Dana Marie Bell Little Red Book IV (B&R) Poconos Wolves Story (całość)


Tłumaczenie: BLOMBUS
- Belle?- Rick Lowell, Alfa Wilczej Sfory Poconos, trzasnął drzwiami wejściowymi do
apartamentu, który dzielił ze swoją Luną, Belle Campbell.  Belle!  szedł szybko do wielkiej
sypialni. Nie miał czasu żeby się z czymkolwiek pierdolić. Przyjęcie miało się zacząć za godzinę
a on nadal nie miał swojego kostiumu.
Żadnej odpowiedzi. Sprawdził łazienkę, ale nie było jej tam. Pasemka włosów i kosmetyki
do makijażu zaśmiecały całą powierzchnię łazienkowej lady i to dało mu znać, że tu była.
 Kurwa mać. Gdzie do cholery zostawiła mój kostium?
Belle musi być na dole, gotowa na przyjęcie gości do Rezydencji. Ludzkie przyjęcie
odbywało się w głównej części hallu. Każdy Wilk Ricka pracujący dzisiejszego wieczora mógł
odpocząć i odwiedzić przyjęcie zmiennych, ale impreza dla ludzi była dużym układem dla
narciarskiej Rezydencji. Dla niego rozpoczął się jesienno- zimowy sezon i było to coś, na co
czekał co roku.
Część imprezy dla zmiennych odbywała się w prywatnym lokum zarezerwowanym dla
pracowników ze Sfory, na tyle z dala od ludzi, by mogli pozwolić swoim zwierzakom pobawić się
w spokoju.
Skierował się z powrotem do sypialni zauważając stos ubrań leżących na łóżku.  Dzięki
Bogu.  Belle starannie odłożyła dla niego kostium. Nie zważając na to, w co miał się ubrać&
chwila. Zmarszczył brwi patrząc na czerwoną koszulę w kratę.
- Przebiera mnie w drwala?  Podniósł koszulę, znajdując pod nią parę starannie
złożonych czerwonych, luznych spodni. Brwi wystrzeliły mu do góry.  Homo drwala?  Jego
klata zahuczała od tłumiącego warczenia. Pod spodniami był czerwony płaszcz.  Płonący homo
drwal.
Wyrwał telefon od swojego paska i zadzwonił.  Belle.
Przerwała mu zanim mógł zrobić coś więcej jak tylko grozić tym swoim głosem.  Załóż
to, bez wymówek.  Rozłączyła się, ale usłyszał rozbawienie w jej głosie.
Oj Belle. Jesteś w cholernych tarapatach. Wyrwał z siebie koszulkę i założył flanelę.
Kiedy tylko dostanę się do ciebie moimi łapami, pożałujesz tego.
Obrócił się by usiąść na łóżku i prawie potknął się o jakieś cholerstwo, które zostawiła na
podłodze. Ugryzł się w wargę, był rozdarty między śmiechem a rozdrażnieniem. Przekonałby się
do ubrania stroju, który mu zostawiła? I co by mu zrobiła gdyby tego nie ubrał? Z pierwszej ręki
wiedział jak ostre potrafią być pazurki jego ślicznego koteczka.
W cholernych tarapatach. Pomyślał o swojej małej Lunie Pumie, która wzbudzała w nim
tyle radości na przemian z rozdrażnieniem. Ale diabelnie jest tego warte.
Belle biegła sprintem przez restaurację tak szybko na ile pozwoliła jej boląca noga.
Wszystko miało być doskonałe zanim pojawi się jej Wilk. Bóg jeden wiedział co nastąpi kiedy się
zjawi. Miała przeczucie, że jej Wilkołak miał zamiar potwierdzić jaki jest męski, jeżeli w ogóle
ośmieli się pokazać w tym stroju.
Szczerze, to byłaby zaskoczona gdyby go ubrał. Pomysł z pasującymi strojami przyszedł
kiedy wracała do domu od lekarza z Halle. Z radia leciała piosenka i natychmiast uświadomiła
sobie co chce zrobić. Miała tylko nadzieję, że i on przyjmie z humorem ten kostium.
