rezygnuje z transcendentalnego rozumienia prawdy i redukuje wartości logiczne do pewnych cech zachowania organizmu. Odrzucenie możliwości sądów syntetycznych a priori — fundamentalny akt ustanawiający pozytywizm jako doktrynę — może być utożsamiony z redukcją wszelkiej wiedzy do biologicznych reakcji; indukcja jest pewną postacią odruchu warunkowego, a pytanie o to, w jakich warunkach indukcyjne zabiegi są prawomocne, jest pytaniem o to, w jakich warunkach przyswojenie sobie pewnego odruchu jest biologicznie korzystne. Tak zwane czynności generalizujące czy też akty uznania hipotez naukowych nie są niczym innym jak społecznym nabywaniem odruchów. Nie istnieją wszakże syntetyczne prawdy „konieczne”, tj. prawdy, które — stosownie do życzeń dawnych metafizyków — byłyby nie tylko poznawczo zniewalające, ale mówiłyby nam o tym, jaki świat „być musi”, nie zaś — jaki po prostu faktycznie jest (samo pytanie o takie „konieczne” własności świata jest, rzecz jasna, z pozytywistycznego punktu widzenia niesensowne). Nauka, stosownie do teorii Macha, jest dalszym ciągiem ani-malnego doświadczenia, nie ma innego sensu aniżeli ogół doświadczeń, na których się wspiera, operuje tylk^ — w odróżnieniu od empirii zwierzęcej — systemem skrótowych zapisów umożliwiających kumulację i wielopokoleniowe przekazywanie połączeń nabytych, co też wyróżnia ludzki gatunek i pozwala mu korzystać z umysłowego oraz technicznego dorobku przodków.
Powstaje teraz pytanie, które rzadko stawiają sobie pozytywiści i które nie może ich realnie obchodzić. Czym wytłumaczyć ową szczególną pretensję, od wieków żywą w myśleniu, do ustanowienia nieredukowalnych wartości „rozumu” jako władzy wykrywającej „konieczności” świata, skoro właśnie konieczności te są urojone? Skąd to pragnienie „metafizycznej pewności”, które tylko w iluzorycznym i czysto sentymentalnym poczuciu pewności znajduje- fikcyjną satysfakcję? Pozytywiści, jeśli stoją w obliczu pytań tego rodzaju, zadowalają się odpowiedzią z czysto poznawczego porządku: cały problem „koniecznych” prawd, podobnie jak wszystkie rzekome zagadki-.metafizyczne,, powstaje z nadużycia słów, z inercji gramatycznych (hipostazowanie wyrażeń abstrakcyjnych, substancjalizacja czasowników i przymiotników, itd.; krytyka Hobbesa jest zresztą pod tym względem wyczerpująca). Słowem — mamy do czynienia z błędem. Nie będziemy rozsądzać teraz, czy prawdziwie chodzi o błąd. Poczynimy tylko — kończąc — takie oto spostrzeżenie:
; Jeśli całość wiedzy nieanalitycznej nie ma innego sensu niż ogół pojedynczych doświadczeń, na których została oparta, jeśli tedy sprawności poznawcze człowieka wyróżniają się tylko umiejętnością zapisu doświadczenia, a tym samym zdolnością do jego kumulacji i przekazywania, uporczywe pragnienie „wiedzy koniecznej” jest oczywiście próżną nostalgią za nieistniejącym rajem epi-stemologicznym. Ogromne wysiłki, jakie włożono w dziejach kultury, by raj ów odszukać, mogą być przyrównane do szukania kwiatu paproci. Zdumiewająca ilość energii zmarnowanej w tych eksploracjach i niebywała uporczywość, z jaką je prowadzono — przy dokładnej samowiedzy co dó jałowości technologicznej poszukiwań — są w każdym razie zastanawiające. To, co siedemnastowieczni uczeni nazywali „pewnością moralną”, tj. warunki, w których wolno nam bez obawy uznać prawdziwość pewnego sądu, chociaż racje nasze nie są absolutne — wystarcza najzupełniej w myśleniu naukowym. Pragnienie absolutu epistemologicznego, tj. właśnie „metafizycznej pewności”, jest z punktu widzenia praktycznych zastosowań wiedzy bezpłodne i poszukiwacze owej pewności zdawali sobie z tego sprawę. Niemniej owa próba ukonstytuowania „rozumu” w jego autonomicznych, nietechnologicznych funkcjach, wiara, iż okaże się niesprowadzalny do czysto rejestracyjnych operacji, próba taka, powtarzamy, stanowi nieustającą pokusę filozofii i gdyby nawet (co wydaje się przypuszczeniem fantastycznym) była wytłumaczalna samym nadużyciem słów, musiałaby świadczyć o niejakiej degeneracji intelektualnej ludzkiego gatunku. Jakże bowiem pojąć masę iwysiłku bezpłodnego włożonego w te poszukiwania? Skąd się wzięło to wyuzdanie czy też rodzar rozpusty umysłowej uprawianej w ciągu stuleci i nadal uprawianej, jeśli tnie mamy podejrzewać, żę „.rozum” próbujący się wobec
233