plik


ÿþ Ta lektura, podobnie jak tysice innych, jest dostpna on-line na stronie wolnelektury.pl. Utwór opracowany zostaB w ramach projektu Wolne Lektury przez fun- dacj Nowoczesna Polska. SOFOKLES Król Edyp tBum. kazimierz morawski WSTP [KAZIMIERZA MORAWSKIEGO] 1. mit i o owie o e ie Lajos, król Teb i m| Jokasty, otrzymaB byB grozn wró|b, |e zginie z rk wBasnego syna. Gdy mu wic syn ten si naroóiB, oddaB on go niewol- nikowi i kazaB wynie[ w pobliskie góry Kiteronu. Przebito óieciciu kostki, jak ói[ jeszcze zabitej zwierzynie przeb3a si skoki, a przecignwszy przez rany w stopach sznur, uniósB go powolny rozkazom pana pachoBek w ói- kie ustronie. Zdjty jednak lito[ci nie porzuciB on tam óiecka na [mier gBodow czy te| Bup óikich zwierzt, lecz oddaB je znajomemu pasterzowi z Koryntu, który na tych samych polanach górskich pasaB swoje bydBo. Ten znów powierzyB nieszcz[liwe pachol bezóietnym panom Koryntu, królo- wi Polybosowi i jego maB|once Meropie. Tutaj tedy wzrastaB mBoóieniec, nazwany Edyp , czyli dosBownie r , od blizn, które widniaBy na jego zranionych niegdy[ stopach. SpóiB on pierwsze lata szcz[liwe w bBogiej nie[wiadomo[ci, |e nie byB wBa[ciwie synem przybranych tych roóiców. Nierozwa|ne jednak sBowo to- warzysza wzbuóiBo w nim pewne niepokoje, których nie umiaB stBumi; postanowiB tedy w Delfach od Apollina dowieóie si prawdy. Bóg jed- nak, zamiast po|danego [wiatBa, daB mu straszn odpowiedz, |e wBasnego ojca zamorduje, pojmie za |on wBasn matk i spBoói z ni nieszczsne po- kolenie. Aby unikn tej grozy, opu[ciB tedy Edyp Korynt, góie pozostali jego mniemani roóice, i samowolnie pu[ciB si na wdrówk przez Focyd. W tym samym za[ czasie król tebaDski Lajos wybraB si byB w podró| do wyroczni delfickiej. Przypadek zrzóiB, |e w ciasnym wwozie poczet kró- la spotkaB si z mBoóieDczym pielgrzymem. Przy wym3aniu si doszBo do zwady i bójki, która zakoDczyBa si krwawo. MBody Edyp zabiB Lajosa i jego towarzyszy, z wyjtkiem jednego, który wróciB do Teb i aby zakry si tutaj przed haDb i zarzutem tchórzostwa, rozsiewaB wie[, i| król zginB z rk rozbójników. Edyp tymczasem, pielgrzymujc dalej, przybyB do stolicy tebaDskiej. Tu- taj sprawowaB po [mierci Lajosa rzdy Kreon, brat królowej Jokasty. Ale miasto jczaBo pod obuchem srogiego nieszcz[cia; bóstwo bowiem zagnie- wane, podobno Hera, nasBaBo tu jakiego[ potwora, który porywaB i u[miercaB tebaDskich mBoóieDców. Potwór ten o twarzy luókiej, ciele i szponach lwa skrzydlatego, nazywaB si , czyli zmor albo  dBawicielk . DBu|szy czas oczekiwano ju| tam zbawcy, który by gród od tej plagi wyzwoliB; nagle pojawiB si nieznany przybysz z obczyzny, Edyp, i zwalczyB groznego potwo- ra. W nagrod miasto oddaBo mu rk królowej Jokasty.  Jest to mo- tyw czsty w ba[niach wszystkich wieków i narodów, opowiadajcych cht- nie o rycerzach, którzy przez czyn waleczny, zwyciskie pokonanie óikiego zwierza czy te| óiwolga zdobywaj sobie rk ksi|niczek czy królewien. Pózniej ba[D ta zostaBa przetworzona i Sfinks stawiaB [miaBkom zagadki, od których rozwizania zale|aBo ich |ycie. Edyp wedBug tych opowie[ci odgadB rzekomo, |e zagadka o istocie, która z rana na czterech nogach choói, w po- Budnie na dwóch, a na trzech pod wieczór, odnosi si do czBowieka i jego |ywota; po czym Sfinks, uznawszy si za pokonanego, rzuciB si sam w prze- pa[ ze skaBy, z której dotd groziB miastu i gnbiB jego mieszkaDców. òielny przybBda objB wic rzdy w Tebach i pojB Jokast za maB|onk. Jako óieci z kazirodczego tego zwizku nazywa poezja znane postaci Eteokla i Polinika, Antygon i Ismen. Po pewnym czasie zaczyna si atoli prawda i groza poBo|enia na wierzch wyb3a. Edyp sam usiBuje j odkry i wy[leói. Kiedy za[ Buski z oczu mu spadBy, targa si on na wzrok swój, a o[lepiony znosi teraz ró|ne cierpienia, czy to w ciemnicy wizienia, czy, wedBug innego podania, na tuBaczce. so ok es Król Edyp 3 Dojrzeli[my pewne rysy ba[ni ludowej w tej opowie[ci; na dnie jednak tego mitu o Edypie le|aBa jaka[ wiara w bóstwo ziemne, które z matki ziemi zroóone, jak ka|dy jej pBód, nastpnie znów si z ni Bczy i |eni, cigle wic si odnawia i usuwa przeszBo[, t. j. dawny rok, czyli wBasnego ojca. To ziemskie bóstwo morduje wic corocznie swego roóica i po[lubia wBasn matk.  Fantazja Greków zmieniBa z czasem matk-ziemi w [mierteln kobiet, a jej syna-maB|onka w króla i bohatera, ubierajc ich losy w tysiczne barwy i ró|norodne zdarzenia. Wielka groza osiadBa odtd na caBym tym podaniu. 2. e w oez i i ramat so ok esa Król Edyp yl wprowaóiB zapewne pierwszy mit o Edypie na scen ateDsk. W r. 467 wystawiB on sw niezachowan tetralogi, osnut na tym podaniu. Czte- ry sztuki: , Edyp, d pr i satyrowy dramat p. t. zBo|yBy si na caBo[, z której tylko trzecia sztuka si uratowaBa. Pózniej opra- cowaB E ryp d mit o Edypie, zarówno w swej tragedii Edyp, jako te| w try- logii z r. 410, której trzy sztuki , ry pp i przedstawi- By caBe podanie o losach nieszczsnego rodu Labdakidów. Ponadto w innych jeszcze sztukach wprowaóiB postaci tego cyklu na scen; ale jedynie zachowaBy si po ói[ óieD z tragedii Eurypidesa, których osnow byBy tebaDskie podania. Szcz[liwiej obszedB si los pod tym wzgldem ze spu[cizn starszego ró- wie[nika Eurypidesa. Z zachowanych siedmiu tragedii l trzy sztuki odnosz si bowiem do mitu o Edypie. Król Edyp, Edyp K l i y przedstawiaj nam z kolei trzy fazy tego roóinnego dramatu. Nie tworzy- By te sztuki trylogii, bo w rozmaitych czasach jako odrbne i samoóielne tragedie pojawiBy si na scenie. Najstarsz pod wzgldem czasu powstania byBa y , óieBem za[ staro[ci poety Edyp K l . Król Edyp wresz- cie wystawiony zostaB wedBug prawdopodobnego przypuszczenia krótko po roku 430 przed Chr., a wic w pierwszych latach wojny peloponeskiej. Kiedy nasz dramat si zaczyna, poBo|enie w Tebach przedstawia si nam w nastpujcych zarysach. Edyp panowaB ju| caBy szereg lat nad miastem obok |ony swej Jokasty, która go obdarzyBa kilkorgiem óieci. Teraz zBowro- gie Erynie, które prze[laduj Labdakidów od pokoleD, zaczynaj si dobiera do odrzwi paBacu, w którym zgroza i ohyda bez luókiej wieóy i winy Edypa rozgo[ciBy si i góie ju| zawizaB si najstraszniejszy z dramatów. Dobiera si te| do tych odrzwi poczyna prawda. Zaraza, której przyczyn i powodów nikt zbada nie umie, naraz wybuchBa w Tebach, i óiesitkuje miasto. Zapytana wyrocznia delficka odpowiada, |e krew zamordowanego Lajosa woBa o pomst i sprowaóa te klski, |e winowajc wytropi nale|y i usun z kraju. Natenczas Edyp zabiera si do speBnienia tego zadania, chce rozja[ni ciemno[ci, a óiaBanie jego gromaói wraz ze [wiatBem coraz ci|sze gromowBadne chmury nad jego gBow, tak ci|kie, |e go spychaj wreszcie w otchBaD bezbrze|n rozpaczy i nóy. Poeta przeprowaóa t walk o prawd, ranic i mia|d|c bohatera dramatu, z wspaniaBym artyzmem. Mamy tu caB skal od buócych si we- wntrznych niepokojów, od szarpania si i miotania ze [witajcym [wiatBem a| do ostatecznego przejrzenia rzeczywisto[ci, której oko bohatera znie[ ju| nie mo|e. Je|eli ci oko twoje gorszy, wyjm3 je,  to wypeBnia Edyp, bo mu si w koDcu tak otwieraj oczy na prawd peBn grozy, |e a| patrze na ni nie jest w stanie i woli w [lepocie zamkn si przed tej sromoty obrazem. Kiedy wreszcie ona w caBej nago[ci i przejrzysto[ci mu si wyBania, zwraca so ok es Król Edyp 4 si Edyp w przepiknej inwokacji do sBoDca i [wiatBa óiennego, |egna si z jego strugami, aby niebawem wBasn rk na wzrok swój si targn. Stoczenie si ze szczytu chwaBy i potgi chyba w |adnej tragedii takiego odgBosu nie znalazBo. Fortuna rzadko si pastwi w tak okrutny sposób nad swoj ofiar. Edyp ma w królu Lirze posta pokrewn przez bezmiar nie- szcz[cia, które setk ramion i sieci siga po przeznaczone ofiary, nasuwa przy runiciu w przepa[ uBudne gaBzie ratunku, które Bami si za do- tkniciem i pogr|aj gwaBtowniej i gBbiej w czelu[ciach rozpaczy. Rozpacz ta wybrzmiewa w koDcu tragedii w tych urywanych, poszarpanych przemo- wach Edypa, które s jkami bólu i nóy wobec wióa, jkami bólu, sro- moty& i miBo[ci wobec wBasnych óieci, które jak biaBe anioBy opromieniaj swym zjawieniem si w koDcu dramatu o[lepionego starca, uchwyconego w szpony czarnego demona nieszcz[cia. Wszystkie bole[ci tych, co szuka- j winy w sobie, by kraj ratowa, tych, którzy wszelk ofiar, nawet wBasnej osoby, wBasnego szcz[cia gotowi zBo|y na oBtarzu prawdy i dobra ogólnego, przedstawiono tu w sposób peBen grozy. d dramatu Sofoklesa jest nastpujcy: W pr l (w. 1 150) wióimy mieszkaDców znkanego miasta u stóp oB- tarzy; bBagaj oni bogów o zmiBowanie i odwrócenie zarazy. Edyp przyrzeka im, |e nie zaniecha niczego, aby wy[leói przyczyny gniewu nie[miertel- nych. PosBaB on ju| byB Kreona do wyroczni delfickiej, od której wszyscy si spoóiewaj wyjawienia prawdy i rady skutecznej. Kreon rzeczywi[cie po- wraca i obwieszcza, i| Febus nakazuje usun z kraju co najpróej morder- c Lajosa. Edyp wic postanawia go wy[leói i w[ród zebrania starszyzny obmy[li [rodki wybawienia i ratunku. Nastpuje wej[cie czyli p r d chóru (w. 151 204): w pie[niach swych maluje on wszystkie klski, pBynce z zarazy, wzywa z kolei bóstwa opiekuD- cze grodu, aby stanBy w jego obronie.  Nastpuj dialogi, czyli p r y p d sztuki (w. 205 451). Edyp rzuca przed starszyzn swe kltwy na morderc Lajosa; te wyklinania, miotane nie[wiadomie na wBasn osob, s peBne tragicznej ironii. PrzywoBany przez Edypa wró|bita, [lepy Tyre- zjasz, ma wskaza sprawc dawnej zbrodni i wyja[ni ciemno[ci. Tyrezjasz zna jej przebieg, ale nie chce stanowczo odsBoni prawdy, waha si przed jej nagim wypowieóeniem; lecz gdy Edyp uniesiony gniewem obrzuca go podejrzeniami oszustwa i spiskowania, wybucha tak|e Tyrezjasz gwaBtow- nymi grozbami i kltw. Niepokoj one Edypa, lecz odb3aj si jeszcze od jego przekonania i duszy, zamionej coraz natarczywszymi podejrzeniami, |e caBe otoczenie czyha wyBcznie na jego zgub. Edyp sarka i miota si prze- ciw sBowom wró|bity, jak królowie izraelscy Jeroboam i Manasse, karccy Amosa i Izajasza. Wieczny bunt czBowieka przeciw bolcej prawóie buói si w Edypie w[ród usiBowaD, aby t prawd wydrze tajemnicy, która go ota- cza. Tyrezjasz rzuca wobec tego sBowo, które odtd w rozlicznych odmianach tylokrotnie pobrzmiewa miaBo w starciach mióy wBadcami ziemi a potg duchow: Nie ty jeste[ mi panem  ja sBug Apolla. Chór tak|e w swej pie[ni (p r y , w. 452 502) w3e si w[ród niepewno[ci, nie wie, na kogo jako na sprawc zbrodni wskazywaB gBos z Delf i nastpnie Tyrezjasz, a ostatecznie wyra|a swój hoBd i poóiw dla tyle zasBu- |onego dla Teb Edypa. W dr p d (w. 503 830) wytrcony z równowagi Edyp znie- wa|a w podobnym rozdra|nieniu szwagra swego Kreona, wypowiada tak|e przypuszczenie, |e on podkopuje rozmy[lnie jego wBaó i powag, spisku- jc z Tyrezjaszem. Kreon, brat i szwagier królewski, przedstawia powszedni typ czBowieka, rozkoszujcego si w bBogo[ci wysokiej parenteli, w wygo- dach swej dworskiej a nieodpowieóialnej godno[ci, w sBu|bie u zdrowego, so ok es Król Edyp 5 poziomego rozsdku. Jest to jeden z tych luói, którzy pchaj sw taczk statecznie, a w wy[cigach |ycia taczki id nieraz pewniej, a czasem i próej od rydwanów dobiegaj do mety. W sporze mióy Edypem i Kreonem po- rywczego wBadc Bagoó chór i królowa Jokasta. Chór ten towarzyszy caBej akcji jako |ycie powszednie, coóienne, rozw3ajce si na szarej pBaszczyznie u stóp góry, na której grzmi burze dramatu.  