Rozejrzała się po Rezydencji i kiwnęła głową. Wszystko było dobrze. Dziwne jak szybko
to miejsce stało się jej domem. Rick i pozostałe Wilki na swój sposób zaakceptowali ją. No więc,
prawie wszyscy. Jedna szurnięta suka i jej przydupaski odeszły dawno temu dzięki
pomysłowości pewnego koteczka i liberalnemu użyciu klaksonu.
Zatrzymała się gdy uchwyciła czerwony błysk oczu, ale to nie był Rick. Jeśli właściwie
założył, to co dla niego zostawiła, to miała bardzo interesujące  after-party plany wobec swojego
wielkiego, złego Wilka. Ale w tej chwili przeżywała kryzys związany z rozprawieniem się z
koktajlowymi krewetkami. Wystartowała z powrotem do Lowell s, restauracji, którą zarządzała,
musiała poradzić sobie z ostatnim problemem i cieszyć się wieczorem.
- No kurwa mać, nie ma mowy.  Rick gapił się na swoje odbicie w lustrze.  Nie pokażę
się w tym dziwacznym stroju.  Byłby pośmiewiskiem wspólnoty zmiennych. Co ona do cholery
sobie myślała ubierając go w coś takiego? Był facetem, a nie&
Dzwonek do drzwi zadzwonił. Przez dwie sekundy pomyślał nad tym, by nie otwierać, ale
wiedział kto stoi po drugiej stronie. Będąc Wilczym Alfą mógł usłyszeć myśli każdego z jego
ludzi, i wyraznie słyszał co myśli sobie Ben. Ben mógł użyć dodatkowego klucza, który dostał od
Ricka dawno temu, zwłaszcza jeśli z jakiś powodów pomyślałby, że Rick stchórzył z pójściem na
własne przyjęcie.
Drzwi się zatrzasnęły. Taa. Zabiję ją.  Szefie? Co cię zatrzymuje& .?
Rick patrzał gniewnie na Bena. Jego Marshall piszcząco wymówił ostatnie słowo. Facet
śmiał się tak bardzo, że jego diabelski ogon podskakiwał jak obłąkany bicz.  Masz. Nic. Nie
mówić.
- Rick? Wszystko w porządku? Czujesz się trochę dziwnie.  Rick zamknął oczy i złapał
się za nos gdy jego Omega, przebrana za wiedzmę, weszła do pokoju.  O. O mój. Myślałam, że
Belle żartowała kiedy wspomniała, że to zrobi.
Na dzwięk czkających śmiechów tych dwoje dało znać, że to będzie długa noc.
- Będziemy musieli ogłosić kogoś nową Luną.
- D-dlaczego?  Ben wydusił z siebie, opanowując wreszcie te swoje niemęskie chichoty.
- Bo zamierzam ją zabić.
- Szefie, nie przesadzaj. To co masz na sobie jest trochę& zabawne.
Rick warknął.
- Naprawdę. Poza tym, powinieneś zobaczyć w co ona się ubrała.
Rick przestał warczeć.  Aż tak dobrze?
Ben kiwnął głową.  Lepiej.
W przelocie ujrzał siebie w lustrze.  Nie jestem pewien czy jebanym bikini wynagrodzi
mi to.  Do diabła, Nie był pewien czy bez ubrań by mu to wynagrodziła. Czołganiem i
błaganiem może. Wyobraził sobie Belle na kolanach, ze swoimi zielonymi oczyma palącymi
żalem i prawie się zaśmiał.
Taa. Tak się stanie.
Chela była zbyt zajęta śmianiem się by odpowiedzieć, więc zrobił to Ben.  No dalej
stary. Jest Hallowen. Baw się.  Na twarzy Bena pojawił się przebiegły, szeroki uśmiech.
 Wiem, że Belle się dobrze bawi.
Przyglądnął się swojemu Marshallowi.  Hę?
