obowiązki jednostronne, wskazuje na szkodliwość ewentualnego upoważnienia innych do odnośnych roszczeń. Takie roszczenia miałyby „smutne następstwa” i zachodziłaby „niemożliwość pokoju społecznego na gruncie takiej etyki”. Autor zdradza tu więc dyrektywę nakazującą dążenie do pokoju społecznego oraz przekonanie o związkach przyczynowych zachodzących między takimi roszczeniami a naruszeniem tego pokoju. Jednostronność tych samych obowiązków ma jeszcze w tekście inny argument. „Ludzie, ożywieni duchem Ewangelii, już choćby dlatego - jak czytamy - nie mogą w ten sposób [tzn. dwustronnie, przyp. mój - M.O.] pojmować wspomnianych obowiązków”, że znają i takie przepisy, jak np.: „widzisz źdźbło w oku bliźniego, a nie widzisz belki w oku własnym”. Cóż nam mówi ten przepis, który - nawiasem mówiąc - brany literalnie nie jest przepisem, lecz pewną tezą psychologiczną? Mówi nam, że nie można żądać od kogoś pokory czy doskonałości, dlatego że ludzie skłonni są do innego oceniania wykroczeń cudzych i własnych. Gdyby ludzie stosowali w stosunku do siebie i innych tę samą miarę, to żądanie stałoby się - jak wolno nam snuć dalej myśl autora - bardziej właściwe. Ale ponieważ jej nie stosują, takie roszczenie jak roszczenie sobie cudzej doskonałości prowadziłoby, między innymi, do nieustannego naruszania najwyraźniej drogiej autorowi zasady sprawiedliwego rozdziału pochwał i nagan, zasady, której można by nadać prowizorycznie brzmienie: „każdego oceniaj tak samo za to samo”.
Pomijamy już fakt, że przytoczone przez autora wypadki roszczenia sobie od ludzi czystości, pokory czy doskonałości nie są w ogóle w żadnej osobliwej sytuacji w stosunku do wskazanego niebezpieczeństwa i że zaobserwowana wyżej tendencja do stosowania nierównej miary w ocenianiu czynów własnych i cudzych zagraża wszelkim roszczeniom. Ważne jest dla nas w tej chwili przede wszystkim to, że stwierdzenie niewłaściwości omawianych roszczeń znowu angażuje pewne dyrektywy. Moralne czy prawne? Na to pytanie autor odpowiadać może tylko cofając się do jakichś norm nadrzędnych. Kto w tym szukaniu norm nadrzędnych uderzy głową o pułap, rozróżnienia norm na moralne czy prawne w ogóle stosować już nie może.
Powiedz mi, jakie roszczenia wydają ci się uzasadnione czy właściwe, a jakie nie, a powiem ci, jaką masz etykę - można by powiedzieć - tak dalece rozróżnienie normy prawnej od moralnej na podstawie wskazanej przez Petrażyckiego obnaża poglądy, które, według potocznych kryteriów, uznałoby się za etyczne. Uważając wymaganie od kogoś czystości płciowej za niewłaściwe, ujawnia się bądź brak przekonania, by czystość płciowa była zawsze chwalebna, bądź uznanie dla zasady nakazującej szacunek dla czyjegoś prywatnego życia czy zasady upoważniającej człowieka do swobodnego rozporządzania własną osobą. Poczytując za niewłaściwe żądanie od kogoś pokory, zdradza się pewne poglądy na to, jakie powinny panować stosunki między człowiekiem a człowiekiem. Kto by żywił przekonanie o właściwości hierarchicznego układu społecznego, takiego układu jak np. układ kastowy, ten miałby w tej sprawie inne zdanie. Rozstrzygnięcie, czy norma „Czcij ojca twego i matkę twoją” jest w języku Petrażyckiego moralna, czy prawna, zależy od poglądu, czy część jest w ogóle właściwym typem stosunku między ludźmi i czy, w razie pozytywnej dla pewnych wypadków odpowiedzi, sam fakt biologicznego ojcostwa ma dawać człowiekowi takie prerogatywy. Słyszy się wszak, że na cześć trzeba zasłużyć. Uważając normę głoszącą, że należy odpłacać dobrem za złe, za normę jednostronną10. Petrażycki zdradza przywiązanie do zasady wzajemności w pewnym jej sformułowaniu. Poczytując za wręcz niedorzeczną możliwość traktowania jako nakaz dwustronny nakazu: „ jeśli cię kto uderzy w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugiego”, ujawnia przejęcie się kulturą, której etyka (w potocznym rozumieniu tego słowa) uważa tego rodzaju roszczenia za uwłaczające godności tych, pod adresem których są skierowane.
Odwołanie się do norm etycznych nie stanowi niewątpliwie jedynej możliwości okazania, że jakieś roszczenie jest uzasadnione czy nieuzasadnione. Ludzie odwołują się także do innych przepisów, do obyczaju, a czasem wskazują i na pewne niemożliwości techniczne. Tak by uczynił np. ktoś, kto by twierdził, że nie można wymagać czci, ponieważ uczucia są czymś spontanicznym, czego obserwować nie można. To, co powiedzieliśmy wyżej, wystarczy jednak do przekonania czytelnika o niebezpieczeństwach wiążących się słowem „uzasadniony” czy „właściwy” w odniesieniu do roszczeń, słowem, które tam, gdzie w tekście Petrażyckiego nie jest użyte explicite, czytelnik odczuwa uporczywie jako utajone.
Spróbujmy nadać odróżnieniu normy prawnej od moralnej u Petrażyckiego inną interpretację, uwalniającą je od zaznaczonych wyżej trudności. Nie nadając swojej charakterystyce dokładnie sprecyzowanego brzmienia, autor pozostawia nam pewne swobody interpretacyjne, z których należy skorzystać.
Złudne pozory, jakoby jednostronność pierwszych i dwustronność drugich norm zawarta była w samej ich treści, stwarzane są przez
10 O pobudkach postępowania i o istocie moralności i prawa, s. 35.
235