Ten chór tragedii greckiej ni|e na wtku akcji swe sdy i zdania, wplata w proz i groz |ycia pogod- ne kwiaty poezji, w dramat |yciowy odgBosy praktycznego, czasem prawie poziomego rozsdku. Ta p p l bywa niekiedy , ale najcz[ciej gBosem tego boga, którego poeta Êîancuski nazwaB l d d .  Przez caBy nasz dramat chór ten, wspóBczujcy z Edypem, chwieje si mióy przywizaniem i ufno[ci do wBadcy a strachem przed groz, która zawisBa nad jego gBow. Wobec Jokasty, która targa si na u[wicone stanowisko wró|bitów, ujmuje si za bogów prawami i powag. Bo , |ona dwóch królów tebaDskich, ojca i syna, gwaBtownie si uczepia swego szcz[cia i do- stojno[ci, z której dopusty losów maj j strci; nie chce ona dBugo uzna i przejrze grozy skBbiajcej si nad jej i Edypa gBow, wiói gr obBoków tam, góie spitrzaj si chmury przed burz, odurza siebie i innych zbyt dBugo bBog niepewno[ci, a na wszystko znajduje wybieg, nawet w okolicz- no[ciach, w których trudno o wyj[cie. Kiedy wró|by goó coraz wymowniej w Edypa jako morderc, sarka ona na wró|biarzy i lekcewa|y ich sBowa. Wobec tych bluznierstw podnosi zbo|ny protest chór w pie[ni nastpu- jcej w dr , w. 831 880, ujmujc si za naóiemskimi prawami i [wito[ci przepowiedni, uskar|ajc si na krnbrno[ [miertelnych, wsku- tek której I Apollo ju| bez cze[ci, Wniwecz id wiary. r p d (w. 881 1041) Jokasta, zgnbiona rosncymi nie- pokojami m|a i coraz baróiej ujawniajc si prawd, |e Edyp zgBaóiB Lajosa, zanosi modBy do tego samego Apollina, z którego co dopiero si natrzsaBa. BBaga zamierza ona boga, aby nie odsBaniaB ostatnich rbków, okrywajcych grozn rzeczywisto[. Przypomina ta modlitwa podobne bBa- gania Sofoklesowej Klitemnestry w El r , aby bóg zaniechaB ukarania jej mordu speBnionego na m|u. Jokasta jest mniej winna, ale modBy jej maj równie| poziome pobudki i nieziszczalne cele.  Bezpo[rednio potem poja- wia si posBaniec z Koryntu, nioscy wie[ci wa|ne dla Edypa. Uóiela on tedy wiadomo[ci, |e Polybos, wBadca Koryntu umarB, co wyzwala na razie Edy- pa od obawy przed zabiciem ojca. Pozostaje jednak drugi szczegóB dawnej przepowiedni, |e Edyp po[lubi wBasn matk, i ten szczegóB nie przestaje Edypa niepokoi. Na to zapewnia go ów posBaniec, i| nie byB óieciciem zroóonym z Polybosa i Meropy, lecz przybranym ich synem, przyniesio- nym niegdy[ z obczyzny; posBaniec stanowczo mo|e to stwierói, bo on byB wBa[nie owym sBug Polybosa, który niegdy[ z rk pasterza Lajosowego odebraB wysaóone w górach óieci. Wystarczy wedBug niego zawezwa te- go pasterza, aby ostatecznie i zupeBnie wyja[ni poBo|enie. Edyp postanawia wic to zaraz uczyni, bo nie cofnie si on przed |adnym krokiem, wiod- cym do [wiatBa, chocia|by ono miaBo go zmia|d|y i powali. Jokasta na pró|no chce go odwie[ od tego, a wióc, |e wszystkie jej wybiegi i uBudy pryskaj wniwecz pod nawaBem prawdy, która si wyb3a z nieprzepart siB, ucieka wreszcie do wntrza domostwa, aby si targn na wBasne |ycie.  Samobójstwo, które jak r przecina dramaty |yciowe, zamiast by je rozwizywa, pojawia si cztery razy w tragediach znanych Sofoklesa.  Chór tymczasem jeszcze nie wie, co Jokasta postanowiBa uczyni, a nie zdaje sobie tak|e sprawy, |e katastrofa zawisBa ju| bezpo[rednio nad caBym domem. I jak w |yciu przed zgonem nó luóko[ci zBoci czasem zBudny so ok es Król Edyp 6 promieD naóiei, tak i w tragedii greckiej wyprzeóaj niekiedy ostateczn perypeti jakie[ wybuchy otuchy i uBudy. W radosnej pie[ni (w. 1042 1058) chór wyra|a swe przypuszczenie, |e Edyp, który nie byB óieckiem korynckich wBadców, ujrzaB [wiatBo óienne w[ród szczytów Kiteronu jako syn jakiego[ boga lub bogini. Bezpo[rednio jednak potem prawda w caBej nago[ci i sromocie ujawnia si przed Edypem. PosBaniec z Koryntu wraz z dostawionym pasterzem te- baDskim wyznaj w r y p d (w. 1059 1138) wszystkie szczegóBy z przeszBo[ci Edypa; ów pasterz tebaDski odebraB byB z rk Jokasty niemowl i wrczyB je znajomemu pachoBkowi korynckiemu. W przystpie rozpaczy i szaBu teraz Edyp, podobnie jak przedtem jego |ona i matka, wybiega ze sceny, aby we wntrzu domostwa porachowa si ze swoim nieszcz[ciem, z tym, |e przejrzaB ju| do gBbi otchBaD swego upadku i klski. Po stopniach coraz wikszego poni|enia i przez ciernie i gBogi coraz baróiej krwawice doprowaóiB poeta swego bohatera z wy|yn tronu do nóy i poznania sie- bie, najwikszego i najtrudniejszego r , jaki widnieje na kartach greckiego dramatu. I przejrzaB nawet wreszcie ten chór, któremu wóiczno[ wobec Edypa zamykaBa dotd oczy na rzeczywisto[. PrzejrzaB tak dalece, |e wobec tego upadku przestaB wierzy w mo|liwo[ szcz[cia na ziemi. Ponurym r r nad marno[ci |ycia i znikomo[ci chwaBy i powoóenia wybrzmiewa pie[D chóru, pBaczca nad luóko[ci i Edypa nieszcz[ciem ( r y , w. 1139 1178). Od w. 1179 nastpuje d czyli zakoDczenie dramatu. Wychoócy z wntrza domu sBuga obwieszcza zgon Jokasty i ostatnie chwile zrozpaczo- nej kobiety. Potem zjawia si sam Edyp, który wyBupiB sobie oczy, aby odtd w lamentacjach nad swoj nó ul|y swej zmia|d|onej duszy, a zwróci si do nowego wBadcy, Kreona, któremu teraz ster paDstwa przypadB w uóiale, z pro[b, aby go jak najpróej wygnano z Teb do jakiej[ pustynnej ustroni, w peBnych wreszcie uczucia sBowach po|egna swe córki, Antygon i Ismen, które poleca troskliwej Kreona opiece. Rozbitek |ycia, stojcy na ostatnim progu nieszcz[cia, stargany pasmem klsk i poni|eD, jedno wyra|a |yczenie, aby óieciom & & & z rki losu Lepsze ni| ojcu przypadBo tu |ycie. Tak uczucie znkane czBowieka pokrzepia si albo wspomnieniem mi- nionego szcz[cia, albo promieniami, których w przyszBo[ci [mie si spo- óiewa, choby one ju| nigdy nie miaBy rozja[ni wBasnej nóy kirów po- nurych.  I koDczy si tragedia sBowami, które niewtpliwie wypowieóiaB sam ociemniaBy Edyp, stwieróajcymi znikomo[ luókiej chwaBy i szcz- [cia: A wic baczc na ostatni bytu luói kres i dol, Zmiertelnika tu |adnego zwa szcz[liwym nie nale|y, A| bez cierpieD i bez klski kraDców |ycia nie przebie|y. To byB róeD filozofii Sofoklesa, który mimo tego nie pogr|yB si w ja- Bowym pesymizmie, lecz z ugodowo[ci sobie wroóon braB od |ycia to, co ono przynosi. Bez wyniosBo[ci i upojenia jego czarami i u[miechami, ale te| bez upadku przyjmowaB ducha konieczny wymiar zawodów i nieszcz[. W tragediach jego widoczne jest to falowanie dni czarnych i ja[niejszych: je|eli komu, jak Edypowi, bezmiar klski przypadnie w uóiale, to mogBy do tego si przyczyni jakie[ dawne kltwy, ci|ce nad rodem czBowieka. Uchy- li czoBa nale|y przed tym brzemieniem, uzna ze spokojem i rezygnacj, |e wszechmoc boga zmia|d|y mo|e [miertelnika, choby sprawiedliwego. Bo |adna wina osobista na nie[wiadomym Edypie nie ci|y; Sofokles nie gBosiB so ok es Król Edyp 7 kazaD i nie pouczaB w swych tragediach o winach luókich i sprawiedliwo- [ci, która je karze, lecz przedstawiaB |ycie, jakim jest, z jego ciosami czsto niespoóiewanymi i niezasBu|onymi. Niemniej pozostanie ta tragedia jedn z najszczytniejszych pie[ni o luókim nieszcz[ciu i za tak uznaB j sBusznie Arystoteles. Pózniejszy dramat Sofoklesa, Edyp K l , przedstawiB, jak stargany klsk bohater znalazB w koDcu w Attyce, w miejscu roóinnym Sofokle- sa, wyzwolenie w kojcej [mierci i zado[uczynienie w bBogosBawieDstwach, które z jego grobu spBywa miaBy na potomnych. Lecz tworzc Król Edyp , nie my[laB jeszcze Sofokles o takim kojcym epilogu historii, lecz zosta- wiB ofiar szeregu klsk i okrutnego losu na progach bezdomnej tuBaczki, w której zazna i chBodu, i gBodu, i sieroctwa serca, i gniewu bogów, co go [cigaB na tronie, a nie ostygB jeszcze wobec zwalonego w niedol wygnaDca. Zmier nie skBada w tej tragedii swego wyzwalajcego pocaBunku na skroni bohatera, który ióie z peBni [wiadomo[ci, |e jest  w bogów nienawi[ci (w. 1466), w kraj dalszych trudów i klski. Podejmowali to podanie o Edypie pózniejsi pisarze jako osnow dla swych tragedii. NapisaB w pierwszym wieku po Chrystusie Edyp filozof , w siedemnastym wielki r ll , w osiemnastym wreszcie l r ; |aden z nich nie sprostaB zadaniu¹. Dla bezmiernych udrczeD szukano wielkich wyrazów, a retoryka wyszukanymi sBowami mrozi wielkie bole[ci, brzemieniem ich je przygniata. Silenie si wtli siB zarówno u Seneki, jak nawet u Corneille'a; Voltaire za[ u|yB Edypa za tBumacza swych relig3nych czy antyrelig3nych przekonaD i protestów. Z porównania Sofokles wychoói zwycisko ze swoj tragedi, w której uznajc królewsko[ bogów, uwielbiB zarazem królewsko[ wielkiego [mier- telnika i jego cierpienia. i io ra ia Król Edyp przekBadali na polski jzyk: Alfons l (Wilno 1844), Fran- ciszek y , którego przekBad ukazaB si dopiero w po[miertnym wydaniu (Kraków 1878), nastpnie Jan (Kraków 1890). Wreszcie znajduje- my tBumaczenie tej tragedii w caBkowitych przekBadach Sofoklesa, ogBoszo- nych przez Zygmunta l w Poznaniu 1875, Kazimierza K w Warszawie 1888, Kazimierza r w Krakowie 1916.  Dla szkóB opracowaB sztuk Franciszek r . Z prac zagranicznych wymienimy wydanie r rd Utrecht 1886, dalej wydanie d r (Berlin, Weidmann) wielokrotnie po- nawiane, wreszcie obszerne óieBo Karola r d p p r l r (Berlin 1915, T. I i II). o tBuma za Los PrzyszBa ku tobie z twarz lodowat I wpiBa w ciebie swe oczy bezBzawe, Gro|c ci haDb, nieszcz[ciem, zatrat. W mieóianym rku trzyma jak buBaw Rózgi, którymi zamierza ci chBosta, MBot, którym [ciera w proch [miertelnych cienie Spójrz na t sin, bezlitosn posta: To przeznaczenie. ¹ d l p d Edyp pó p r d pr d  por. óieBo Karola Heinemanna: r l d r r d r l l r r, Lipsk 1920. Tom II, str. 29 i n. so ok es Król Edyp 8 W pochoóie swoim jaBowy kBos skruszy I zapomnienia zasnuje caBunem; Lecz kiedy stanie wobec wielkiej duszy, Wie, |e w ni trzeba ugoói piorunem, Gniewem na luók dostojno[ zapBonie I caBa w strasznym wysiBku si zdbi², By strci dum i wyniosBe skronie Do nieszcz[ gBbi. W mrozne wic ramion ujwszy ci sploty Rce ci zbruka posok roóica, Potem z krwi strugi w kaB póc sromoty³, Wystpn |ó zrumieni twe lica I tak zdradami uwikBa okropnie, {e ty, omotan w piekielnej ni przóy, Wezmiesz stok haDby za chwaBy twej stopnie I bezdeD nóyt . Wtem [wity prawdy zabBysn w[ród mroków I wie[, |e ona wyzwoli lud z próby.  