- Powiedzmy, że dla wszystkich jest oczywiste to, że nie ma na sobie stanika.
Rick okręcił się tak szybko, że jego długi, czerwony warkocz uderzył Bena w nos. Jego
lodowato niebieskie oczy zamieniły się w brązowe gdy jego Wilk dał mu do zrozumienia, że nie
spodobało mu się to. Nikt poza nim nie będzie widział tak ubranej Belle.  Idziemy.
Stąpnął ciężko koło chichoczącej Cheli.  C-czekaj!.
Warknął i odwrócił się tylko po to, by mogła mu wepchnąć coś do ręki.  nie zapomnij o
swoim re-rekwizycie.  I znowu się zaśmiała, jej czarodziejski kapelusz huśtał się wesoło.
Rick przewrócił oczami, zazgrzytał zębami i skierował się do wyjścia.
Belle stukała swoją futrzana stopą niecierpliwie. Dzięki Bogu znalazła te tanie,
zniszczone buty. Były wygodne, we właściwym kolorze i nawet nie przeszkadzało jej to, że
sztuczne futerko przyklejało jej się do stóp. Obcas był wystarczająco niski by nie bolało ją
biodro, ale na tyle wysoki by jej nogi dobrze się prezentowały. Swoje pazury pomalowała na
czarno. Wątpiła by któryś z ludzkich gości domyślił się, że są prawdziwe.
Jeden z gości okrążył ją i zmierzył z góry na dół. Uśmiechnęła się do niego. Bądz miła.
 Witam z Rezydencji Czerwonego Wilka. Gości pan u nas, czy przyjechał tylko na
przyjęcie?
Uśmiechnął się szeroko.  Przyjechałem na imprezę, ale mogę zostać gościem jeśli
chcesz.
Oparła się pragnieniu by przewrócić oczami i wskazała pazurem w stronę przyjęcia.
 Impreza jest w hallu.  Przykleiła swój jeden z najlepszych  jestem- cizią-ignoruj-mnie
uśmiech.  proszę się cieszyć pobytem.
Skinął i odszedł, ale mogła usłyszeć jak mamrocze coś do siebie.  Jeśli wszystko tak
wygląda to muszę częściej tu wpadać.
Utrzymała fałszywy uśmiech dopóki nie zniknął z pola widzenia.  Dupek.
- Belle.
Belle zadrżała. Rick tu był, i był wkurwiony.  Eee.  I uciekła, kierując się prosto na
część imprezy dla zmiennych wiedząc, że on nie będzie daleko z tyłu.
Rick pokręcił głową, oszołomiony. Że niby gdzie ona do cholery myśli, że ucieknie? Mógł
złapać ją w dwa potrząśnięcia tego ogonka, który przypięła sobie do tyłka. Chociaż, dzięki
oglądaniu jak ten ogonek śwista przy jej tyłku wpadł mu do głowy jakiś pomysł, którego użyje
pózniej. Uśmiechnął się szeroko. Karząc ją za ten strój, który dla niego zostawiła, mógłby się
lepiej bawić niż sądził.
Rick podążył za słodkim kołysaniem się jej ciała na prywatną część imprezy dla
zmiennych i skrzywił się. Wszystkie rozmowy ucięły kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Niezły strój, Lowell!
Rick rzucił okiem na Alfę Kojota. Co do diabła sprawiło, że na pierwszym miejscu zaprosił
tego faceta?
Mały brązowy i czerwony wilczy ogonek błysnął mu z lewej strony. Belle. Uśmiechnął się
szeroko i skierował się w stronę swojej zbłąkanej partnerki, ignorując rżenie, które podążało za
nim. Belle zrobiła dla Sfory więcej niż jakakolwiek inna Luna.
- Koleś.  Dave, jego Beta, stanął przy nim. Jego czarodziejskie szaty były opięte na jego
klacie. Po Ricku, Dave był prawdopodobnie największym kolesiem we Sforze. Wyglądał na
zarówno przerażonego, jak i rozbawionego przyglądając się kostiumowi Ricka.  Przegrałeś
zakład?
