290 291


Fronda - Archiwum - Nr 02-03 TABLE.main {} TR.row {} TD.cell {} DIV.block {} DIV.paragraph {} .font0 { font:6.5pt "Arial", sans-serif; } .font1 { font:9.5pt "Arial", sans-serif; } .font2 { font:9.0pt "Times New Roman", serif; } #divMenu {font-family:sans-serif; font-size:10pt} #divMenu a{color:black;} #divMenu a:visited{color:#333333;} #divMenu a:hover{color:red;} self.name = 'dol' /******************************************************************************** Submitted with modifications by Jack Routledge (http://fastway.to/compute) to DynamicDrive.com Copyright (C) 1999 Thomas Brattli @ www.bratta.com This script is made by and copyrighted to Thomas Brattli This may be used freely as long as this msg is intact! This script has been featured on http://www.dynamicdrive.com ******************************************************************************** Browsercheck:*/ ie=document.all?1:0 n=document.layers?1:0 ns6=document.getElementById&&!document.all?1:0 var ltop; var tim=0; //Object constructor function makeMenu(obj,nest){ nest=(!nest) ? '':'document.'+nest+'.' if (n) this.css=eval(nest+'document.'+obj) else if (ns6) this.css=document.getElementById(obj).style else if (ie) this.css=eval(obj+'.style') this.state=1 this.go=0 if (n) this.width=this.css.document.width else if (ns6) this.width=document.getElementById(obj).offsetWidth else if (ie) this.width=eval(obj+'.offsetWidth') // this.left=b_getleft this.obj = obj + "Object"; eval(this.obj + "=this") } //Get's the top position. function b_getleft(){ if (n||ns6){ gleft=parseInt(this.css.left)} else if (ie){ gleft=eval(this.css.pixelLeft)} return gleft; } /******************************************************************************** Checking if the page is scrolled, if it is move the menu after ********************************************************************************/ function checkScrolled(){ if(!oMenu.go) { oMenu.css.top=eval(scrolled)+parseInt(ltop) oMenu.css.left=eval(scrollex)+parseInt(llef) } if(n||ns6) setTimeout('checkScrolled()',30) } /******************************************************************************** Inits the page, makes the menu object, moves it to the right place, show it ********************************************************************************/ function menuInit(){ oMenu=new makeMenu('divMenu') if (n||ns6) { scrolled="window.pageYOffset" ltop=oMenu.css.top scrollex="window.pageXOffset" llef=oMenu.css.left } else if (ie) { scrolled="document.body.scrollTop" ltop=oMenu.css.pixelTop scrollex="document.body.scrollLeft" llef=oMenu.css.pixelLeft } var sz = document.body.clientWidth; if(!sz) sz = window.innerWidth-20; oMenu.css.width=sz oMenu.css.visibility='visible' ie?window.onscroll=checkScrolled:checkScrolled(); } //Initing menu on pageload window.onload=menuInit; kwatery w kraju i za granicą, w górach i nad morzem...". Albert spojrzał podejrzliwie na Fryca. - Widziałeś to?Fryc milczał. - Wyśmienity pomysł. Wspaniały wybór! Chcesz przejrzeć? Śliczne obrazki.Kolorowe. Te pomniki to prawdziwe dzieła sztuki. A trumny: dębowe, sosnowe,plastikowe, kamienne sarkofagi, puchary na prochy z nierdzewnej stali... A każdatrumna wygodna, czyściutka, wyściełana... Ileż wybitnych umysłów zastanawia sięcodziennie jak człowiekowi umilić... Obejrzyj! - Albertowi broda zaczęła drżeć. Opanował się jednak i kartkował folder. - Reklama środków robakobójczych o działaniu przedłużonym do 100 lat - czytał Frycowi, który nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. - Materace powietrzne, komputerowo dostosowane do kształtu ciała zmarłego. Amulety, niezbędne w podróży na tamten świat. Istne cuda. Albert rzucił folder na łóżko Fryca, wydarł z notatnika kartkę i próbował pomyśleć o żonie. "Kochana Marysiu" - zaczął. Potem długo patrzył przez okno na zachodzące słońce. "Pogoda u nas bardzo łacina" - nie mógł się skoncentrować, ale postanowił, że skończy ten list. "Mam nadzieję, że u Was też pogoda ładna. Jedzenie wyśmienite, pokój z widokiem na zachodzące słońce. Mam nadzieję, że się wkrótce zobaczymy. Ale nie przyjeżdżaj, l w żadnym wypadku nie przywoź do mnie dzieci". Przeczytał, co napisał. Słowa wydały mu się jeszcze bardziej obce niż Marysia, niż dzieci, przyjaciele, pies, sąsiad z przeciwka. Nie miał ochoty do nikogo wysyłać listu, ani nawet telefonować. Owszem czuł, że za wszelką cenę musi się stądwyrwać, ale nikt spoza szpitala, nikt z dotychczas tak zwanych najbliższych nieprzychodził muna myśl jako deska ratunku. "Jutro pójdę na spacer. Pogoda wyśmienita. Słońce świeci. Z okna widzę teraz jak zachodzi. Czerwona kula. Jedzenia dużo, więc chyba przytyję. Pomimo choroby apetyt mi dopisuje, a jedzenie bardzo dobre. Tęsknię za wami". Sięgnął po