Wtedy nie zlkBszy si grozy wyroków, Wyrywa bóiesz jej sBowa& twej zguby. I trwajc m|nie na |ycia boisku Wrazisz w tw dusz sam po kolcu kolec, Gotów od prawdy krwawego pocisku Run i polec. I mów trwo|cych okol ci fale I run zewszd kBbice si wie[ci, Wyjc jak pustyD zBowrogie szakale Nad polem haDby, sromu i bole[ci.  A| kiedy groza nad gBow si spitrzy, W zrenice ostrze zatopisz krwawice, Aby nie miaBo do mroku twych wntrzy Dostpu sBoDce. O ciemnyu starcze! W twych Bkaniach |aBoba Luóko[ci mówi, w bezmiarze twej mki Bratem ty Leara i druhem ty Hioba, Serca ci oni u|ycz i rki. Cho los potargaB szkarBatne oponyv , B3e ci z twarzy majestat, o królu! Walc si z tronu, ty[ wyniósB na trony Królewsko[ bólu. Wic |e[ w ofiarnej za prawd szermierce, Za twych najbli|szych i caBe twe plemi WchBonB wszechludu bole[ci w twe serce I wszechci|arów na siebie wziB brzemi, {e[ m|nie kroczyB przez szlaki niedoli, Cho sBoDca oko nad tob zagasBo, ² d (neol.)  zapewne: stan dba. ³ r  haDba. t y y p d y  bBd logiczny. Mo|na przypuszcza, |e sens tego zdania miaB by nastpujcy: (wBasne) staczanie si w haDb i przepa[ (tj. bezdeD) nóy wezmiesz za stopnie prowaóce do twej chwaBy. u y  tu: ociemniaBy. v p (daw.)  zasBona (por. opoDcza). so ok es Król Edyp 9 Widnie ty bóiesz, jak prawdy i woli Rycerz i hasBo. Lecz ta, co zawsze z lito[ci si skBoni Nad [wiata nó, serdeczna ba[D ludu, Dojrzy ofiary w[ród krwawej Bez toni I [pieszc z lekiem dla cierpieD i trudu, Ujmie bole[ci w miBosne we dBonie I w kraj zawieóie, góie w sBoDca lazurze L[ni gród Pallady i w gajów osBonie Kolonu wzgórze. Tam nad tw biedn, poni|on skroni, Nieba zapBacz srebrzystymi rosy, Tam skaróe twojej sBowiki przyówoni, A |al z ich pie[ni góie[ pójóie w niebiosy FioBki, narcyzy pokBoni si wiosn, Bluszczu zawoje oplot swym chBodem, Szmer AÊîodyty uBo|y ci do snu Z Muz korowodem. I za[niesz w [mierci kojcej pieszczocie& A twoim [ladem ci, co w ziemi boju Mdlej, ustajc w pracy i ochocie, Pi bd |ycie u pikno[ci zdroju; Innym im [piewem gaj [wity rozdzwiczy I inne bBdnych zagnaj tam burze, Lecz, jak za ciebie, mBodo[ci czar wieDczy Kolonu wzgórze. so ok es Król Edyp 10 KRÓL EDYP oso ramatu " EDYP " KAPAAN " KREON " CHÓR TEBAN " TYREZJASZ " JOKASTA " POSAANIEC Z KORYNTU " SAUGA LAJOSA " POSAANIEC DOMOWY ro o e O óieci, Kadmaw starego potomstwo, Czego[cie na tych rozsiedli si progach, Trzymajc w rku te wizki bBagalnex ? Czemu| nad miastem dym wonnych kaóideB Wznosi si razem z modlitw i jkiem? Ja, |e nie chciaBbym przez usta posBaDców O tym zasBysze, sam tutaj przybyBem, Ja, Edyp, sBaw cieszcy si luói.  Rzekn3 wic, starcze, bo[ ty powoBany Za innych mówi, co was tu zebraBo, Strach czy cierpienie? Wyjaw to m|owi, Co chce wam ul|y; bo byBby bez serca, Gdyby ten widok mu serca nie wzruszyB. ka Ba O Panie, który ziemic t wBadasz, Wióisz, jak garnie si wsze pokolenie Do twych oBtarzy; jedni, to pisklta DBugiego lotu niezdolne, a drugich Wiek ju| pogarbiB; ja sBu| Zeusowi A tamci innym bogom; równe tBumy SiadBy góie inóiej, góie chramy Palladyy I tam, góie oBtarz Ismena¹p popielny, Kara, Los, Przywódca, Bo miasto  jak ty sam wióisz  odmty Zmier ZBego zalaBy i lud bodaj gBow Wznosi w[ród klski i krwawej po|ogi, Mrc w ziemi kBosach i ziemi owocach, Mrc w stadach bydBa i niewiast porodach, PBonnych od kiedy bóg ogniem zioncy¹¹ w K d  m| Harmonii, uchoóiB za zaBo|yciela Kadmei, czyli Teb w Beocji. x l  wizki takie, wykonane z gaBzek wawrzynu lub oliwek skBadali bBagalnicy na oBtarzach bogów. y ll  przydomek bogini Ateny. ¹p  rzeka pod Tebami. Nad ni le|aBa [witynia Apollina, Ismenion. ByBa ona sieóib wró|bitów, którzy wró|yli z pBomieni buchajcych na oBtarzu. ¹¹ ó y  demon zarazy, óier|cy ognist pochodni, która szerzy [mier. so ok es Król Edyp 11 Zaci|yB srog nad miastem zaraz, By grody Kadma pustoszy, a jkiem Czarne Hadesu wzbogaci ostpy. Cho wic my ciebie nie równamy bogom, Ani te óieci, siedli[my w tych progach, Bo ciebie pierwszym mienimy w[ród luói, W[ród ciosów |ycia i w[ród nieba gromów. Ty[ bo przybywszy, gród stary Kadmosa Od strasznych ofiar dla Sfinksa¹² wyzwoliB, Nic od nas wprzódy si nie wywieóiawszy, Ni pouczony; nie, z ramienia bogów DaBe[ nam |ycia ochBod i ulg. A wic ku tobie, który[ nam najdro|szym, Zlemy, Edypie, t pro[b bBagaln, By[ nas ratowaB, czy z bogów porady Znajdujc leki, czy z luói natchnienia. Bo przecie| wió, jako do[wiadczonych Rady najlepszym poprawy zadatkiem. PaDstwo, Przywódca, Nu|e wic, m|om ty przoduj, skrzep miasto, WBaóa Nu|e, rozwa|nie óiaBaj, bo ta ziemia Zbawc ci mieni za dawn gotowo[. Niechby[my rzdów twych tak nie pomnieli, I| po naprawie upadek nas zgr|yB; Ale stanowczo wznie[ gród ten ku szcz[ciu; Z ptakiem tu dobrej nastaBe[ ty wró|by I ói[ dorównaj tej szczsnej przeszBo[ci. Bo je[li nadal zachowasz ster rzdów, Pikniej ci m|om przewoói, ni| pró|ni. Ni gród, ni okrt nic przecie nie wa|y, Je[li nie stanie m|a dla ich stra|y. e O biedna óiatwo! Nazbyt ja [wiadomy Pró[b waszych celu; wiem, |e wszystkie domy Gnbi choroba, lecz w[ród zBa powoói Najgorsza nóa w m osob goói. Bo was jedynie wBasne brzemi drczy, Gdy moja dusza za mnie, za was jczy, Za miasto caBe; ze snu si nie buó Na wasze gBosy; wieócie, |e Bzy roni I czstym troski bBkaniem si truó, By co obmy[li ku ludu obronie. I uczyniBem, co dobrem si zdaBo, Syna Menojka¹³, a |ony mej brata Do Apollina pytyjskich wyroczni¹t PosBaBem, aby Kreon si wywieóiaB, Co czynic, mówic, zbawiBbym to miasto. A odmierzajc óieD jego odej[cia, Ju| spokój trac, bo nad miar czasu ¹²  potwór z twarz kobiety, ciaBem lwa, skrzydBami orBa i ogonem w|a, który zatrzymywaB po- dró|nych zd|ajcych do Teb, zadajc im podchwytliwie sformuBowane pytanie, a gdy nie umieli na nie od- powieóie, zab3aB ich. Edyp odgadB zagadk potwora i w ten sposób pokonaB Sfinksa. Zagadka brzmiaBa: co to za zwierz, które rano choói na czterech nogach, w poBudnie na dwóch, a wieczorem na trzech? WBa[ciwa odpowiedz to: czBowiek, który jako óiecko raczkuje, jako dorosBy u|ywa tylko koDczyn dolnych, a na staro[ wspomaga si lask. ¹³ y  Kreon, brat Jokasty. ¹t p ll py y yr  do Delf. Miejsce wyroczni zwaBo si pierwotnie Pytho; std star kobiet, która tam wró|yBa, zwano Pythi. so ok es Król Edyp 12 ZwykB nie wida go w domu z powrotem. Lecz skoro wróci  to byBbym przewrotnym, Gdybym za gBosem nie postpiB boga. ka Ba Mówisz nam z duszy, a wBa[nie zwiastuj Okrzyki luói Kreona przybycie& e O Apollinie! Niechby on ze sBowem Tak zbawczym przyszedB, jak wygld ma jasny. ka Ba Dobr nowin ja wró|, bo czy|by Inaczej wieDczyB sw gBow wawrzynem¹u ? e Wnet si dowiemy, ju| sBysze nas mo|e.  O ksi|, krewny mi synu Menojka, Jakie| przynosisz nam wie[ci od bóstwa! kreo Dobre, bo mniemam, |e i ci|kie sprawy Z dobrym obrotem szczsnymi si staj. e Jakie| jest sBowo? bo z tej oto mowy Strachu bym nie mógB wysnu, ni otuchy. kreo Czy chcesz, bym mówiB od razu przed ludzmi, Lub wszedB do domu; na wszystko ja gotów. e Mów tu, wszem wobec; bo tamtych katusze Baróiej mnie drcz, ni| strach o m dusz. kreo Bóg, Kara, Los, Zbrodnia, Niech wic wypowiem, co Bóg mi obwie[ciB.  Zbrodniarz Febus¹v rozkazaB stanowczo, aby[my Ziemi zakaB, co w kraju si gniezói, Wy|li i nie znosili jej dBu|ej. e Jakim obrzdem? góie| skryta ta zmora? kreo Wypói trzeba, lub mord innym mordem Okupi¹w , krew ta [ciga na nas burze. e Jakiego| m|a klsk Bóg oznacza? ¹u y r y  wieniec z wawrzynu wkBadano na gBow przy ofiarach lub kiedy przy- noszono dobre wie[ci. ¹v  Apollo. ¹w rd y rd p  mowa tu o tzw. zem[cie krwi, która |daBa [mierci za [mier, oka za oko, zba za zb. so ok es Król Edyp 13 kreo RzóiB, o królu, niegdy[ nad t ziemi Lajos, zanim ty[ ujB ster rzdu. e Wiem to z posBuchu, bom m|a nie zaznaB. kreo Tych wic, co jego zabili, rozkazaB Bóg nam ukara i pom[ci stanowczo. e Ale góie| oni? Góie| znajd si [lady Dawnej i wiekiem omszaBej ju| zbrodni? kreo W tej, mówiB, ziemi; [ledzmy a schwytamy. Ujóie bezkarnie to, co czBek zaniecha. e Czy w wntrzu domu, czy te| góie na polu, Czy na obczyznie Lajosa zabito? kreo WyszedB on z kraju pielgrzymem i potem Ju| nie powróciB do swojej stolicy. e A [wiadka albo towarzysza drogi Czy| niema, by si go mo|na wypyta? kreo Zginli; jeden, który zbiegB z przestrachem, Krom¹x jednej rzeczy nic nie wie stanowczo. e Có| to? rzecz jedna wiele odkry mo|e, Byleby czego[ mógB domysB si czepi. kreo MówiB, |e Lajos nie z jednej padB rki, Lecz |e liczniejsi napadli go zbóje. e Czy|by zbójowi, gdyby on pienióy Std nie byB dostaB, starczyBo odwagi? kreo Wie[ to gBosiBa, lecz po zgonie króla Nikt nie wystpiB, by pom[ci t zbrodni. e I có| sprawiBo, |e po klsce króla Prawdy wy[wieci tutaj nie zdoBano? ¹x r (daw.)  oprócz. so ok es Król Edyp 14 kreo Sfinks ciemnowró|y ku troskom chwilowym Od spraw tajemnych odcignB uwag. Bóg, Grzech, Kara, e Przywódca, Zbrodnia, Wic od pocztku ja rzeczy ujawni. Zbrodniarz Bo sBusznie Febus i ty równie sBusznie Ku umarBemu zwrócili[cie trosk; Z wami ja wspólnie siBy zBczonymi SpBac, dBug bogu i dBug naszej ziemi, A tym nie dalszym z pomoc ja id, Lecz sam ze siebie t zrzuc ohyd. Bo ów morderca mógBby równie Bacno Zbrodnicz óisiaj na mnie podnie[ rk. ZmarBemu sBu|c, usBu| wic sobie. Nu|e wic, óieci, powstaDcie z tych stopni Co próej wizki podniósBszy bBagalne¹y . I niech kto inny lud na wiec tak zbierze, I|by gotowym mnie wieóiaB; a z woli Bogów los szcz[cia spBynie lub niedoli. ka Ba PowstaDmy, óiatwo; przecie| nas tu wiodBy Te wBa[nie cele, które on obwieszcza. A niechby Febus, co przesBaB te rady, Jak zbawca z ci|kiej nas wywiódB zagBady. aro os Ór Zeusa wie[ci ty sBodka, jakie| w dostojne Teb progi Z Delf grodu, co si zBotem l[ni²p , Wici niesiesz mi? Duch si wyt|a, a kBbi si my[li od grozy i trwogi. Delicki wBadco, o Peanie²¹, Dr| ja, czy nowy trud nastanie, Czy dawne trudy w czasów odnowisz kolei? GBosie niebiaDski, ty przemów, ty óieci zBotej naóiei! Naprzód niechaj mnie Zeusa córa, odwieczna Pallada I Artemida wspomo|e, Która strze|e tej ziemi i tron okr|ny zasiada Na Teb agorze. Przyjdz