Rick zmarszczył brwi.
- Poważnie. Obiecała ci największy na świecie gejowski kostium? To jest ten prawda?
Rick umieścił swoje dłonie na biodrach i próbował skarcić swojego Betę.
- Wypnij trochę własną dupcię i będziemy wyglądać jak z jednej drużyny.
To było to. Nie miał żadnego problemu z orientacją seksualną Dave a. Rick zabujał
koszyczkiem i uderzył nim Dave a w głowę.
- Ał.
Zignorował go. Coś wewnątrz koszyczka zagrzechotało. Zmarszczył brwi i wyszarpnął
pokrywkę kosza, zastanawiając się co tam spakowała Belle. Poczuł jak otwiera szeroko oczy na
widok słoiczków, puszek i erotycznych zabawek.
- Tak w ogóle to co tam masz? Boli jak cholera.
Dave próbował podkraść się i zerknąć ale prawie dostał po nosie kiedy Rick zatrzasnął
pokrywkę.  Nic czym mógłbyś się martwić.  Rick rozejrzał się i zauważył Belle. Uśmiechnęła
się do niego z tym swoim  chodz- tu spojrzeniem, że jego penis stwardniał w sekundę.
Uśmiechnął się szeroko.  Przepraszam. Muszę dostarczyć babuni koszyk pełen słodkości.
- Co?
Rick zignorował go i ruszył do swojej Luny. Miał dużo pomysłów co jej zrobi tymi
 słodkościami , które mu spakowała.
Nagle strój przestał go obchodzić tak bardzo jak wcześniej.
- O cholera.  Belle przełknęła mocno na widok swojego partnera zdecydowanie idącego
w jej stronę. Miał nie otwierać koszyka aż do zakończenia przyjęcia ale chyba mu tego nie
przekazała.
Zatrzymał się mniej niż cal od niej.  Witaj, Pani Wilczku.
Przyśpieszył się jej oddech. Boże, uwielbiała kiedy zwracał się do niej jak prawdziwy
Alfa. Nie to, że powie mu o tym, to oczywiste.  Witaj, Czerwony Kapturku.  Wychyliła się i
przejechała pazurami po jego klacie wiedząc, że jego penis szarpnął się w jej kierunku.
Praktycznie jego czerwone spodnie tworzyły namiot. Pewnie mu się spodobało to co znalazł w
koszyczku.  Masz dla mnie jakieś słodkości?  Spojrzała na niego spod swoich rzęs i oblizała
usta. Nie musiał wiedzieć jak mocno biło jej serce na myśl co chciałaby zrobić dzisiejszej nocy.
Jednym, wielkim ramieniem objął ją w talii, przyciągając ją do swojego ciała. Jego ręka
spoczęła w miejscu gdzie był przyczepiony ogonek, głaszcząc ją prowokacyjnie.  Nie wiem.
Mam dostarczyć to do babuni.  Jego ręka zjechała na dół i ścisnęła jej pośladek przez cienką
lycrę jej kostiumu. Zastanawiała się czy mógłby powiedzieć czy ma na sobie majteczki.  Wiesz,
potrzebuję naprawdę porządnego argumentu by jej tego nie dać.
Wyszczerzyła się. Wiedziała, że jeśli był zły za ten strój, to przestał. Zamierzał zagrać w
jej grę. Przejechała pazurami z powrotem w górę ignorując sposób, w jaki zajęczał.
 Ah, babunia. Nie chcemy żebyś zawiódł babuni.  Chwyciła za jego podbródek.  Więc
przypuszczam, że odwiedzisz ją zaraz po przyjęciu?
Jego lodowato- niebieskie oczy utkwiły w jej dekoldzie w kształcie litery V. To był głęboki
dekolt, sięgający prawie do jej pępka.  Nie wiem. Myślisz, że jak długo będzie czekać na moje
słodkości?
Prawie nie dała rady powstrzymać śmiechu. Uwielbiała kiedy decydował się grać w jej
grę.  Myślę, że będzie czekać cały dzień.
