522 100 najważniejszych książek świata
W prostackiej powieści Walden Two Skinner pisak „Wraz z powstaniem nauki o zachowaniu nie będzie alternatywy dla planowego społeczeństwa”. Omawiając utylita-ryzm Johna Stuarta Milla, pisałem, że być może nie da się pogodzić jego filozofii z racjami serca - by posłużyć się sławnym sformułowaniem Pascala (to samo dotyczy wszystkich innych koncepcji filozoficznych - w sensie, jaki nadajemy filozofii w święcie anglosaskim). Chciałem przez to zasugerować potrzebę innego języka, w którym moglibyśmy bardziej płodnie spierać się w kwestiach dotyczących życia społecznego, jednak wciąż go nie mamy. Cytowane słowa Skinnera zmroziły wiele osób. Wszyscy musimy przyznać, że choć rządy demokratyczne w znacznej mierze przyswoiły sobie humanistyczne idee utylitaryzmu, to jednak rządowe planowanie często nosi na sobie odrażające piętno „skinnerowskiej nauki”. Nic dziwnego więc, że Skinner był postrzegany jako antyhumanista. Niewątpliwie zrobił duże wrażenie na „planistach", „menedżerach" i tym podobnych.
Skinnerowskie nieprzyjemne przekreślenie wiary w życie, o której pisał pesymistyczny poeta Frost, nie było zatem dziełem autora opowiadań czy poematów (Skinner próbował i tego), ale psychologa, najwybitniejszego behawiorystycznego psychologa epoki, człowieka, dzięki któremu watsonowski behawioryzm zyskał rangę poważanej nauki. Największą sławę (albo niesławę) przyniosły jednak Skin-netowi nie dzieła literackie, o których marzył w młodości, ale uwarunkowane szczury i gołębie, mechaniczne opiekunki do dzieci, tzw. skrzynka Skinnera, w której, jak sądzono (niesłusznie), wychowywał swoje dzieci, skandalicznie nudna i głupia, choć nieźle napisana powieść Walden Two (1948) oraz żywy, ale przerażający traktat Poza wolnością i godnością.
Dlaczego wspominam tu wczesne próby literackie i krytyczne Skinnera? Ponieważ u źródeł jego projektu stworzenia „całkowicie zintegrowanego" społeczeństwa, w którym wszyscy są warunkowani (przez niego - a kogóż by innego?) za pomocą systemu wzmocnień pozytywnych, kryje się bolesny zawód, jaki przyniosło mu niepowodzenie pisarskie, wściekłość, że nie okazał się zdolnym poetą. Na starość Skinner chętnie cytował swoje młodzieńcze wiersze, z żalem wzdychając, że „nie były takie złe" (nic były, ale co mógł mieć na myśli behawiorysta, mówiąc o zapisie nieistniejących, w myśl jego teorii, „stanów wewnętrznych”?) i użalał się na prześladujące nas niepotrzebne emocje - choć nie powinniśmy ich mieć. W ten sposób ten arcyprzeciwnik Freuda i freudyzmu potwierdził freudowskie koncepcje z nawiązką.
Dziś, jeśli nie liczyć kilku ekscentryków i zdecydowanych wielbicieli gotowych uwarunkować pozostałą część ludzkości, Skinner pogrąża się w zasłużoną niepamięć. Ale czy mimo to nie pozostawił jakiegoś złowrogiego piętna na swojej epoce, spełniając w pewnym sensie przerażającą przepowiednię Kafki z początku stulecia? Jako psycholog kontynuujący tradycję amerykańskiego behawioryzmu, zapoczątkowanego przez J.B. Watsona, był autorem odkrywczych prac cechujących się wysokim poziomem naukowej ścisłości. Nigdy nie był pseudonaukowcem i potrafił przeprowadzać interesujące, precyzyjne eksperymenty nad modyfikacją zachowań zwierząt. Jednak wnioski, jakie z nich następnie wyciągnął, były równie głupie jak absurdalne.