i Febie²² w dal goócy, StaDcie troje jak obroDcy. Je[li ju| dawniej wy groz ci|c na mie[cie Precz std wy|li, przybdzcie i teraz i pomoc mi nie[cie. Bóg, Kara, Miasto, Naród, ZBo mnie bezbrze|ne dotknBo. O biada! PaDstwo, Zmier Naród w[ród moru upada I my[li zbrakBo ju| mieczy ¹y p d ó y l  po szcz[liwym wysBuchaniu modBów bBagalnicy usuwali wizki z oBtarzy. ²p l r d l  DelÍî sBawne byBy ze skarbów ofiarowanych Apollinowi. ²¹ l d  Apollo uroói si miaB na wyspie Delos, a zwano go tak|e Peanem (Paian), co oznacza boga nioscego pomoc i zbawienie. ²² pr ód ór r y d  Pallada (Atena), Artemida i Feb (Febus, czyli Apollo) byli trzema bóstwami opiekuDczymi miasta Teb. so ok es Król Edyp 15 Ku obronie i odsieczy, Pola kBosem si nie skBoni, Matki w poBogach mr lub pBody roni. Jak lotne ptaki, wartkie bByskawice, Mkn luóie cwaBem w Hadesu ciemnice. Nad miastem zawisBa gBusza I stosy trupów po ulicach le|, A [mier i d|um szerz; Nikt ich nie pBacze, nie rusza. {ony i matki z posrebrzonym wBosem {aBobnym zawoó gBosem. Skarga wszechludu zabBysBa w[ród nocy, O Zeusa zBota córo, uóiel nam pomocy! Przybdz chy|o  oto wróg, Cho mu nie l[ni mieczem dBoD, Z krzykiem wtargnB w miasta próg. Wyprzyj go na morsk toD Lub pdz w niego[cinn dal, W gBbie trackich fal Cho oszczói ciemna noc, To óieD wtóry zgnbi dom, Ty, co grzmotów óier|ysz moc, Zeusie, ci[n3 grom! Z twego Buku zBotych strun, Pu[, Apollo, krocie strzaB, Artemis, spu[ |ary Bun, Z którymi mkniesz w[ród Lykii skaB²³. Ciebie wzywam, zBotosploty²t , Bo[ tej ziemi syn, Niechaj zaznam twej ochoty, Ty, co[ panem win! O Bakchusie, po[ród gór Plsasz w Menad gronie, W Boga klsk²u , co niesie mór, {agwi mie, co pBonie! e e so io i e Prosisz, a proszc mógBby[ znalez ulg, SiB i z kazni srogich wyzwolenie, Je[li sBów moich posBuchasz powolnie, Które ja, obcy zupeBnie tej wie[ci I obcy  sprawie, wypowiem. To sam bym Nie wiele zbadaB bez wszelkiej wskazówki. Przywódca, Sprawiedliwo[ Teraz, |em [wie|ym tej gminy jest czBonkiem, Do was si zwracam z nastpn przemow: Kto z was by wieóiaB, z czyjej zginB rki ²³ ród y  Apollina i siostr jego Artemid czczono tak|e w Lykii w Azji Mniejszej. Artemida i nimÍî z jej orszaku przebiegaBy z |arzcymi si pochodniami w rku óikie ostpy gór i lasów. ²t pl y  Bakchus o bujnym wBosie, spitym zBocist przepask, uroóiB si rzekomo w Tebach. W[ród blasku pochodni harcowaB on po pobliskich górach w otoczeniu szalejcych Menad, óiewic mu oddanych. ²u ó l  Ares, który tu wystpuje jako bóstwo d|umy. so ok es Król Edyp 16 Zmierci ugoóon Lajos Labdakida²v , Niech ten mi wszystko wypowie otwarcie. Gdyby za[ baB si sam siebie oskar|a. Niech wie, |e |adnej srogo[ci nie dozna Nad to, |e caBo t ziemi opu[ci. A je[li w obcej by ziemi kto wieóiaB Sprawc, niech mówi, otrzyma nagrod I nadto sobie na wóiczno[ zasBu|y. Los Lecz je[li milcze bóiecie, kry prawd, To o przyjacióB si trwo|c, to siebie, Tedy usByszcie, co wtedy zarzó. Niechajby taki czBowiek w naszej ziemi, Nad któr wBaó ja óier| i trony, Ani nie postaB, ni mówiB z innymi, Ni do czci bogów nie byB dopuszczony, Ni do |adnego wspólnictwa w ofierze. Zawrzyjcie przed nim podwoi o[cie|e, W |adnym on domu niech nigdy nie spocznie, Bo tego chciaBy pytyjskie wyrocznie. Ja wic i Bogu i zbrodni ofierze Zlubuj tak sBu|b i przymierze. I tak zBoczyDcy kln, aby on w |yciu, Czy ma wspólników, czyli sam w ukryciu, Nóy, pogardy do[wiadczyB i sromu. I zakln dalej, |e gdyby osiadBy Z moj si wieó w mym odnalazB domu, Aby te kltwy na m gBow spadBy. A was zaklinam, aby[cie to wszystko Czynili dla mnie, boga i tej ziemi Od zbó| i bogów tak osieroconej. Obowizek, Roóina Bo choby boga gBos nie nakazywaB, Nie trzeba byBo popu[ci bezkarnie Zmierci przedniego czBowieka i króla Lecz rzecz wy[leói. {e ja teraz óier| Rzdy te, które on niegdy[ sprawowaB, Ao|e i wspóln z nim óiel niewiast; {e moje óieci byByby roóeDstwem Jego potomstwa, gdyby on ojcostwem MógB si byB cieszy; |e grom weD ugoóiB, Przeto ja jakby za wBasnym roóicem Wystpi za nim, wszystkiego dokonam, Aby przychwyta tego, co u[mierciB Syna Labdaka, wnuka Polydora, Któremu Kadmus i Agenor przodkiem. A tym, co óiaBa omieszkaj, bogi Niech ani z ziemi nie dopuszcz pBodów, Ni óiatek z niewiast; niech oni marniej W[ród tej zarazy, lub gorszym dopustem. Was za to, którzy powolni mym sBowom, Wspólnictwo Diki²w niech skrzepi Baskawie I bogi w ka|dej niech popr was sprawie. ²v d d  Agenor, król Fenicji, miaB syna Kadmosa, który zaBo|yB Teby. Kadmosa synem byB Polydoros; ten zroóiB Labdakosa, a Labdakos Lajosa, którego synem byB Edyp. ²w  bogini sprawiedliwo[ci. so ok es Król Edyp 17 Ór Jak mnie zaklBe[, tak powiem ci, ksi|. Ni ja zabiBem, ni wytkn bym umiaB Tego mordercy; ten, co drogi wskazaB, Febus, sam jeden odkryBby zBoczyDc. e SBusznie to rzekBe[. Ale wymóc z bogów, Czego nie zechc, nie zdoBa [miertelny. Ór Lecz drugie wyj[cie [miaBbym ci poleci. e Mów i o trzecim, je|eli ci [wita. Ór Mistrzowi wieóy najbli|ej dorówna Tyrezjasz²x , jego wic rady sigajc, Najwicej, ksi|, zyskaBby[ ói[ [wiatBa. e Przecie| ju| anim tego nie zaniechaB; Bo za namow Kreona dwukrotnie SBaBem umy[lnych, a zwBoka mnie óiwi. Ór Inne bo rzeczy s gBuche i marne. e Co mniemasz? Ka|dy tu szczegóB ma wag. Ór Mówi, |e zginB z rk luói podró|nych. e I ja sByszaBem. Lecz [wiadka nie wida. Ór To, je[li w sercu drobin ma trwogi, On si przed twymi ulknie przekleDstwy. e Nie strwo| sBowa, kogo czyn nie straszyB. Ór Lecz otó| czBowiek, co sprawy wyja[ni. Bo ju| prowaó boskiego wró|bit, W którego duszy prawda ma ostoj. yr e O Tyrezjaszu, co sprawy przenikasz Jasne i tajne, na ziemi i niebie! ²x yr (Teiresias; od r : óiwy)  imi to dosBownie znaczy: tBumacz znaków i óiwów, nosiB je sBynny [lepy wró|bita tebaDski. so ok es Król Edyp 18 Chocia| ty [lepym, nie uszBo twej wieóy, Jako choruje gród ten, przeto w tobie Upatrzyli[my zbawc i lekarza. Bo Febus, jak ci ju| mo|e donie[li, Po wie[ciach naszych t wró|b obwie[ciB, {e wyzwolenie li wtedy nastpi, Skoro odkrywszy morderców Lajosa Na [mier ich albo wygnanie ska|emy. Ty przeto, lotu ptaków nie niechajc, Ni innych [rodków twej wró|biarskiej sztuki, Siebie i miasto, ratuj m osob, I zbaw nas z wszelkiej zakaBy tej zbrodni. W tobie naóieja; kto, czym tylko mo|e, Wesprze blizniego, speBni óieBo bo|e. t rez asz Biada, o biada tej wieóy, co szkod Niesie wieócym; znam ja to zbyt dobrze I pomny na to nie byBbym tu stanB. e W czym powód, |e[ tu przybyB po niewoli? t rez asz Pu[ mnie do domu; bo Bacniej co twoje I ja co moje znios, gdy usBuchasz. e Miasto, Obowizek, Miastu, którego[ óieckiem, sBu|y rad Ojczyzna Jest obowizkiem miBo[ci i prawa. t rez asz Wió, |e sBowa niekoniecznie w por Ty[ wyrzekB; obym ja równie nie zbBóiB. Ór Na bogów, wieóc nie ukrywaj [wiatBa, Przecie| my wszyscy na klczkach bBagamy. t rez asz Wy wszyscy w bBóie. Ja nigdy zBych rzeczy Moich, by nie rzec& twoich, nie wyjawi. e Wic wieóc, zmilkniesz? czy| my[lisz czBowieku Miasto to zdraói i zniszczy ze szcztem? t rez asz Ani ja ciebie, ni siebie nie zmartwi. Pró|no mnie kusisz, nie rzekn ju| sBowa. e Ze zBych najgorszy  bo nawet by[ skaB ObruszyB  wiecznie wic milcze zamierzasz I niewzruszony tak wytrwa do koDca? so ok es Król Edyp 19 t rez asz Upór mój ganisz, a w sobie nie wióc ObBdów gniewu, nade mn si zncasz. e Któ| by na takie nie uniósB si sBowa, Którymi nasze zniewa|asz ty miasto? t rez asz Zejóie to samo, cho milczc si zapr. e Przeto co zejóie, winiene[ nam jawi. t rez asz Nic ju| nie rzekn. Ty za[, je[li wola, Choby najóiksz wybuchn3 w[ciekBo[ci. e A wic wypowiem, co mi w bByskach gniewu Ju| [wita; wieó ty, i| w moim mniemaniu Ty[ ow zbrodni pod|egB i zgotowaB A| po sam zamach; a nie byBby[ [lepym, To i za czyny bym ciebie winowaB. t rez asz Doprawdy? a wic powiem ci, by[ odtd Twego wyroku pilnujc, unikaB Wszelkiej i ze mn, i z tymi rozmowy, Jako ten, który pokalaB t ziemi. e Jakie bezczelne wyrzucasz ty sBowa? I góie| zamy[lasz przed srog uj[ kar? t rez asz UszedBem, prawda jest siB w mej duszy. e Góie[ ty j nabyB? Chyba nie z twej sztuki. t rez asz Od ciebie. Ty[ mnie zmusiB do mówienia. e Czego? Mów jeszcze, abym si pouczyB. t rez asz Czy[ nie rozumiaB, czy tylko mnie kusisz? e Nie wszystko jasnym; wic powtórz raz jeszcze. t rez asz Którego szukasz, ty jeste[ morderc. e Nie ujóiesz kary za wtór obelg. so ok es Król Edyp 20 t rez asz Mam mówi wicej, by gniew twój zaostrzy? e Mów co chcesz, sBowa twe na wiatr ulec. t rez asz Rzekn, i| z tymi, co tobie najbli|si, W sromie obcujc, nie wióisz twej haDby. e Czy my[lisz nadal tak breói bezkarnie? t rez asz Je|eli w prawóie jest moc i potga. e O jest, lecz w tobie jej nie ma, bo[ [lepym Na uchu, oczach i [lepym na duchu. t rez asz A ty nieszczsny urgasz, ty, który Wnet staniesz wszystkim na urgowisko? e Nocy ty synem, zaszkoói nie zdoBasz. Ni mnie, ni innym, co w sBoDce patrzymy. t rez asz Bo nie pisano, abym ja ci zwaliB; Mocen Apollo, aby to wykona. e Czy to s twoje sztuki, czy Kreona? t rez asz Nie Kreon, lecz ty sam sobie zatrat. Przywódca, WBaóa e Skarby, królestwo i sztuko, co sztuk Przewy|szasz w |ycia namitnych zapasach, Jak|e was zawi[ natrtnie si czepia, Je|eli z tronu, którym mnie to miasto W dani, bez pro[by mojej zaszczyciBo, Kreon, ów wierny, ów stary przyjaciel Zdrad, podstpem zamierza mnie zwali I tak podstawi tego czaroóieja, Kuglarza, który zysk bystro wypatrzy, A w swojej sztuce dotknity [lepot. Bo, nu|e, rzekn3, kiedy[ jasno wró|yB? Dlaczego, kiedy zwierz ów [piewotwórczy Sro|yB si, zbrakBo ci sBów wyzwolenia? Przecie| zagadk t nie pierwszy lepszy MógB byB rozwiza  bez jasnowióenia. A tobie wtedy ni ptaki, ni bogi Nic nie jawiBy; lecz ja tu przyszedBszy Nic nie wieócy zgnbiBem potwora, Ducha przewag, nie z ptaków natchnienia, so ok es Król Edyp 21 Mnie wic ty zwali zamierzasz, w naóiei, {e bliskim bóiesz przy Kreona tronie. Lecz ci|ko i ty jak ów, co pod|ega, Odpokutujesz, a gdyby nie staro[, Wraz by[ otrzymaB kazD za twe zamysBy. Ór Nam mowa starca wydaBa si gniewn, I twoja tak|e, Edypie, a przecie| To nie na czasie; lecz patrze nale|y, By[my gBos boga speBnili najlepiej. t rez asz Chocia| ty wBadc, jednak ci wyrównam W odprawie. SBowem i ja tak|e wBadam. Nie twoim jestem sBug, lecz Apolla; I nie zawezw zastpstwa Kreona, Kondycja luóka Lecz sam ci powiem, tobie, który szyóisz Z mojej [lepoty, patrzysz a nie wióisz Nóy twej, nie wiesz z kim |ycie ci schoói, Góie zamieszkaBe[ i kto ciebie roói. Los, Wizja Mióy |ywymi i zmarBymi brami Wzgard masz, kltwy dwusieczne ci z kraju Ojca i matki w obczyzn wygnaj, A wzrok, co, [wiatBo oglda, si zami. Jaki| Kiteron²y i jakie przystanie Echem nie jkn na twoje woBanie, Gdy przejrzysz zwizki, kiedy poznasz nagle, W jak to przystaD nieprzystojn |agle PeBne ci wniosBy; nieszcz[cia ty gBbi Nie znasz, co z óiemi ci zrówna i zgnbi.  