- Mmm. Cały dzień?  wygiął biodra, ocierając się o nią swoją erekcją.
- U hu hu  Zrobiła krok w tył, zaskoczona kiedy ją puścił.  Więc kiedy dostarczasz
babuni swój koszyczek?
Wyszczerzył się do niej, miał zdziczały i pełen gorąca wyraz twarzy.  Myślę, że może
trochę poczekać. Nie wygląda na to, że w najbliższym czasie do niej dotrze.
Cholera. Była tak mokra, że zaczęła się martwić o to by nie zwilżyć swojej lycry.
 Ja bym nie kazała jej długo czekać.  Uśmiechnęła się do niego ze swoim najlepszym,
durnowatym spojrzeniem, wdzięczna kiedy zaczął wyglądać na zaniepokojonego.  Nie
chciałbyś by stała się niecierpliwa czy coś w tym stylu. Prawda?
- Belle.
Usłyszała ostrzeżenie w jego głosie. Wolała to zignorować. Pogłaskała go po ramieniu.
 Baw się dobrze Czerwony Kapturku.  Puściła mu oczko wiedząc, że zauważył psotę na jej
twarzy.  Wiem, ze ja będę.
Kręcąc swoim sztucznym ogonkiem przeszła się do baru, przygotowując się na długą
noc pełną oczekiwania.
- Wiem, że ja będę.
Mały, diabelski koteczek.
Jeżeli jeszcze raz zabuja ogonkiem w stronę Alfy Kojota, to Rick się tym zajmie.
Zamrugał i jeszcze raz zerknął do koszyczka. Zamknął pokrywkę i kiwnął głową.
Taaa. Zajmie się tym.
- Trzymaj  Odwrócił się i znalazł Dave a trzymającego drinka. Sięgnął po niego i upił łyk
z kwaśnego drinka z grymasem.  Jeżeli się nie uspokoisz, to wzbudzisz zamieszki.
Wziął kolejny łyk mojito, który przyniósł mu Dave.  Myślę, że możemy położyć przy
wejściu dywan z Kojota.
Dave zarżał.  Taa, ale naprawdę chcesz by goście zaczęli narzekać na obecność
pcheł?
Wymienili spojrzenia i zaczęli się śmiać. Pewne sprawy między Kojotami z Nowego Jorku
a Wilkami z Poconos się naprostowały, ale niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
- Idz po swoją partnerkę i zabaw się tym co znajduje się w tym koszyczku.  Rick
przewrócił oczami na złośliwy uśmieszek Dave a.  Coś mi mówi, że czeka was interesująca
noc.
- każda noc spędzona z moją Luną jest interesująca.
- Musi być miło.  Szeroki uśmiech Dave a zamienił się w zgorzkniały. Rick wiedział jak
bardzo cierpiał jego Beta. Dopóki Ben lub Dave nie przedyskutują z nim tej kwestii lub gdy ich
problemy zaczną wpływać na Sforę to obawiał się, że nie będzie w stanie niczego powiedzieć
ani zrobić by się między nimi ułożyło.
Nie zaszkodzi jednak by Dave dowiedział się, że żyje dla niego. Położył Becie dłoń na
ramieniu, mając nadzieję, że Dave zrozumie.
Mężczyzna skrzywił się.  Nie przejmuj się mną. Idz do swojej partnerki zanim rozpęta
wojnę.
Rick uśmiechnął się.  Całkowicie skopalibyśmy im dupy.
Dave tylko pokręcił głową.  Są Kojotami. To oczywiste, że skopalibyśmy im tyłki.
Rick parsknął i odszedł od swojego najlepszego przyjaciela. Nadszedł czas oznaczyć
swoją partnerkę.
Był z tym tylko jeden problem. Gdzie do diabła ona była? Mała brunetka wisząca przez
cały czas na Alfie Kojocie zdecydowanie nie była Ricka kobietą.
