również ja wziąłem udział w „nabokowizacji” całego kraju, redagując czterotomowe wydanie jego dzieł, które ukazało się w nakładzie 1.700.000 egzemplarzy. Do „kultu jednostki" ciągnie nas jak do padliny. Słowo Nabokowa stało się święte, nie zważając na sprzeciw oczywistości. Jeśli kochać to bez „ale". W przeciwnym wypadku to nie po rosyjsku, i „Ulubiony pisarz" nic bywa nagim królem. Możliwe, że 'st to silna strona Rosjan, jednak w kolejnym pokoleniu to-'Ina miłość wybucha mimowolnie i pisarz, już nic kochany, ■je się całkiem niesprawiedliwie całkiem goły, jak począt-wo Maksym Gorki, później zaś jak patetyczny ICAP, z fctórego teraz może się śmiać każdy czytany autor. Nie posia-my w kulturze tej temperatury pokojowej, przy której nie ■ją farby, a rozlegają się jedynie zachwyty i wybuchy -jazmu na pustym, prawdę mówiąc, miejscu.
Dom Szarego
ry nie lubił chaosu - ale chaos lubił go niezmiernie. W u Szarego rzeczy nie wyglądają normalnie. Włażą jedna
155