Szydz wic z Kreona, szydz z mojej ty mowy Bo niema czBeka mióy [miertelnymi, Którego zBe by straszniej zmia|d|y miaBo. e Czy zno[nym takie wysBucha obelgi? Precz std co próej sprzed mego oblicza, Co |ywo z tych si wynosi mi progów! t rez asz Nie byBbym stanB, gdyby[ nie byB wzywaB. e Gdybym byB wieóiaB, |e brednie ple[ bóiesz, Nie byBbym ciebie zawezwaB przed siebie. t rez asz Breócym mo|e li tobie si wydam,  Tym, co ci na [wiat wydali, rozsdnym. e Jakim? Zaczekaj! Któ| moim roóicem? t rez asz Ten óieD ci zroói i ten ci zab3e. ²y Kiteron  góry w pobli|u Teb. so ok es Król Edyp 22 e Jakie| niejasne ty stawiasz zagadki? t rez asz Czy[ nie ty mistrzem w ich rozwizywaniu? e Urgaj temu, w czym uznasz mnie wielkim. t rez asz A jednak to ci zgubiBo zdarzenie. e Je[lim wyzwoliB gród  niech i tak bóie. t rez asz Wic ju| uchoó.  Prowadz mnie, pachol. e Niech ci prowaói. Obecno[ twa przykra, Twoje odej[cie usunie t plag. Los, Roóina, Wizja t rez asz RzekBszy co miaBem  id, nie z obawy Przed twym obliczem, bo pró|ne twe grozby. A powiem jeszcze: czBek, którego szukasz, Z dawna pogró|ki i wici o moróie Lajosa gBoszc, jest tutaj na miejscu. Obcym go mieni, ale si oka|e, I| on zroóony w Tebach; nie ucieszy Tym si odkryciem; z wiócego ciemny, Z bogacza |ebrak  na obczyzn pójóie, Kosturem drogi szukajc po ziemi. I wyjóie na jaw, |e z óiemi obcowaB WBasnymi, jak brat i ojciec, |e matki Synem i m|em byB, wreszcie roóica WspóBsiewc w Bo|u i razem morderc. Zwa| to, a je[li to prawd obra|a, Za niemdrego ogBo[ mnie wró|biarza. stasimo i Ór Bóg, Kara, Los Na kogó| wskazaB delfickich gBos skaB Kto strasznej zbrodni krwi rce swoje zlaB. Niechby szybkim pdem koni, Co cwaBuj w chmur tabunie, UszedB on pogoni! Bo Apollo wnet naD runie Z bByskiem, gromem, burz, I niechybne wnet EryÌe³p grozie tej przywtórz. Wic z Parnasu³¹ [nie|nych wirchów gBos bByszczcy padB, By przestpcy ukrytego bada wszóie [lad On jak buhaj w óikim lesie ³p Ery  óiewice zemsty [cigajce zbrodniarzy. ³¹ r  góra w [rodkowej Grecji; w staro|ytnej mit. gr. sieóiba Apolla, Muz i Dionizosa. so ok es Król Edyp 23 Raz postoi w ciemnych grotach, To znów w skalne jary rwie si W omylnych obrotach. Od wyroczni w [rodku ziem³² w dalsze pomknie sioBa, Ale sBowo wci| jej |yje i kr|y dokoBa. Straszn, o straszn wró|biarz buói trwog, SBowom przywtórzy ni przeczy nie mog. BBó w[ród obaw; i bBóc, ju| nie wiem, Mióy Labdakidów rodem A synem Polybosa, có| gniewu zarzewiem, Co mogBo by walki powodem. Wie[ o tym milczy. Po có| bym wic ujB Edypa ja sBawy Jako m[ciciel ciemnej sprawy? Zeus i Apollo przenikn czBowieczych dusz ciemnie, A faBszywy sd tego, któryby nade mnie StawiaB wró|biarza. Bywa, i| posióie M| jeden wicej mdro[ci. Lecz nie przywtórz mu nigdy, a| prawda na jaw si dobóie. Bo gdy potwór skrzydlaty³³ w groóie naszym go[ci, StanB m| i wyzwoliB i zagoiB rany; Nie dozna on mojej przygany. e e so io ii kreo Droóy ziomkowie, doszBo moich uszu, {e Edyp wBadca ci|ko mnie winuje. Wic tu przybywam zra|ony; bo je[li Mniema, i| ja si czy sBowem, czy rzecz Do troski, co go gnbi, przyczyniBem, To ju| nie pragn dBu|szego |ywota Pod tym zarzutem. To takie mniemanie Nie drobn tylko wyrzóa mi krzywd, Ale najwiksz, skoro ja rodakom, Wam i mym bliskim przewrotnym si wydam. Ór Zarzut ten jednak w gniewliwym zapale Raczej si poczB, a nie w gBbi duszy. kreo Skd te posBuchy, i| z mego podmuchu Wró|biarz kBamliwe wygBasza twieróenia? Ór SBowo to padBo; skd poszBo, ja nie wiem. kreo I z prostym wzrokiem i z wzniesionym czoBem Takie tu na mnie miotano zarzuty? ³² yr r d  DelÍî. W [wityni delfickiej znajdowaB si gBaz biaBy, zwany po grecku ppkiem ( p l ), który oznaczaB [rodek Grecji, czy te| caBej ziemi. ³³p ór r ydl y  Sfinks. so ok es Król Edyp 24 Ór Nie wiem. Co wBadcy czyni, ja nie [leó. Lecz otó| ksi| sam kroczy z paBacu. e Ty[ tutaj? A wic [miesz tak by bezczelnym, Aby do moich przybli|a si progów, Ty, co[ zamierzyB popeBni morderstwo I z wBaóy króla mnie gwaBtem ograbi? Rzekn3, na bogów, czy sBabo[ czy gBupstwo We mnie spostrzegBe[, by snu te zamiary? Czy[ mniemaB, |e twych ukrytych podstpów Nie dojrz, |e si obroni nie zdoBam? Czy| nie przewrotnem twoje przedsiwzicie, Bez siB, wspólników, tak rwa si na trony, Które si ludzmi zdobywa i zBotem? kreo Raó ci naprzód wysBucha mej mowy, A potem rzeczy poznawszy, osói. e W sBowach ty óielny, lecz zBym ci ja bd Uczniem, bo mam ci za zdrajc i wroga. kreo PosBuchaj oto, co powiem w tej sprawie. e Nie praw ty oto, |e jeste[ bez winy. kreo Je|eli mniemasz, |e upór jest skarbem, Cho bezrozumny, to mniemasz przewrotnie. e Je|eli sóisz, i| krzywóc krewnego Nie zaznasz kary, to sóisz faBszywie. kreo Uznam twe zdanie, lecz poucz mnie przecie|, Có| ci si teraz wydarzyBo zBego? e Czy[ mnie namawiaB, czyli nie namawiaB, Bym tu sprowaóiB znanego wró|bit? kreo I ói[ obstaj przy tej samej raóie. e Jak|e, to dawno od czasu, gdy Lajos& kreo Có| poczB? SBów twych nie caBkiem pojmuj. e ZniknB [miertelnym ugoóony ciosem? so ok es Król Edyp 25 kreo Bóie ju| dawno od tego zdarzenia. e Czy| wtedy wró|biarz sprawowaB sw sztuk? kreo Równie byB mdrym i w równej ju| cenie. e Czy| on naówczas mnie wspomniaB cho sBówkiem? kreo Nigdy, przynajmniej jam tego nie sByszaB. e A czy[cie wtedy zarzóili [leótwo? kreo Tak, oczywi[cie, lecz byBo daremne. e I czemu| wtedy nie gadaB ten znachor? kreo Nie wiem; a kiedy czego nie wiem, milcz. e Lecz tyle z wieó mógBby[ rzec i znawstwem& kreo Co znów? nie zapr si rzeczy mi znanych. e Gdyby nie schaóki z tob, nie nazwaBby Zmierci Lajosa on moich rk óieBem, kreo Je[li tak mówi, wiesz to sam; ja ciebie ChciaBbym wypyta, jak ty mnie badaBe[. e Badaj, bo mordu mi nikt nie dowieóie. kreo Mów wic  masz li ty m siostr za |on? e Tego pytania zaprzeczy nie mog. kreo Czy nie dopuszczasz onej do wspóBrzdów? e Cokolwiek zechce, przyznaj jej chtnie. kreo Czy| wic ja trzeci nie równam si z wami? so ok es Król Edyp 26 e W tym wBa[nie wió tw zBo[ i przewrotno[. kreo Nie, gdyby[ sBuchaB, jak ja ci sBuchaBem Przywódca, WBaóa Rozwa| to naprzód, czy kto by przekBadaB Rzdy w[ród trwogi nad spokój pogodny, Któryby równ zapewniaB mu siB. Jam tedy nigdy nie marzyB, by królem By raczej ni|li królewskie mie |ycie, I nikt rozumny tego nie zapragnie. Teraz mam wszystko od ciebie bez znoju, Gdy królów wol czstokro mus pta. Jak|e przeniósBbym wic godno[ i trony Nad stanowisko, co óier| w[ród wczasów? Nie jestem przecie gBupim, by po|da Czego[ innego nad zaszczyt z korzy[ci. Czcz mnie tu wszyscy, wszystko mi si kBania, Ci, co do ciebie d|, mi schlebiaj, Bo od mej Baski tak wiele zale|y. Wic czemu| bym ja to wszystko porzuciB? Nie wykolei si czBowiek rozwa|ny, Ani bym powziB ja takich zamiarów, Ani te| innych nie poparB w tym óiele. Sprawiedliwo[ Wic dla dowodu zapytaj si w Delfach, Czy w caBej prawóie oddaBem gBos boga; A gdyby[ poznaB, |e spiski knowaBem WespóB z wró|bit, to chwy mnie i zab3 Dwoistym, moim i twoim wyrokiem! Ale nie rzucaj niepewnych podejrzeD, Bo si nie goói zBych mieni prawymi, Ni prawych zBymi bez wszelkiej przyczyny. Dobrego czBeka odepchn, to tyle, Jakby kto drogiej wyzbyB si chudoby. Poznasz to z czasem stanowczo, albowiem Cnocie czas jeden [wiadectwo wystawi, A zBo[ nieprawych óieD jeden wyjawi. Ór Piknie on mówiB i zleciB przezorno[, Bo czBek porywczy zbyt Batwo si potknie. e Nagle i chyBkiem gdy ku mnie podstpi, Trzeba mnie tak|e w rozmy[le by nagBym. Gdybym w spokoju trwaB, to on by óieBa DokonaB, ja za[ doznaBbym wnet szwanku. kreo Có| wic zamierzasz? czy z kraju mnie wygna! e Nic mniej; chc [mierci twojej, nie wygnania. kreo Dowiedz mi naprzód, w czym moja jest wina. so ok es Król Edyp 27 e Wic ani folgi mi nie dasz, ni wiary? kreo Bo ci rozwagi brak. e Mam j dla siebie. kreo Trza jej i dla mnie. e Ty zBym jeste[ czBekiem. kreo A gdyby[ bBóiB? e Jednak sBucha trzeba. kreo I zBego pana? e O miasto, ty miasto! kreo I ja te| miasta czstk, nie ty jeden. Ór Do[ tego kniaziu; w sam raz, jak spostrzegam, Wychoói z domu Jokasta; z ni razem Trzeba za|egna dra|nice te swary. okasta Czemu|, nieszcz[ni, jtrzycie si sBowy? Nie wstyd wam luói, gdy ogóB chorzeje, WBasne porusza spory i zatargi? Idz wic do domu ty i pójdz Kreonie, By bBahych |alów nie spitrza nad miar. kreo O siostro! M| twój straszne miota na mnie Grozby, podwójne wyóiela mi kaznie: Albo wygnanie, lub |ycia utrat. e Tak jest, bom schwyciB na zBych go zamysBach Podstpnie przeciw mej knutych osobie. kreo Niech bym nie uszedB, lecz zginB pod kltw, Je[li prawóiwe twoje oskar|enia. so ok es Król Edyp 28 okasta Zawierz na bogów, Edypie, tej mowie, Baczc nasamprzód na [wite zaklcia, A potem na mnie i tych co obecni. Ór UsBuchaj chtnie i mdrze, o to ci bBagam, mój wBadco! e W czym mam ustpi? Ór Zwa|, i| nie byB przewrotnym, uszanuj jego zaklcia! e Wiesz, czego |dasz? Ór Wiem. e A wic wypowieó! Ór {e pozwaB bogów, nie mie bez przyczyny HaDbicej w twarz jego winy! e Wieó ty, i| tego |dajc ode mnie, {dasz mej [mierci i mego wygnania. Ór Kln si na sBoDce, co niebios wieóie rej, Niech bym zginB marnym zgonem, Je[li kiedy w duszy mej My[l ta postaBa; w sercu ja zgnbionym Dr|, i| do nieszcz[, co trapi t ziemi, Nowych klsk przydacie brzemi. e Niech wic on ióie, chobym i ze szcztem MiaB zgin, albo z haDb by wygnanym. Lito[ m buó twe sBowa, nie jego. Moja nienawi[ wszóie go do[cignie. kreo Z|ymasz si jeszcze, kiedy ustpujesz, Zgnbionym jeste[, gdy gniew twój przycichnie, Takie natury s sobie katusz. e Precz std nareszcie! kreo Uchoó w tej chwili. Niechby wbrew tobie tamci mnie uczcili. so ok es Król Edyp 29 Ór Ksi|no, czemu ty zwlekasz, by go wprowaói do domu? okasta Niech bym poznaBa, co zaszBo. Ór Ciemnych gBos padB podejrzeD, które wgryzaj si w serce. okasta Czy z ust ich obu? Ór Obu. okasta Có| wic rzekli? Ór O, do[ ju| cierpieD! o, nie ka| mi mow Rany tej jtrzy na nowo! e Wióisz, góie[ zaszedB ty z twoj mdro[ci, Zdraóasz m spraw i tpisz mi serce. Ór RzekBem ju| nieraz, o ksi|, {e brakBoby mi rozumu i sdu, Gdybym si zaparB miBo[ci, co z tob mnie wi|e  Z tob, co[ naw tej ziemi do ldu SkierowaB po[ród burz i mk. O nie puszczaj steru z rk! okasta Na bogów, powieó i mnie