Otworzył swój umysł, instynktownie wiedząc, że nie opuściłaby budynku. Nie opanowała
jeszcze tajników cichej komunikacji między Alfą Wilkiem a jego Sforą, jednak on mógł w niej
czytać kiedykolwiek i gdziekolwiek zechciał. Niestety, nadal nie słyszała Sfory.
Przez jego umysł zaczęła płynąć piosenka.
- Who s that walking in these woods? Why it s Little Red Riding Hood! (Kto tam mknie
poprzez las? Czyż to Czerwony Kapturek!)
Nie ważne jak bardzo się starał to i tak nie mógł tego zatrzymać.
- Hey there Little Red Riding Hood. (Hej tam Czerwony Kapturku!)
Nagle zrozumiał co jest grane.
- You sure you looking good. (Bądz pewien, że dobrze wyglądasz)
Już wcześniej zagrała z nim w tę sztuczkę. Uśmiechnął się do napiętego Sama, u
którego  Little Red Riding Hood Shama dryfował w umyśle.
-You are everything that a Big Bad Wolf could want. Arrroooo! (Jesteś wszystkim co
pragnie wielki, zły Wilk)
Nadszedł czas na dostarczenie jej słodkości. Usprawiedliwiając się, opuścił przyjęcie i
miał cholerną nadzieję, że Pani Wilczek czeka na niego w łóżku.
Belle poprawiła się na poduszkach i czekała, słuchawki od iPoda schowała poza
zasięgiem wzroku. Wiedziała, że Rick szedł za śmiechem w jej umyśle więc nie potrzebował już
ich.
To nadal ją dziwiło, połączenie jakie było między nimi, miłość i śmiech śpiewały przez ich
więz. Wiedziała, że tylko Wilki posiadały zdolność ukrytej komunikacji ze swoimi partnerkami i
to wstrząsnęło nią, mimo, że była Pumą, to mogła ciągle dzielić się tym z Rickiem.
Drzwi się otworzyły i Rick wszedł, trzymał kurczowo w wielkiej dłoni koszyczek. Jego
oczy stały się ciemno brązowe kiedy zobaczył ją zwiniętą na łóżku.  Witaj, babciu.
Belle sięgnęła po ogonek i przebiegła jego końcówką między palcami, sztuczne futerko
ślizgało się między jej pazurkami. Wiedziała, co widział. Zdjęła swój kostium wilka ale zostawiła
pasek z ogonkiem i opaskę z uszami na swoich blond włosach, ukazując siebie w pełni nagą
jego spojrzeniu. Jedyną rzeczą, którą dodała od siebie był kołnierzyk z koronki opinający jej
szyję, jej ukłon w stronę wilczego kostiumu babci.  Witaj, Czerwony Kapturku, ten koszyk jest
dla mnie?- Pozwoliła by jej oczy zalśniły złotem, uśmiechając się od huku w klacie jej kochanka,
który groził zamienieniem się w warczenie.
- Z kim innym dzieliłbym się swoimi słodkościami?
- Święta racja  Wymruczała.
Uśmiechnął się i pozbył się swojej peleryny.  Moja babciu, jakie masz duże& oczy.
Ugryzła się w wargę by się nie śmiać. Nie patrzył w jej oczy, to było pewne.  Żeby lepiej
widzieć przedstawienie.
Parsknął i odpiął flanelową koszulę. Zdjął ją i rzucił na podłogę.  A jakie masz długie
nogi.  Wodził wzrokiem od blizny po całej długości jej nóg. Wiedziała, że dla Ricka blizna była
znakiem honoru. Nie opuścił wzroku, co sprawiło, że stał się jeszcze gorętszy.
Przesunęła nieznacznie nogi.  Żeby lepiej Cię nimi ściskać.
Jego uśmiech zamienił się w zaborczy.  To dobrze, lubię przytulani.  Zdjął z warkocza
rzemyk i rozpuścił te swoje wspaniałe czerwone włosy wokół swoich ramion i pleców. Ich
końcówki muskały jego pośladki. Zadrżała wiedząc, że niedługo znajdą się dookoła niej.
