XXII ..BEZ CUDZEJ SZKODY"
nie była paszkwilem. Czytelniczy odbiór konkretyzował krytyczny adres utworu bardzo różnie, w zależności od indywidualnych doświadczeń i możliwości skojarzeń.
Atmosfera politycznych wydarzeń, z których i dla których komedia wyrasta (a które też zainspirowały nie notowany poprzednio wzrost literatury paszkwilanckiej i pamfletowej), sprawiła, że Niemcewicz nie musiał, jak Krasicki w Monacho-machiiy podpowiadać czytelnikom zakresu skojarzeń. Wprost przeciwnie: mógł z czystym sumieniem i w zgodzie z prawdą napisać, że wady, a nie osoby „miał na widoku”. Postacie komedii, a szczególnie jedna z nich, były o tyle łatwe do odgadnięcia, że mógł to być zarówno Branicki, jak ktokolwiek ze stronnictwa staroszlacheckiego, a nawet i pan sąsiad z najbliższego otoczenia.
Przypuszczać jednak można, że na tej samej zasadzie i bohaterowie Bohomolca bywali łatwi do odgadnięcia, lecz wtedy nie należało na to otwarcie przyzwalać. Kiedy sojuszników przybyło, kiedy przewrót umysłowy zaczął obejmować szersze kręgi społeczeństwa, sytuacja na tyle się zmieniła, że można było sposób odczytania podpowiadać, a później, pozostając ciągle w zgodzie z zasadami bezimienności krytyki, otwarcie go wykorzystywać.
Dydaktyczna strategia Bohomolca jest znamienna dla pierwszych lat Oświecenia stanisławowskiego; społeczny odbiór komediowej krytyki Niemcewicza pojawia się u schyłku tego okresu i jest ściśle związany z temperaturą wydarzeń politycznych. Satyry Krasickiego pojawiły się prawie dokładnie w połowie tego trzydziestolecia i zostały do druku przez autora przeznaczone — w przeciwieństwie do wydanej rok wcześniej Monachomachii, której rozpowszechnianiu nie zdołał zapobiec1.
W satyrach więc raz tylko pojawiła się sugestia, że pod imionami Piotrów, Pawłów, Janów, Konstantynów kryją się
konkretne osoby. W Palinodii, zamykającej część I zbioru i pozornie odwołującej uprzednio sformułowane opinie i zarzuty, czytamy:
Kiedym ganił, taiłem ganionych nazwiska.
Chwalę, niech będą jawni... Rumieniec?... Nie chcecie?
Zacny wstydzie! Osiadłeś na tych czołach przecie.
(w. 120—122)
Jeśli pozorne jest odwołanie, to i pozorna zapewne jest sugestia, że owe zaludniające satyry postacie mają tajone przed czytelnikami nazwiska. Nie można jednak być tego całkowicie pewnym. Twierdził np. Juliusz Kleiner, że z przetworzenia krytyki imiennej uczynił Krasicki środek artystyczny. „Niby wskazuje ludzi charakteryzowanych po imieniu, ukazuje ich jako znajomych, co w Marnotrawstwie podkreśla szczególniej: «Znałeś dawniej Wojciecha? Któż nie znał!»”2. Krasicki posługuje się imionami — by tak rzec — kalendarzowymi, a nie tak bardzo rozpowszechnionymi w literaturze tego okresu nazwiskami znaczącymi, w które zasada typowości wpisana jest otwarcie. Można widzieć w tym manifestację dojrzałości artystycznej; autor nie potrzebuje etykietek, bo takiego Wojciecha czy Piotra potrafi celnie scharakteryzować.
Ostatecznie jednak wątpliwości co do sposobu funkcjonowania satyrycznej krytyki w społecznym odbiorze mogłyby rozstrzygnąć tylko świadectwa ówczesnych czytelników
— a takich, niestety, nie znamy. Poza jednym wyjątkiem. Tłumacz wydanych w roku 1805 przystosowanych przekładów Satyr Boileau, Jan Gorczyczewski, w liście do swego wydawcy
— Franciszka Ksawerego Dmochowskiego upoważniał go do ewentualnego uzupełnienia zawartej w swych przekładach krytyki autorów „w pismach swoich błądzących”. Podkreślał
Zob. Wstęp Z. Golińskiegodo cytowanej edycji Mona-chomachii, s. XVI—XX.
Juliusz Kleiner, Pierwszy cykl „Satyr" Krasickiego (w:) O Krasickim i o Fredrze dziesięć rozpraw, Wrocław 1956, s. 83.