wreszcie, królu, Czemu tak wielkim zapBonBe[ gniewem. e Rzekn  bo wicej ci nad tamtych ceni, Jakie to Kreon knuB na mnie zamysBy. okasta Mów, je[li pewne masz winy poszlaki. e On mnie nazywa Lajosa morderc. okasta Czy z wBasnej wieóy, czyli te| z posBuchu? e NasBaB wró|bit przewrotnego, który SBów mu oszczóiB i gBow osBoniB. okasta Ty wic nie baczc wiele na te rzeczy, Mnie raczej sBuchaj i wieó, i| [miertelnych so ok es Król Edyp 30 Sztuka wró|enia nie ima si wcale. ZBo| ci na to stanowcze dowody. Wieó wic, |e Lajos otrzymaB byB wró|by, Nie od Apolla, lecz od jego sBu|by, I| kiedy[ [mier go z rk syna pokona, Co zeD zroóony  i z mojego Bona. A wszak|e jego, jak wie[ niesie, obce ZabiBy zbiry w troistym rozdro|u. A to niemowl, gdy trzeci óieD [witaB, Przebiwszy u nóg kosteczki, wysaóiB On rk obc góie[ w górskich ostpach. I tak Apollo nie dopeBniB tego, By syn ten ojca powaliB, ni grozby, {e Lajos legnie pod syna zamachem. A tak gBosiBy przecie przepowiednie. Bóg Nie troszcz si o nie. Gdy tajemnej toni Bóg chce co wydrze, on sam to odsBoni. e Po twoich sBowach, jaki| mn owBadnB, {ono, niepokój i ducha wzruszenie! okasta Nowa wic troska znów ciebie si czepia? e SByszaBem, tak mi si zdaje, |e Lajos LegB, góie potrójne rozchoó si drogi? okasta Tak wie[ gBosiBa i dotd si krzewi. e A góie speBniono nieszczsn t zbrodni? okasta Focyd³t zwie si kraj ów, a dwie drogi Z Delf i Daulidy zbiegaj si w jedn. e A jak to dawno od tego zdarzenia? okasta Na krótko, nim ty wBadc tej krainy ZostaBe[, wie[ ta doszBa do stolicy. e O Zeusie, có| ty kazaBe[ mi speBni? okasta Có| ci tak serce, Edypie, porusza? e Nie pytaj wicej, lecz powieó mi, jaki Lajos miaB wygld i w jakim byB wieku? ³t yd  kraina poBo|ona w [rodkowej Grecji nad zatok Korynck, na zachód od Beocji. W Focyóie le|aBo miasto DelÍî, jak równie| miejscowo[ Daulis. so ok es Król Edyp 31 okasta SmagBy byB, wBosów bielaBa ju| weBna, Od twej postawy niewiele si ró|niB. Los e Biada mi, straszn rzuciBem ja kltw, Jak si wydaje, nie[wiadom na siebie. okasta Có| mówisz, ksi|! Z trwog na ci patrz. e Dr| ja, i| wró|biarz nie caBkiem byB [lepym; Rzecz mi wyja[nisz, gdy jedno odpowiesz. okasta Waham si, ale odrzekn, gdy spytasz. e Czy jechaB skromnie, czy te| jako ksi| Liczn dru|yn miaB na swe rozkazy? okasta Piciu ich byBo, a w[ród nich obwiestnik; Wóz tylko jeden Lajosowi sBu|yB. e Biada  ju| [wita zupeBnie; któ| tedy Takich szczegóBów uóieliB wam, |ono? okasta Jeden ze sBu|by, co uszedB ze |yciem. e Czy| on si teraz znajduje w tym domu? okasta O nie! bo kiedy wróciwszy zobaczyB, {e ty u steru, |e Lajos zabity, ZwróciB si do mnie z pokornym bBaganiem Bym go posBaBa na wie[ mióy trzody, Tak i|by najmniej ogldaB to miasto. Ja go pu[ciBam, bo chocia| niewolnik, Tej lub i wikszej byB goóien nagrody. e Niechby on tu si pojawiB co |ywo! okasta Aatwem to; ale có| go tak po|dasz? e Boj si |ono, |em orzekB zbyt wiele, Wic z tej przyczyny oglda go pragn. okasta Stawi si tutaj; ale i ja godna, By[ mi powieóiaB, co gnbi tw dusz. so ok es Król Edyp 32 e Nie skryj tego, skorom tak daleko ZapadB ju| w trwog; a komu| bym raczej W[ród takiej burzy otworzyB me wntrze? Kondycja luóka, Los, Ojcem byB moim Polybos z Koryntu, Roóina Matk Merope z Dorydy³u . Za|yBem Tam ja czci wielkiej, a| si przytrafiBo Co[, co urazy zapewne jest godnym, Godnym nie byBo takiego porywu. Bo w[ród biesiady podniecony winem M| w twarz mi rzuciB, |e jestem podrzutkiem. A ja, cho gniewny, umiaBem na razie Si pohamowa; nazajutrz badaBem Ojca i matk, a oni do sprawcy Takiej obelgi |al wielki uczuli. To mnie cieszyBo; lecz sBowa te jednak Cigle mnie truBy i snuBy si w my[li. A wic bez wieóy roóiców poszedBem Do [witych Delfów, a tu mi Apollo Tego, com badaB, nie odkryB; lecz straszne Za to mi inne wypowieóiaB wró|by, {e matk w Bo|u ja skalam, |e spBoó Ród, który luói obmierznie wzrokowi, I |e wBasnego roóica zab3. To usByszawszy, zdala od Koryntu BBóiBem, kroki gwiazdami kierujc, Aby przenigdy nie zazna nieszcz[cia, HaDby, która by speBniBa t wró|b. Zbrodnia I kroczc naprzód, przyszedBem na miejsce, Góie wedBug ciebie ten król byB zabitym. Zeznam ci wszystko po prawóie; gdym idc Do troistego zbli|yB si rozdro|a, Wtedy obwiestnik i m| jaki[ wozem W konie sprz|onym jadcy, jak rzekBa[, Mnie najechali, i z drogi mnie gwaBtem Woznica spóaB wraz z owym staruch. Ja wic wzburzony uderzam woznic, Co mnie potrciB; a gdy to zobaczyB Starzec, upatrzyB gdym podle byB wozu, I w gBow o[cieD mi wra|a kolczasty;  OddaBem z lichw; ugoóon kosturem RunB on na wznak ze [rodka sieóenia.  Los Tn potem drugich; a je[li obcego AczyBo jakie z Lajosem krewieDstwo, To któ| nóniejszym byBby od zabójcy, Któ| w wikszej bogów pogaróie i nieba? Przecie| go obcym, ni ziomkom nie wolno Przyj pod dachem, ni uczci przemow, Lecz precz nale|y odtrci. Nikt inny, Lecz ja t kltw sam na si rzuciBem. A rk kalam ofiary ói[ Bo|e, Co w krwi broczyBa.  Czy| ja nie zhaDbiony? Nie zbezczeszczony doszcztnie? Je|eli TuBa si przyjóie, w tuBaczce ju| moich, Ani ojczyzny oglda nie bd. ³u r  maBy kraik górski nad rzek Kefisosem, na póBnoc od Focydy. so ok es Król Edyp 33 Inaczej matk bo poj i zgBaói Ojca bym musiaB, tego, co daB |ycie.  Kto by w tym wióiaB srogiego demona Dopust, czy| domysB ten byBby faBszywym? Niech bym nie zajrzaB, o bo|e wy mocy, Tego ja sBoDca i zginB bez wie[ci Z po[ród [miertelnych, nim takie nieszcz[cie Ostrzem by w moj ugoóiBo gBow. Ór Strasznym to, panie, lecz póki ów [wiadek Prawdy nie wyzna, trwaj jeszcze w naóiei. e {yje te| we mnie li tyle naóiei, By si owego doczeka pasterza. okasta Jak| otuch opierasz ty na nim? e Zaraz ci powiem; je[liby tak samo, Jak ty, on mówiB, uszedBbym ja zguby. okasta Jakie| wyrzekBam ja sBowa znaczce? e RzekBa[, |e kilku podawaB on zbójców Za sprawców zbrodni; je[liby t liczb Znowu potwieróiB, to nie ja zabójc. Jeden i wielu, to przecie| nie równym. Lecz gdyby wspomniaB o jednym podró|nym, Natenczas zbrodnia si na mnie przewali. okasta Wieó wic stanowczo, |e tak brzmiaBy sBowa, A niepodobnym, by wraz je odwoBaB. Gdy| wszyscy, nie ja sByszaBam to sama. A gdyby nawet od sBów swych odstpiB, To i tak przecie zgon ten Lajosa Wró|by nie speBni; bo temu Apollo GroziB, |e zginie od syna prawicy, A syn nieszczsny nie zabiB go wszak|e, Lecz sam dokonaB ju| przedtem |ywota. Ja wic na sBowa wró|biarzy ni tyle Si nie ogldam, a tyle je wa|& e Trafnie to mówisz, po[l3 jednak kogo, Aby przystawiB pasterza, nie zwlekaj. okasta Wnet po[l wstpmy tymczasem do domu, Bo, co ci miBe, nie zniecham niczego. so ok es Król Edyp 34 stasimo ii Ór Niech bym ja sBowom i sprawom co [wite Cze[ wiern daB i pokBony. Strzeg ich prawa w eterze poczte, Naóiemskie strzeg zakony. Olimp im ojcem, z ziemskiego bo Bona Takie nie poczn si pBody, Ani ich fala zapomnieD pokona. Trwa w nich Bóg wielki, mocny, wiecznie mBody. Pycha roói tyranów; gdy pychy tej szaBy Prawa i miar przekrocz, Runie na gBow ze stromej góie[ skaBy, Góie gBbie zgub si mrocz. Nic jej stamtd nie wyzwoli. Do Boga wznios ja pro[b gorc, By zbawiB tego, co nas ratowaB w niedoli. Bóg mi ostoj i wiernym obroDc! A gdy luói czyn lub gBos Prawa obrazi i [wite bóstw trony, Niech ich straszny dogna los, Skarci dumy wzlot szalonej, Gdy za brudnym zyskiem goni, Gdy od luói zBych nie stroni, Zwito[ grzeszn skaz dBoni. Któ|by jeszcze si, cheBpiB, i| kary on groty I bogów odeprze gniewy? Je[liby takie cze[ miaBy roboty, Na có| me taDce i [piewy? Ju| do Olimpii nie pójd, nie pójd Delfów ja szlakiem, Nie ujrzy mnie abejski chram³v , A| niebo swym wszechwidnym znakiem Mowom luói zada kBam. O Zeusie, je[li[ ty panem niebiosów, O wszechwBadco ziemi losów, Bacz na krnbrno[ luókich gBosów. Co Bóg o Lajosie wie[ci, Maj ju| za sen i mary I Apollo ju| bez cz[ci! Wniwecz id wiary. e e so io iii okasta O gBowy miasta, dobrem mi si zdaBo Do domów bo|ych pój[, przybrawszy rce W wieDce i wonne dla bogów kaóidBa. Bo troski ró|ne zawBadBy nadmiernie Duchem Edypa; i nie jak rozumny Nowe on wie[ci wedBug dawnych wa|y, Lecz tym, co groz wró|, si poddaje. ³v d l p pó d pó d l ó l  w Olimpii byBa stara wyrocznia, sBawna w Delfach; w Abai, mie[cie póBnocnej Focydy, znajdowaBa si prastara [witynia Apollina, poBczona tak|e z wyroczni. so ok es Król Edyp 35 Wic gdy mu |adnej nie wlaBam otuchy, Do ciebie, |e[ tu bliski, Apollinie, Z pro[b si teraz zwracam i bBaganiem, {eby[ nam ulgi przysporzyB ty zbo|nej. Bo teraz my tu wszyscy zatroskani, Patrzc na trwogi sternika tej nawy. r y y K ry osBa ie z kor tu Czy mógBbym od was dowieóie si, kumy, Góie tu mieszkanie jest króla Edypa. Lub raczej mówcie góie teraz przebywa. Ór Otó| dom jego, a on sam jest w domu I otó| |ona, matka jego óieci. osBa ie Niechajby szczsna ze szczsnymi |yBa, Ona, co praw jest jego maB|onk. okasta Niechaj i tobie Bóg szcz[ci, bo[ piknie Nas tu pozdrowiB; lecz wyjaw przyczyn Twego przybycia, jak wie[ przynosisz. osBa ie Dobr wie[ nios dla domu i m|a. okasta Jak nowin? Skd|e to przybywasz? osBa ie Z Koryntu,  sBowa, które wnet wypowiem, Sprawi ci rado[  a mo|e i trosk. okasta Có| to, co siB podwójn mie mo|e? osBa ie Jego chc luóie istm3skiej krainy³w Posaói na tron; tak o tym mówiono. okasta Có|? czy| ju| stary Polybos nie rzói? osBa ie PrzestaB, bo [mier go zabraBa do grobu. okasta Có| znowu? umarB wic, starcze, Polybos? osBa ie Niech zgin, je[li prawdy nie wyrzekBem. ³w r  Korynt, le|cy w pobli|u Istmosu, czyli przesmyku korynckiego. so ok es Król Edyp 36 okasta Donie[ wic o tym, sBu|ebno, co próej Mojemu panu. O bogów wyrocznie Có| si to staBo? Z trwogi przed tym m|em UciekaB Edyp, by snadz go nie zabiB. A teraz los weD  nie Edyp ugoóiB. e O najmilejsza ma |ono, Jokasto, Po co[ mnie tutaj wywoBaBa z domu? okasta WysBuchaj tego czBowieka i rozwa|, Jako si pustym okazaB gBos bogów. e Co on za jeden i có| nam zwiastuje? okasta Ióie z Koryntu z nowin o ojcu, {e ju| nie |yje Polybos, |e  skonaB. e Có| to przybyszu! Sam mów, co przynosisz. osBa ie Je[li to wprzódy mam tobie obwieszcza, Wieó, |e ów czBowiek ju| poszedB na mary. e Podstp go, czyli zwaliBa choroba? osBa ie Drobna niekiedy rzecz starca powali. e A wic z sBabo[ci skoDczyB, jak si zdaje. osBa ie I z miary wieku, która naD przypadBa. e Przebóg! po có|by, o |ono, kto zwa|aB Na Pytji trony, niebieskie [wiergoty Ptaków³x , za których to gBosów przewodem Ja ojcobójc by miaBem; to teraz Ten ju| pod ziemi, a ja za[ oszczepu Ani si tknBem; wic chyba tsknota Za mn go zmogBa;  tak byBbym zabójc. Zabrawszy tedy gro|ce