Jego dłonie głaskały erekcję przez spodnie.  A jakie masz duże zęby.
- Po to by cię ugryzć jak się nie pośpieszysz.  Warknęła na niego, obnażając swoje kły.
Czekała na to cały pieprzony dzień.
Odrzucił do tyłu głowę i się zaśmiał.  A jaką masz dużą buzię.
Dosyć tego. Skończyła z tym. Podpełzła na bok lóżka i odpięła jego spodnie, chwytając za jego
penisa.  Po to by cię zjeść.  I po prostu to zrobiła.
- O kurwa.  Rick złapał ją za włosy. Kochał czuć na sobie jej usta. To było czyste,
wilgotne niebo. Zaczął poruszać biodrami wiedząc jak dużo mogła wziąć by się nie udławić. Nie
zamierzał skrzywdzić swojego małego koteczka bardziej niż by tego chciała.  Tak jest, skarbie.
Ja pierdolę, tak dobrze.
Jęknęła, wibracje opanowały go po całej długości. Nie łatwo było Wilkowi parować się z
Pumą, ale do diabła dobrze się bawili próbując.
Pchnął jeszcze kilka razy w jej usta zanim niechętnie się cofnął. To było zbyt wiele i
doszedłby zanim by się na to przygotował.  Wystarczy.
Oblizała usta i nadęła na niego wargi.  Nie skończyłam jeszcze jeść.
Podniósł ją trzymając za włosy i wziął jej usta, w między czasie pozbywając się swoich
butów. Chciał czuć skórę przy skórze, a nie skórę przy spodniach żigolaka.
Przejechała dłońmi po spodniach na jego pośladkach tuż przed tym jak stanął dęba
przez przeszywający ostry ból.  Pazury!
Rozsiadła się, udawana niewinność powróciła na jej twarzy.  Kto kogo miał tutaj zjeść?
Warknął.  Podrapałaś mnie w tyłek.
Wzruszyła ramionami i wylizała swojego pazura z jego krwi - Ruszaj się szybciej.
Chwycił po obu bokach spodni. Naprężył ramiona. Spodnie postrzępiły się pod jego siłą.
 Zadowolona?
- Jeszcze nie.  Pomachała na niego palcem.  C mere, Czerwony Kapturku.
Zrobił krok w przód, resztki spodni opadły na podłogę. Pchnął ją delikatnie na łóżko.
Pochylił się na rękach, mając na oku jej wędrujące dłonie.  Co ja ci mówiłem o drapaniu mojego
tyłka?
- To nie było umyślne!  mrugnęła na niego, jej wargi drżały.  Chciałam ścisnąć.
Kąciki jego ust się uniosły.  Ścisnąć.
Kiwnęła, ale wyglądała jakby za dwie sekundy miała wybuchnąć śmiechem.  Uh- huh.
Parsknął i przewrócił ją na brzuch ignorując jej pisk zaskoczenia. Chwycił za jej
nadgarstki rozpłaszczając ją. Sztuczne futerko jej ogonka połaskotało jego erekcję.  Zobaczmy
czy możesz zrobić coś innego tymi swoimi pazurkami, Pani Wilczku.
- Przeklęty  Pokręciła tyłkiem i westchnęła dramatycznie.  Znowu pokrzyżował plany.
Obniżył głowę przy boku jej szyi, trzęsły mu się ramiona. Przed poznaniem Belle jeszcze
nigdy nie śmiał się tak bardzo.  Oszaleję przez ciebie. Wiesz o tym, prawda?
Przyglądnęła się mu spod opuszczonych włosów.  Jesteś psem. Ganiasz za swoim
ogonem i liżesz swoje jaja. Nienawidzę ci tego uświadamiać, ale już jesteś szalony.
- Nie liżę swoich jaj.  Nie gdzie ktoś mógłby go zobaczyć.
Podarowała mu jeden z tych wywyższających się kocich spojrzeń.  Powinnam cię
ostrzec, że nie jestem wyższą rangą szantażystką.
