102 SŁAWOMIR MROZEK
KAPITAN (żywo) No i co mówili?
RUDOLF On coś mówił, że próżnia...
KAPITAN (zacierając ręce) Zuch! Nie daje się! Co jeszcze?
RUDOLF Potem coś było o sztuce...
KAPITAN (macha ręką lekceważąco) E, niech tam!
RUDOLF ...I jeszcze, że się spotkali jak galaktyki, (nagle głośno, z rozpaczą) Galaktyki! Rozumie pan? To łobuz!
KAPITAN (nagle zaniepokojony, stojąc w miejscu) Galaktyki, powiadasz pan?
RUDOLF ...I że przyjaźń jest piękną rzeczą...
KAPITAN (gwiżdże przeciągle i rusza w nerwową przechadzkę)
RUDOLF Tsss! Cicho!
LAURA (w rozmarzeniu) To tak pięknie być artystą...
POETA Pięknie, być może. Jak śmierć gladiatora piękną jest dla widzów. Ale nikt nie wie, co się dzieje w duszy poety.
LAURA Nikt? Zdarzają się przecież dusze pokrewne...
POETA O, tak! W pani jest coś mi bliskiego, coś nieokreślonego!
LAURA Proszę mówić!
POETA Coś, co drażni i koi jednocześnie. Widzi pani, kiedy jest się samotnym, jak ja, kiedy się nieustannie cierpi, wyczuwa się lepiej, wrażliwiej cudzą osobowość, a szczególnie duszę kobiety. Bo kto może stać bliżej duszy kobiecej, wiecznie samotnej i cierpiącej, jeśli nie ten, kto nieustannie cierpi i zawsze jest sam?
LAURA O, pan zdaje się przeżył niejedno...
POETA Tak.
LAURA Kobiety otaczały pana...
POETA Cóż z tego? Oto mnie pani ma przed sobą i czy uśmiech triumfu gości na mej twarzy? Nie! Bezbronny i zgubiony, jak małe dziecko, skarżę się...
LAURA (wzruszona) Może żadna nie umiała panu dać pełni...
POETA Ba!
KAPITAN A teraz? Co teraz mówią?
RUDOLF Słabo słychać. Mówi, że się skarży.
KAPITAN Szuler! Nie można by wejść na schody?
RUDOLF Myślałem o tym, ale zauważą.
KAPITAN Wsiadaj pan!
RUDOLF Na co mam wsiadać?
KAPITAN Wsiadaj mi pan na plecy, potrzymam pana. (Rudolf wsiada Kapitanowi na plecy. Kapitan podchodzi truchcikiem pod galeryjkę, Rudolf stara się podsłuchać)
POETA Jest pani piękna, ale mało to kobiet jest pięknych? Pani jest kimś więcej. Pani włosy, oczy, usta obce są jak gdyby pani samej, choć są panią. I dlatego szuka pani siebie, zagubiona w swojej materialności. Błądzi pani wśród swoich oczu, rąk, wśród swojej cielesności, wspaniałej skądinąd, której czasami pani nienawidzi, a czasami pani o niej zapomina, nieświadoma, to znów świadoma aż za bardzo. Ogarnia panią strach...
LAURA Ja także cierpię.
POETA O, jakże jestem pani wdzięczny!
LAURA Za co?
POETA Za słowo „także”. Wiedziałem, że pani cierpi, ale teraz, kiedy pani sama to wyznała — i ja mogę się przyznać. Oszukiwałem sam siebie, kiedy mówiłem, że znajduję się już poza zasięgiem bólu. O, gdyby tak było! Ale nie! Trawi mnie nieustająca męka istnienia! Pustka to daremny pozór, wykręt, żałosne usiłowanie, ażeby zażegnać cierpienie. Z początku maskowałem się również przed panią.
LAURA (z łagodnym wyrzutem) Nie powinien pan tego robić.
POETA Bałem się. Mówiliśmy o kobietach, o mojej przeszłości. Czy mogłem jeszcze mieć nadzieję, że spotkam kogoś takiego, jak pani?
RUDOLF Mówi, że cierpi.
KAPITAN Cierpi! Zdrada!
RUDOLF Nie kręć się pan.
KAPITAN Podejrzewałem ptaszka. Chce mnie zostawić na lodzie. Och, żebym mógł zagrać choć raz, choćby tylko coś prostego, gwizdnąłbym wtedy na niego. Może by mi wtedy i do werbunku ochota przyszła?
LAURA A jeżeli położę panu rękę na czole?
POETA Nie wiem.
LAURA O, tak. (kładzie rękę na czole Poety)
POETA Zaraz, muszę się zorientować...
LAURA A teraz?