wyrocznie, LegB on w Hadesie i starB je na nice. okasta Czy nie mówiBam ci tego ju| dawno? e MówiBa[, ale mn wBadnBa trwoga. ³x r y p ó  Edyp ma na my[li wró|enie z lotu i gBosów ptaków. so ok es Król Edyp 37 okasta Nadal wic nie bierz tych rzeczy do serca. e Lecz matki Bo|e, czy| nie ma mnie trwo|y? Kondycja luóka, Los, okasta Matka Czemu| by troskaB si czBowiek, co w rku Losu, przyszBo[ci przewióie nie zdolny? Jeszcze najlepiej |y tak  od dnia do dnia. A tych miBostek z matk si nie strachaj, Bo wielu luói ju| we [nie z matkami Si miBowaBo; swobodnie ten |yje, Kto snu mamidBa lekko sobie wa|y. e Piknem byBoby to wszystko, co[ rzekBa, Gdyby nie matka  przy |yciu; |e |yje, Cho piknie mówisz; ja musz si trwo|y. okasta I z grobu ojca nie zabBysB ci promieD? e ZabBysB, nie przecz, lecz matki si boj. osBa ie Jaka| niewiasta tak wielce was trwo|y? e Meropa, starcze, |ona Polybosa. osBa ie Có| wic takiego, co groz wam sprawia? e Straszliwa wró|ba zesBana od bogów. osBa ie Pozna j mo|na, czy milcze musicie? e Owszem, zna mo|esz. Loksjas³y mi zwiastowaB Niegdy[, |e matk obejm na Bo|u I |e wBasnego ojca krew przelej. Przeto ja dBugo, by zBego si ustrzec, M3aBem Korynt, na szcz[cie; lecz przecie| Patrze w roóiców oblicze rozkosz. osBa ie Czy| dla tej trwogi uszedBe[ ty z kraju? e Tak, starcze, nie chcc by ojca morderc. ³y (od l : skrzywiony, ciemny, dwuznaczny)  przydomek delfickiego Apollina. so ok es Król Edyp 38 osBa ie Czemu| wic dotd, o wBadco, z tej trwogi Ci nie wywiodBem, gdym przybyB tu chtny? e A przecie| wóiczno[ zyskaBby[ tym wielk. osBa ie Potom tu przybyB, by skoro do domu Wrócisz, i mnie si te| co okroiBo. e O! z roóicami nie stan pospoBu! osBa ie Synu, to jasnym, i| nie wiesz, co czynisz. e Jak to, mój stary, poucz mnie, na bogi! osBa ie Czy| dla tych luói unikasz ty domu? e W trwoóe, by Febus si jasno nie zi[ciB. osBa ie By[ od roóiców nie przejB zakaBy? e To wBa[nie cigle, o starcze, mnie trwo|y. osBa ie Wic nie wiesz, |e si strachasz bez powodu. e Jako|? gdy jestem tych óieckiem roóiców. osBa ie Polybos tobie |adnym nie byB krewnym. e Có| to, Polybos nie byBby mi ojcem? osBa ie Nie wicej ojcem ode mnie, lecz równym. e Skd by si ojciec z tym równaB, co nie jest? osBa ie Wszak|e ni ja ci spBoóiBem, ni tamten. e Wic skd|e wtedy on mieniB mnie synem? osBa ie Wieó, i| z rk moich otrzymaB ci w darze. so ok es Król Edyp 39 e I z obcej rki przyjwszy, tak kochaB? osBa ie Bezóietno[ takie mu daBa uczucia. e A ty[ mnie kupiB, czy znalazB przypadkiem? osBa ie ZnalazBem w krtych Kiteronu jarach. e Jak|e dostaBe[ si do tych ostpów? osBa ie Górskiemu bydBu za pastucha byBem. e Pastuchem byBe[ wdrownym i pBatnym? osBa ie I twym wybawc natenczas, o synu. e A w jakiej ty mnie zeszedBe[ potrzebie? osBa ie Stopy nóg twoich da mog [wiadectwo. e Biada mi, dawne wspominasz niedole. osBa ie Ja zdjBem pta z twoich stóp przebitych. e Z pieluch wic straszn wyniosBem ohyd? osBa ie Od nóg nabrzmiaBych nadano ci imi. e Przebóg, mów, ojciec je nadaB czy matka? osBa ie Nie wiem, wie lepiej ten, co mi ci zwierzyB. e Nie sam mnie zszedBe[, lecz z innej[ wziB rki? osBa ie Nie sam, lecz inny ci wydaB mi pastuch. e Któ| on? Czy zdoBasz go jeszcze oznaczy? osBa ie Mówiono, |e byB u Lajosa w sBu|bie. so ok es Król Edyp 40 e W sBu|bie u króla dawnego tej ziemi? osBa ie A ju|ci; pasaB on Lajosa trzody. e Czy on przy |yciu, czy mógBbym go wióie? osBa ie Miejscowi luóie to wieóie by mogli. e Czy| wic w[ród luói, którzy tu obecni, Zna kto czBowieka, którego on wskazaB, Czy go nie wióiaB czy w polach, czy w domu? Mówcie, bo [wiatBa nadarza si pora. Ór Nie znam innego krom sBugi, którego Wezwa ju| z pola kazaBe[. Jokasta Chyba najlepszej uóieli wskazówki. e {ono, czy znasz ty czBowieka, za którym PosBaBem w pole, o którym ten prawi? okasta Có|? kto mu w my[li? nie zwa|aj ty na to, SBów tu mówionych nie pomn3 na pró|no. e Rzecz niepodobna, bym takie poszlaki òier|c, nie badaB mego pochoóenia. okasta Je[li, na bogów, |ycie tobie miBe, Nie badaj tego; mej starczy katuszy. e Odwagi! nic ci nie ujmie, chocia|bym Z óiadów i ojców pochoóiB niewoli. okasta Jednak mnie sBuchaj, bBagam, nie czyD tego. e Zbytnia ulegBo[ nie zawrze mi prawdy. okasta Z serca najlepsz ci sBu| porad. e Co zwiesz najlepszym, od dawna mnie drczy. okasta Nieszczsny, niech by[ nie wieóiaB, kim jeste[. so ok es Król Edyp 41 e Czy| mi nie stawi wnet tego pastucha? Ta  niech si cieszy [wietno[ci swych przodków. okasta Biada, nieszczsny, to jedno ju| sBowo Rzekn, a gBos ten ju| bóie ostatnim. y y Ór Dlaczegó| |ona w tak óikiej rozpaczy Precz std wybiegBa? Edypie? Strach zbiera, {e jaka klska w milczeniu si zerwie. e Niechaj si zrywa; ja jednak mojego Dojd pocztku, chocia|by byB marnym. Tej pono, |e jest wyniosB niewiast, Mojej nóoty powstyói si przyjóie. Ja za[, co synem losu si by mieni Dobrotliwego, nie doznam zhaDbienia, On-to mi matk, a druhy miesice DaBy mi szmaty i daBy szkarBaty. Wobec tej matki zmiany si nie boj, Gdy poznam w peBni pochoóenie moje. stasimo iii Ór Je[li to nie sen, nie zBuda, Jutro, gdy skaBa twa, o Kiteronie, W peBni miesica zapBonie, WysBawi cze[ tw i cuda. Za[piewam chwaBy pie[D wielk, Zwc ci Edypie matk, |ywicielk. Plsem ci uczcz, i| byBe[ ostoj mym panom A ty, Febie, zawtóruj i pie[ni i tanom. Jaka| bo ciebie zroóiBa óiewicat p ? Czy[ ty byB ojcem, o Paniet ¹, Czy te| Apolla znciBy j lica Na szczytów cichej polanie? Czy bóg, co wBada w kyllenejskim jarzet ², Lub Bakchus l[nicy na wirchów góie[ tronie Od krasnych óiewic otrzymaB ci w darze, Nimf w Helikoniet ³? e e so io i ry t p  tu: nimfa gór lub lasów, Oreada lub Driada. t ¹  duch i bóg przyrody, duch lasów, gszczów i dolin. t ² ó d yll r  Hermes, syn Zeusa i Mai, uroóony na szczytach góry Kyllene w Ar- kadii. t ³ l  pasmo gór na granicy Focydy i Beocji, sBynne jako muz sieóiba. so ok es Król Edyp 42 e Je[li ja tak|e, cho wprzód go nie znaBem, Zgadywa mog, mniemaBbym, o starcy, {e ten, którego czekamy od dawna, Pastuch si zjawiB, bo wiek za tym mówi. A zreszt w luóiach, którzy go prowaó, Wió me sBugi; osóisz to Bacniej, Bo[ znaB czBowieka przed dawnymi laty. Ór On to, mój panie, w[ród domu Lajosa Wiernym byB sBug, jak maBo kto inny. e Naprzód ci pytam, przychodniu z Koryntu, Czy[ tego mieniB? osBa ie Tego, co tu stanB. e Starcze patrz na mnie, i wrcz odpowiadaj, Gdy spytam; byBe[ ty sBug Lajosa? sBu a Tak, byBem sBug domowym, nie kupnym. e Jakie tu miaBe[ zajcia i sBu|b? sBu a Najwicej, panie, choóiBem za bydBem. e A w jakich miejscach miaBe[ twe szaBasy? sBu a Na Kiteronie i bliskich polanach. e Czy[ wióiaB kiedy tego tu czBowieka? sBu a Przy jakiej sprawie? Kogó| masz na my[li? e Tego tu, czy[ ty z nim zadaB si kiedy? sBu a Na razie ci|ko to sobie przypomnie. osBa ie Nie óiw, o panie! ja wraz mu przypomn To, co zabaczyB. Bo wiem to ja przecie, {e on wie tak|e, jako[my trzy lata W ciepBych miesicach wyganiali trzody Tu na Kiteron; gdy zima nastaBa, Ja przepóaBem bydBo do mych stajen, so ok es Król Edyp 43 On do Lajosa obory; no! mów|e, Czy tak si óiaBo, czy zmy[lam te rzeczy? sBu a Bóie to prawda  cho temu ju| dawno. osBa ie Wic powieó dalej, czy pomnisz, |e[ óiecko OddaB mi jakie[ na pielgnowanie? sBu a Có| to, po có| mi pytanie to stawiasz? osBa ie Oto ten, kumie, co wtedy byB óieckiem. sBu a Có| ty, do licha, nie zamkniesz raz gby? e Nie Baj go, stary, bo raczej twe sBowa Zgromi nale|y, nie jego przemowy. sBu a W czym|e ja, dobry panie, zawiniBem? e {e przeczysz óiecku, za którym on [leói. sBu a Plecie bo na wiatr, nie wieóie dlaczego. e Nie zeznasz z chci, to zeznasz pod batem. sBu a Przebóg, nie smagaj, o panie, staruszka. e Niechaj mu rce sptaj na grzbiecie. sBu a Za co? o biada! jakiej chcesz nowiny? e Czy[ daB mu óieci, o które si pyta? sBu a DaBem; bodajbym dnia tego byB zginB. e Przyjóie do tego, gdy prawdy nie zeznasz. sBu a Doszcztniej zgin, skoro j wypowiem. e CzBowiek ten szuka, jak wida, wykrtów. so ok es Król Edyp 44 sBu a O nie, to rzekBem, i| daBem je dawno. e Skd wziBe[? z domu? czy daB ci je inny? sBu a Moim nie byBo, z innej wziBem rki. e Któ| byB tym m|em, z jakiego on domu? sBu a Na boga, panie, nie pytaj mnie wicej! e ZginBe[, je[li raz pyta nie dosy. sBu a A wic  z Lajosa to byBo pomiotu. e Czy z niewolnicy, czy te| z krwi szlachetnej? sBu a Biada, ma mowa tu| u grozy kresu. e I sBuch mój równie|, lecz sBucha mi trzeba, sBu a Zwano go synem jego; lecz twa |ona Najlepiej powie, jak rzeczy si miaBy. e Czy tedy ona oddaBa? sBu a Tak, panie. e W jakim|e celu? sBu a Bym zabiB to óieci. e Wyrodna matka! sBu a Trwo|yBy j wró|by. e Jakie? sBu a {e óiecko to ojca zab3e. so ok es Król Edyp 45 e Po có| je tedy oddaBe[ tamtemu? sBu a Z lito[ci, panie; my[laBem, |e wezmie òieci do kraju, skd przybyB; i otó| On je zratowaB na zgub, bo je[li Ty[ owym óieckiem, to jeste[ nóarzem. Kondycja luóka, Los e Biada, ju| jawnym to, czegom po|daB, O sBoDce, niech bym ju| ci nie ogldaB! {ycie mam, skd nie przystoi, i |yBem, Z kim nie przystaBo  a swoich zabiBem. stasimo i Ór O [miertelnych pokolenia! {ycie wasze, to cieD cienia. Bo który| czBowiek wicej tu szcz[cia za|yje Nad to, co w sennych rojeniach uw3e, Aby potem z biegiem zdarzeD Po snu chwili run z marzeD. Los ten, co ciebie, Edypie, spotyka, Jest mi jakby gBosem |ywym, Bym |adnego [miertelnika Nie zwaB ju| szcz[liwym. Twe ciciwy miotBy strzaBy Góie[ daleko za granice ZwykBych szcz[ i chwaBy. Wró| zmogBe[ ty óiewic, Ostrzem zbrojn szponów. {e[ nam stanB jako wie|a Obronna od zgonów, UczciB w tobie lud rycerza I wywy|szyB ci ku niebom, By[ królem byB Tebom. A ói[ kogo wiksza moc Klsk i zBego gnbi? Któ| w czarniejsz runB noc Do nieszcz[cia gBbi? Edypa gBowo wysBawiona, Jednej starczyBo przystanie Na syna, ojca, kochanie I jednego Bona. Jako| ci mogBy znosi do tej pory W milczeniu ojca ugory? Czas wszechwidny, ten odsBoni Winy twojej brud, Zlub nie[lubny zemsta zgoni PBoócych i pBód. O niechaj by[ si Lajosa óieci Nigdy nie byB zjawiB, so ok es Król Edyp 46 Nie byBbym teraz rozpacz, co miecie Jki, serc krwawiB. Ty|e[ to kiedy[ roztworzyB me oczy I ói[ ty gr|ysz mnie w mroczy. e o os Grzech, Kara, Los, Matka, osBa ie omow M|, Roóina, Rozpacz, O wy, którzy[cie starszyzn tej ziemi, Samobójstwo, Syn, {ona Jakie| bóiecie wnet sBysze i wióie Klski i jakiej doznacie bole[ci, Je|eli trwacie w miBo[ci tych domów. My[l, i| Istru, ni Fasisu wodyt t KaBów nie zmyj, co kryj si w wntrzu Tego domostwa i wyjrz na [wiatBo.  