Zmarszczył brwi.
- Kamera cyfrowa. G-mail. Wylicz sobie.
- Belle!  Poczuł jak palą mu się policzki. Nie mogłaby. Mogłaby?
- Ha! Liżesz swoje jaja! Wiedziałam.  Uśmiechnęła się zadowolona i znowu zaczęła
kręcić.
Znał tylko jeden sposób, dzięki któremu zetrze jej z twarzy ten uśmieszek. Obnażył swoje
kły i ugryzł ją, jeszcze raz znacząc ją jako swoją.
Belle wrzasnęła, niespodziewany orgazm pognał przez nią, oślepiając ją na wszystko,
pozwalając jedynie czuć jego penisa przed swoim wnętrzem. Wślizgnął się w nią gdy wydostał
kły, językiem lizał ranki na jej szyi.
- Coś mówiłaś?
- Hę? Mówiłam? Rozmowa? Chciał teraz rozmawiać?
Zachichotał, dzwięk był tak zadowolony i tak oh męski. Spojrzała na niego groznie i
zacisnęła mięśnie wokół niego, wywołując u niego sapanie. Dziękuję Dr. Kegel 1
- No więc?
- Masz rację. Rozmowa jest przereklamowana.  Zaczął na nią napierać, wilgotne
klepnięcia ich ciał były głośne i erotyczne.  Tak ciasno, skarbie.
Jęknęła kiedy drasnął kłami znak. Chciała by znowu ją ugryzł, potrzebowała tego, ale nie
zamierzała o to błagać.  To wszystko na co cię stać?
Brakło jej tchu, desperacko chciała się ruszyć ku niemu, ale jego duże ciało przygniatało ją.
Wygiął plecy, dostając się jeszcze głębiej.  Psiakrew nie.  Jego biodra trzasnęły o nią,
doprowadzając ją coraz bliżej krawędzi. Zębami skubnął bok jej szyi, ostrość jego kłów
przypomniała jej o tym, jak świetne było jego ukąszenie.
- Teraz?  Miał napięty głos, bliski złamania.
Wiedziała o co pytał i dlaczego. - Tak.
Przysunął przedramię do jej ust. Razem się ugryzli, oznaczyli siebie nawzajem. Orgazm
pęknął w nich, oboje wili się w przyjemności.
Pózniej Rick przerwał tę wieczność, upadając obok niej cały spocony.
Przyglądnęła się mu zamglonymi oczami  Hej, Czerwony Kapturku?
- Hmmm?  Zabrzmiał na zaspokojonego i śpiącego.
- Nie dostałam swoich słodkości.
Otworzył jedno oko i zapatrzył się na nią.  Taa?
- Mhm-mmm.
Wyszedł z łóżka i chwycił za koszyk. Wciągnął łopatkę i trzasnął nią o dłoń, jego oczy
zabłysły niegodziwie.  A teraz, jeżeli chodzi o mój kostium.
Belle rozszerzyła oczy.  O cholera!  Z chichotem zeskoczyła z łóżka i pobiegła do
łazienki, Rick ruszył za nią.
Gonił za jej śmiechem po całym apartamencie. Pózniej przysięgła, że złapał ją tylko
dlatego, że sama tego chciała.
KONIEC
KONIEC
KONIEC
KONIEC
1
Ćwiczenia Kegla  zaciskanie mięśni krocza.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Martial arts NINJA Red Book
impuls little red riding hood
Medieval Grimoires The Red Book Of Appin id887881170 size306
Little Red Riding Hood TEACHER S NOTES
Little Black Book of Openers Training Lab
Little Red Riding Hood
Bell Book And?ndle Heyo
Jim Donovan The Little Book That Can Change Your Life
Bell Book And?ndle Longing
Bell Book And?ndle Fire And Run
Bell Book And?ndle ?by You Know
Bell Book And?ndle See Ya
Bell, Book and?ndle Read my Sign
Bell Book And?ndle Hurry Up

więcej podobnych podstron