folder. Fryc swoim zwyczajem gapił się w sufit. Niektóre pomniki z folderu były rzeczywiście bardzo ładne. - Chciałbym mieć taki pomnik i móc się przed nim zadumać w ciepły jesienny wieczór - powiedział Albert do siebie. - Wokół kasztany, cisza, odgarniam z marmuru pożółkłe liście i wspominam moje życie. Nigdy nie miałem czasu myśleć o sobie. Przez tę cholerną pracę. A Marysia nigdy nic nie robiła. - Słyszysz Fryc?! - krzyknął. - Nie tęsknię nawet za żoną. A ty? Fryc albo wpadał w gadulstwo, próbując zagadać na śmierć swój smutek, albo kapitulował i wówczas żadna siła nie potrafiła wydobyć go z depresji. Godzinami nic nie mówił i chyba nawet nie myślał. Potem nagle znów ożywiał się i wygłaszał zawiły monolog. Tym razem odezwał się dopiero wieczorem. Patrzył w sufit, ale Albert miał wrażenie, że jego obecność sprawia jednak Frycowi przyjemność. - To ciekawe - Fryc wysączył słowa tonem bez wyrazu. - Ciekawe,ciekawe... - na chwilę przerwał i wpadł w zadumę. -Podczas najbardziej uroczystejchwili jesteśmy nieobecni. Mówią coś, próbują człowieka podsumować, odtworzyć...Choćby jeszcze na jedną chwilkę. A człowieka nie ma. Albert słuchał uważnie i zastanawiał się czy przemowa jest skierowana w niego. Czy Fryc chce go zranić, czy też szuka pocieszenia? Nie wiedział. Ani on, ani Fryc tego nie wiedzieli. - Na moment zastygają więc w bezruchu, w bezmowie, urzeczeni wielkimdziełem, jakiego dokonał - Fryc jakby odczytywał z sufitu wizję. - Umarł, odszedł,ot, tak sobie. Może pogardził? - pytająco uniósł brwi. - Cześć mu więc i chwała.Wielki człowiek. Żona ociera chusteczką płynący po policzkach makijaż. Ale trupprzymknął już oczka na zachowanie żony, na makijaż, na wszystko razem wzięte itak pięknie zaprezentowane w pogrzebowym przemówieniu. Fryc długo jeszcze mówił. Słowa wypływały z niego monotonnie usypiając Alberta. Był wdzięczny Frycowi. Czuł się jak za lat dziecięcych, kiedy co wieczór babcia opowiadała mu bajkę. Słuchał i nie musiał zastanawiać się nad swoim położeniem. Przecież nawet popychanie czasu do przodu nie miało sensu. Dawniej, stając twarzą w twarz z potężniejszym od niego problemem, wzywał na pomoc marzenia i na ich skrzydłach uciekał w przyszłość. Teraz, po raz pierwszy, zdał sobie sprawę, że czas nie jest sprzymierzeńcem. - Jakoś to będzie - ziewnął i usnął. Wydawało mu się, że ktoś podstępnie wepchnął go do przerębli. Albert rozpaczliwie szukał otworu, ale za każdym razem, kiedy go odnajdywał, dostawał pałką w łeb. Potem znów wpychali mu głowę pod wodę, tak że nie miał nawet czasu krzyknąć: oprawcy!!! Znów szukał otworu, rozpaczliwie, po omacku. Słyszał nad sobą śmiech. Buty stukały po lodzie. Poszarpane zimnem ciało było coraz słabsze. Wreszcie światło. Jest otwór, za chwilę znowu spadnie pałka na łeb. - Muszę ostatecznie rozmówić się z lekarzem - postanowił rano, zaraz poprzebudzeniu. - Koniecznie muszę się z nim rozmówić. To nie jest normalne. Szpitalwyraźnie mi nie służy. Albo albo - powtarzał sobie, choć nie bardzo rozumiał, co byto miało znaczyć. Dla większej odwagi zrobił parę przysiadów i pompek. Dokładnieobejrzał się w lustrze, dochodząc do wniosku, że wygląda nieźle. Ordynator długo był zajęty i Albert spędził pod jego gabinetem ponad godzinę. Kiedy wszedł, czuł się zmęczony. Stracił ochotę na zrobienie awantury. Tym bardziej, że siwiuteńki, malutki człowieczek wyglądał pociesznie i dobrodusznie. - Proszę, proszę bardzo, wchodzimy - wołał do Alberta, przekraczającego próg skromnie urządzonego pokoju, w którym siedzieli jeszcze lekarz i Zosia. Wokół piętrzyły się stosy książek. - No i dlaczego jesteśmy tacy smutni? - zapytał ordynator. - Wstyd nam?Na początku każdy się wstydzi choroby - sam sobie odpowiedział. - Ale nie mapowodu. Każdy ma swoje zadanie do spełnienia. Pan przyczynia się doprzedłużenia życia innych. Jest pan nam potrzebny - ordynator delikatnie pogłaskałAlberta po ramieniu. Przez chwilę milczał. Uroczysta cisza jak dym z fajki rozchodziła się przyjemnie po pokoju. - Pan służy ludzkości. To nie byle co. A rodzinie nie jest pan już potrzebny. Ja zresztą też nie. Więc po co? - zamyślił się - po co komu taki wrak?, mógłby ktoś zapytać. Ale pan wtedy dumnie wypnie pierś i odpowie: służę ludzkości. Żyję dla przyszłych pokoleń. - Brawo, brawo, brawo! - krzyknął lekarz i klasnął w dłonie. FRONDA JESIEŃ / ZIMA 1994 291 290 FRONDA JESIEŃ / ZIMA 1994 « Poprzednie  [Spis treści]  Następne » _uacct = "UA-3447492-1"; urchinTracker();

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
290 291
291 a
291 296
2013 10 08 Dec nr 4 Regulamin KP PSP Ostrów Wlkpid(290
06 (291)
MTA 291 2 V, MTA 331 2 V
Mahabharata Księga V (Udyoga Parva) str 291 345
289 291
290?2204 przewoznik osob
279 291
291 293

więcej podobnych podstron