390 J. ANDRZEJEWSKI, MIAZGA
piętrze. Już w przedpokoju ogarnia ich ciężki aromat kwiatów. a gdy Nagórski, wyprzedzając Halinę, przyciska kontakt elektryczny i otwiera drzwi do salonu, zagęszczenie kwiatów wyłania się przed nim tak bujne i obfite, bo do kwiatów poprzednich przybyły kosze oraz bukiety z koncertu dzisiejszego, przede wszystkim róże, tulipany i goździki, trochę cieplarnianych, nazbyt wydelikaconych bzów, więc wobec tego wielokolorowego i nienaturalnie obfitego gęstowia przeżywa moment wahania, czy wejść do środka. I mówi:
— Jednak nadmiar bywa niekiedy niepokojący.
— Nadmiar czego? — pyta Halina, wchodząc do środka. Nagórski znów z nie całkiem ukształtowanym w otwartych
oczach zarysem twarzy Nike:
— Jeżeli nie jesteś bardzo zmęczona...
— Trochę jestem, ale to przyjemne zmęczenie. Napijesz się?
— Chętnie.
— Koniak? Whisky?
— Raczej whisky. Wiesz, co to jest koniak?
— Już słyszałam, ktoś mi opowiadał, koniak to jest trunek, zapomniałam, jak jest dalej...
— Który klasa robotnicza pije ustami swoich najlepszych przedstawicieli.
— Zabawne!
— Myślisz? To jest dowcip, ale dowcip realistyczny.
— Wy tutaj wszyscy opowiadacie dowcipy.
— Czemu się dziwisz? Służba zawsze lubi się nabijać ze swoich panów, ale oni na swój sposób bywają arystokratycz-
i lubią się niekiedy pobratać ze służbą, opowiadając kawa-o samych sobie.
— Dziwne to wszystko.
— Egzotyczne?
-Nie, właśnie dziwne.
- Cóż? żyjemy.
- Wciąż patrzę i słucham, i nie mogę się napatrzeć i nasłuchać.
- Polski?
- Wszystkiego. Znów ten ironiczny uśmiech?
- Przepraszam, to odruchowo.
-Wy prawie wszyscy tak się uśmiechacie. A już kiedy zaczynam mówić, co mi się tu podoba...
- A co ci się podoba?
- Wciąż sprawiacie takie wrażenie, jakbyście chcieli przybyszowi stamtąd, z Zachodu, dać do zrozumienia, że w porównaniu z wami jest mało doświadczonym, głupiutkim dzieckiem. Czy nie tak?
- Mów dalej, Halino.
- Cóż mam mówić? Wiem, że nie jestem specjalnie mądra, ale kto wie, czy na wiele spraw nie mam świeższego spojrzenia od was. Mniej przeżyłam, mniej widziałam okropności, nie musiałam walczyć z tyloma trudnościami, ale może dlatego potrafię widzieć i więcej, i ostrzej. Mnie się naprawdę wiele rzeczy tutaj podoba, pamiętam, jak było przed wojną, i też może lepiej pamiętam od was, bo to, co było, stało się dla mnie ostatnim i jedynym obrazem Polski, jaki wywiozłam z kraju. Bardzo się bałam tego przyjazdu.
- Ale nie żałujesz?
-Jeszcze nie wiem, wszystko jest za świeże. Prócz jednego.
- Mianowicie?
Was!
-Przybyszom z Zachodu na ogół się podobamy.
- Ja nie jestem przybyszem z Zachodu.
- Wiem i wcale nie miałem zamiaru dać ci do zrozumie-