82 HENRYK MARKIEWICZ
Krytyka dostrzegała w twórczości wielkich pisarzy tego okresu albo syntezę, albo napięcie sprzeczności między pierwiastkami pozytywistycznymi a romantycznymi. Marian Zdziechowski w szkicu Twórczość liryczna Asnyka i jej znaczenie w poezji polskiej („Przegląd Powszechny” t. 53, 1897) poczytując Asnykowi za zasługę, że ratował on świadomość czytelników przed „płaskim i wstrętnym dla dusz szlachetniejszych utylitaryzmem”, twierdzi, że rozbieżne pierwiastki tej poezji — tęsknoty religijne, „filozoficzność” zbliżoną do pozytywizmu, rezygnacyjną akceptację cierpienia i nakaz altruizmu, spokrewniony zarówno z mesjanistycznym romantyzmem, jak i z teorią ewolucji, potrafił autor zjednoczyć w „wyższej harmonii”. O organicznym połączeniu realizmu z idealizmem, romantyzmu z pozytywizmem u Prusa pisali np. Jan Lorentowicz (Bolesław Prus. „Tygodnik Ilustrowany” 1912, nr 22) i Tadeusz Miciński (w artykule znamiennie zatytułowanym Mistyk realizmu (jw.).
W innych wypowiedziach wyakcentowane zostały jednak raczej sprzeczności widoczne w tej twórczości. Jellenta (Dwie epopeje kupieckie. „Życie” 1897, nr 7/9) trafnie wskazywał, że u Prusa wszelka idea prawdziwie utylitarna „tonie prędzej czy później w odmęcie idealizmu serdecznej egzaltacji” — i jeśli w postaciach Rzeckiego czy Wokulskiego „tkwi jakieś rozpoznanie i historia choroby — to przyznać trzeba, że tak sympatycznej, szczytnej choroby i tak czarownych, i taką cześć i miłość budzących pacjentów nikt jeszcze nie wymyślił”. Brzozowski we Współczesnej powieści polskiej podziwiał u Prusa dar widzenia organizmów społecznych, zrozumienie konieczności rozwoju społecznego, szacunek dla zdobyczy materialnych i kulturalnych, świadomość krzywd i cierpienia, które są ich ceną — i jednocześnie stwierdzał, że pisarz znajdował się nieraz „niemal że na krańcu prawego skrzydła naszej politycznej myśli”, co oczywiście w r. 1906 oznaczało bezwzględną dezaprobatę. Także Muszkowski nazywając Prusa „zakapturzonym romantykiem” twierdził, że zachęcał on do trzeźwości w swojej publicystyce, lecz „przestrzegał przed nią — może mimowolnie — w swych dziełach beletrystycznych”. Potocki (P-2 27, 26) przyznawał, że Prus otrząsnął z siebie „martwicę” pozytywizmu, przyznawał nawet, że ukazując ludzi silnej woli w roli czynnej, bohaterskiej, „bliżej staje późniejszych losów Młodej Polski niż niejeden z jej pokolenia, niż np. Żeromski” — a jednak:
zawsze ten duch na wskroś nowatorski i rewolucyjny będzie obstawiał swe wielkie,
humanitarne, tragiczne idee — aparatem urzeczywistnień i przystosowań nie licujących z nimi,
lecz ze wskazaniami krótkowzrocznego pseudorealizmu.
Zwłaszcza Prus-publicysta wielokrotnie wywoływał oburzenie młodych, zarówno z lewicy, jak i z rodzącej się radykalnej prawicy społecznej. Iza Moszczeńska (Na mównicy. „Głos” 1900, nr 42) zarzucała mu „propagandę filisterskiej moralności, bezdusznego oportunizmu, handlarskiej praktycz-ności”, Zygmunt Wasilewski (Listy warszawskie. „Przegląd Wszechpolski” 1899, nr 9) — brak zarówno poczucia piękna w sztuce, jak i „poczucia ojczyzny”, a także akceptację „barbarzyńskich elementarnych instynktów”, nie spoglądał tak nieustraszenie w przepaści serca ludzkiego, nie malował miłości rysami tak demonicznymi, nie miał takiej wrażliwości na tragizmy wielkich jednostek i epok”. Brzmią te słowa tak, jakby napisali je Adamczewski czy Borowy o Żeromskim. Tymczasem — pochodzą one z artykułu W. Feldmana Zgon Bolesława Prusa („Krytyka” 1912, t. 2).