Woli to óieBa. A najgorsz mk Ta, któr czBowiek wBasn [cignie rk. Ór To ju|, co wiemy, do[ daje |aBoby I dosy jków. Có| nadto przynosisz? osBa ie By jednym sBowem wyrzec i pouczy, Wieócie, |e boska Jokasta nie |yje. Ór O, ta nieszczsna! Jak ona zginBa? osBa ie Z wBasnej swej rki. Co groz w tym czynie, To was oszczói, bo[cie nie patrzeli. Jednak, o ile rzecz w mojej pamici, Straszne niewiasty opowiem katusze. Gdy bowiem w szale rozpaczy wkroczyBa W przedsionek, wbiegBa prosto do Bo|nicy, WBosy targajc obiema rkami, A drzwi za sob gwaBtownie zawarBszy, Cieniów zmarBego woBa Lajosa, Starych pamitna miBo[ci, od których On zginB, matk zostawiajc na to, Aby pBoóiBa dalej z wBasnym pBodem. JkBa nad Bo|em, co daBo nieszczsnej M|a po m|u i po óieciach óieci, I jak w[ród tego skoDczyBa, ju| nie wiem. Bo wyjc Edyp wbiegB i od tej chwili Ju| nie wióiaBem, co ona poczyna, Lecz jego tylko [leóiBem ju| ruchy. BiegaB on, od nas |dajc oszczepu, WoBaB, góie |ona  nie |ona, góie rola Dwoista, której byB siewc i siewem. I szalonemu duch chyba to wskazaB, Nie |aden z luói, którzy tam obecni. Wic z krzykiem strasznym, jakby za przewodem, t t r dy  wody dwóch najwikszych rzek Europy i Azji, Istru, óisiejszego Dunaju, i Fasisu, óisiejszego Rion, na poBudnie od Kaukazu, wpadajcego do Morza Czarnego. so ok es Król Edyp 47 RunB ku odrzwiom i wnet ze zawiasów WysaóiB bram i wpadB do komnaty.  A tam zoczymy niewiast, jak wisi Chust zdBawiona. Edyp na ten widok Z wyciem okropnym, nieszczsny, rozpltaB WzeB ofiary, a kiedy jej ciaBo ZwisBo na ziemi, zdwoiBa si groza. Bo sprzczki z szaty wyrwawszy zBociste, Którymi ona spinaBa swe suknie, WzniósB je i wraziB w swych oczu zrenice, Jczc: |e dotd wy[cie nie wióiaBy, Co ja cierpiaBem i có| ja popeBniB, Przeto na przyszBo[ w ciemno[ci dojrzycie, Czego bym nie chciaB, co chc, nie poznacie  W[ród takich zakl, raz wraz on wymierza Ciosy w powieki; wydarte zrenice ZbarwiBy lica, bo krew nie [ciekaBa Zrazu kroplami, lecz peBnym strumieniem I z ran sczyBa w dóB czarna posoka. To si z obojgu zerwaBo nieszcz[cie, Nieszcz[cie wspólne m|owi i |onie.  ByBa tu [wietno[ zaprawd [wietno[ci Za dni minionych, w dniu jednak óisiejszym NastaBa groza, [mier, haDba i jki, Nie brak niczego, co zBem si nazywa. Ór Có| wic poczyna teraz ów nieszczsny? osBa ie Krzyczy, by bramy rozwarto i Tebom Wskazano tego, co ojca zmordowaB, Co matk  wstrt mi przytoczy te sBowa; WoBa, |e z kraju uchoóc, pod kltw Tu nie zostanie, jak sam si zaklinaB. Lecz brak mu siBy i brak przewodnika, Bo zBe zbyt ci|kie na niego runBo. Wnet to ujrzycie, bo bram tych zawory Si roztwieraj, a stanie przed wzrokiem Taki wam widok, |e wróg by zapBakaB. Ór O straszny los dla luókich ócz, Straszniejszy cios od wszelkich klsk, Które wióiaBem na ziemi. Jaki| w[ród nóy nagarnB ci szaB I jaki| duch Z nawaBem burz Do takiej zgr|yB ci gBbi? Biada ci, biada, wym3a ci wzrok A chciaBbym wiele si pyta, Wiele si zwieóie i wiele rozwa|y, Lecz strach mn trzsie i groza. e O biada mi, biada! Nieszczsny ja, do jakich ziem so ok es Król Edyp 48 Pod|? góie| uleci gBos? O losie, w co[ ty mnie powaliB? Ór W strasznego co[, co sBysze, wióie groz. e O ciemnie, Chmury, i straszne i czarne, Tylu klskami ci|arne, Biada mi! Biada mi!  jak|e po równo w niedoli Rany i pami mych czynów mnie boli. Ór Nie óiw, |e po[ród tak ogromnej mki Podwójnie cierpisz, zdwojone [lesz jki. e O przyjacielu! Ty[ jeden nie ustaB w ochocie, By nie[ ulg mej [lepocie. Nie uszBo mi to! Bo chocia| mi ciemno GBos twój ja sBysz nade mn. Ór O straszny czynie! o straszny demonie, Który[ mu w oczy pchnB dBonie! e Apollo, on to sprawiB, przyjaciele. On byB przyczyn mej mce. Na oczy wBasne targnBy si rce. Bo có| wzrok jeszcze u|yczy Temu, co wióc, nie dojrzy sBodyczy? Ór Tak, jako mówisz, si staBo. e Któ|by mnie witaB, kto kochaB w tym mie[cie, Có|by sBuchowi ochBod dawaBo? O przyjaciele! co próej unie[cie Precz mnie, bom ziemi zakaB, I [cignBem do mych progów Gniew i kltw bogów. Ór Klska ci gnbi, [wiadomo[ ci mroczy, Czemu| ci, czemu poznaBy me oczy? e O niechajby si ten nie byB naroóiB, Który mnie znalazB óieckiem opuszczonym {ycie zratowaB i z pt oswoboóiB. Czemu|em wtedy mym zgonem Sobie i miBym nie ujB niedoli? so ok es Król Edyp 49 Ór Po mojej tak|e byBoby to woli. e Nie byBbym krwawych speBniB win, Ni matki skalaB sromu; òi[ nóny ja, wyrodny syn, ZakaB jestem domu. I wszelkie klski i katusze W gBow goó, drcz dusz. Ór {e[ dobrze poczB  nie [miaBbym ja wierzy, {y w takiej ciemni! O lepiej ci nie |y. e {e nie najlepiej ja sobie poczBem, Nie praw mi tego i szczdz mi nauki.  Bo jakim wzrokiem patrzaBbym na ojca, Wstpiwszy z ziemi do Hadu ogrojca, Jakim na matk? SpeBniBem ja czyny, {e |aden stryczek nie zmógBby tej winy. A czy|by óiatki przy ojcowskim boku  Skdkolwiek one  co[ daBy ochBody? Nie dla mnie rozkosz takiego widoku! Ni miasto, bogów [witynie i grody! Bom ja najwy|sz w Tebach óier|c chwaB, Sam ich si zbawiB, gdym miótB zBorzeczenia, By wygna zbrodni i bogów zakaB, Choby z Lajosa byBa pokolenia. Czy|bym ja zdoBaB takie haDby znami Dzwigajc, podnie[ ku óieciom me czoBo? O nie! lecz raczej podniósBbym me rami Na sBuch i ten bym zmia|d|yB, by wokoBo Szczelnie odgroói nieszczsne me ciaBo, Aby i ucho odtd nie sByszaBo; I tak pozbawion i wzroku i sBuchu, Mo|e bym wytchnB w nie[wiadomym duchu. Czemu[ mnie przyjB, szczycie Kiterona, Czemu[ nie zabiB, by w[ród twych pasterzy Wie[ góie[ zamarBa, z jakiego ja Bona! Polybie! moja rzekoma macierzy, Koryncie! czemu| dla zBego osBony Mnie w pozBociste przybrano tam strzpy? òi[ ja nieszczsny, z nieszczsnych zroóony! Troiste drogi i le[ne ostpy, Bory, rozbie|ne w[ród gstwin wwozy, Co ojcobójcz posok sczycie, Czy wam wiadomym, czy dotd pomnicie, Co ja speBniBem i w jakie ja grozy ZabrnBem dalej? o [luby, o sromy! Nas zroóiBy[cie, a potem posiewy BraBy[cie od nas i jedne tu domy ObjBy matki i |ony, i óiewy Z krwi jednej, ojców i braci i syny I haDby bezdeD w[ród luókiej roóiny. Lecz |e te wstydy a| w sBowa j trudno, so ok es Król Edyp 50 Przebóg, ukryjcie mnie kdy[ w oddali, Zab3cie, albo w toD morza odludn Strcie, bym nigdy nie wyjrzaB ju| z fali. Bierzcie mnie! niech si z was |aden nie wzdrygnie, Dalej, bez trwogi, bo takiej ohydy {aden [miertelnik ju| po mnie nie dzwignie. Kr Ór Kiedy tak bBagasz, wBa[nie w sam por NadszedB tu Kreon, by óiaBa i raói, Bo on po tobie tej ziemi jest stró|em. e Biada mi! Có| ja do niego wyrzekn? Czy| on zawierzy? w ostatnich bo czasach Sroóe ja wobec niego zawiniBem. kreo Nie by urga przyszedBem, Edypie, Nie by ci gromi za dawniejsze winy. Lecz je[li nie wstyd wam zwykBych [miertelnych, Baczcie przynajmniej na to wszechwióce ZwiatBo HeÉosat u , aby nie wystawia Na widok takiej ohydy; nie [cierpi Jej ani ziemia, d|d|e [wite, ni sBoDce. A wic zawrzyjcie go w domu co próej, Bo tylko krewni mog bez pochyby Krwi swojej grozy i wióie i sBysze. e Na bogów, skoro[ m trwog rozprószyB I dobrotliwie do zBego si zwróciB, UsBuchaj pro[by, któr ci wypowiem, Raczej na ciebie baczc, ni| na siebie. kreo O co wic bBagasz mnie z takim naciskiem? e Wyrzu co |ywo mnie z tej tu krainy Tam, góie bym |adnych nie spotykaB luói. kreo ByBbym to speBniB, wiesz dobrze, lecz wprzódy Bóstwa chc spyta, co czyni nale|y. e Lecz przecie| tego wola ju| zjawiona: Chce bezbo|nego [mierci ojcobójcy. kreo Taki byB wyrok, lecz w óisiejszej doli Lepiej wybada, co pocz nam trzeba. t u pr y l  widok luói przekltych, pokalanych, jako te| zmarBych raziB bogów, szczególnie sBoDce, czyli Heliosa. so ok es Król Edyp 51 e O mnie nónego ty bada chcesz bogów? kreo Bo i ty pono dasz teraz im wiar. e I ja m wol ci zwierz i zlec, Aby[ pogrzebaB t w domu, jak zechcesz, Bo tym, co twoi, nie ujmiesz posBugi.  Lecz mnie nie uznaj snadz czasem ty godnym, Bym |ywy miasto ojczyste zamieszkaB, Lecz pu[ mnie w góry, kdy mój Kiteron Wystrzela w nieba, góie moi roóice {ywemu niegdy[ znaczyli mogiB, Bym przez tych zginB, co zgubi mnie chcieli. Tyle wiem jednak, |e ani choroba, Ni co innego mnie zmo|e, ni zwali. Zmier ja prze|yBem, by w grozie pa[ wielkiej Niech wic si moje speBnia przeznaczenie! A z óieci moich  o chBopców, Kreonie, Nie troszcz si zbytnie: s oni m|ami I nie zabraknie im |ycia zasobów. Lecz o biedaczki, sieroce óiewczta, Które siadaBy tu ze mn pospoBu, Z którymi, skoro wycigBy rczta, Ka|d si straw óieliBem ze stoBu, O te si troskaj; pozwól je rkami Obj, rzewnymi opBaka je Bzami. UczyD to, ksi| szlachetny! Zrób to! Bo gdy je przytul, ukoj, Cho ich nie dojrz, czu bd, |e moje. pr y Có| to? Czy| mnie sBuch zwoói, na bogi, czy sBysz GBos moich pieszczot, jak kwil, czy| Kreon Lito[nie wezwaB najdro|sze me óieci? Czy| to nie zBuda? kreo O nie! zrobiBem po twojej ja woli, Wieóc, co serce twe zwykBo radowa. e Niech ci si szcz[ci i z Baski niebiosów Niechby[ tu lepszych, ni| ja, zaznaB losów. O óiatki! góie| wy? nie stroDcie ode mnie, Niech was obejm w miBosnym u[cisku W rkach, co oczy niegdy[ peBne bBysku Ojca w tak czarne pogr|yBy ciemnie. Jam to bezwidny, bezwiedny z tej samej SpBoóiB was roli, która mnie wydaBa. Cho was nie wió, zapBacz nad wami, Bo mi si roi wasza przyszBo[ caBa, Któr na [wiecie wam pói wypadnie: Rzadki ten czBowiek, co wsparcia u|yczy, so ok es Król Edyp 52 Rzadk zabawa, w której by si na dnie Aez co nie kryBo i nieco goryczy. A gdy kochania zabBysn wam lata, Któ| si tu stawi z miBosn ochot, Podejmie haDb, co grozn sromot Roóiców mia|d|y i óieci przygniata? Któ| bo w straszniejszej ohyóie tu broóiB? Ojca morderca, on w Bo|u swej matki, Z której ma |ycie i sam si naroóiB, Waszym byB ojcem, o nieszczsne óiatki! To wam w twarz rzuc. Wic któ| wam swe serce Odda? Któ| pojmie? Któ| w domu ugo[ci? Nikt! o nieszczsne! w ci|kiej poniewierce {y wam tu przyjóie bez czci i miBo[ci. Synu Menojka! |e[ ojcem ty jednym Dla tych sierotek, nie |aBuj zachodu, Gdy nas im zbrakBo, nie pozwól tym biednym TuBa si samym w[ród nóy i gBodu. Nie zrównaj nigdy niedoli ich z moj, Niech twe lito[ci je przed tym osBoni, Bo[ dla tych ofiar jedyn ostoj; Przyrzekn3, porcz to, ksi|, mi dBoni. Gdyby nie wiek wasz, o óieci, ni gBosu, Ni rad bym szczóiB; ói[ pro[b skoDczycie, Bym |yB, góie daó, a wam z rki losu Lepsze ni| ojcu przypadBo tu |ycie. kreo Aez ju| dosy, do[ ju| |alu, wstpuj wic do wntrza ju|. e SBucham, cho mi to bolesne. kreo Wszystko ma swój kres i czas. e Wiesz ty, jak mam naóiej? kreo Mów, bym poznaB twoj my[l! e {e mnie wy[lesz std daleko. kreo Co nastpi, wska|e Bóg. e Lecz ja w bogów nienawi[ci. kreo To| osigniesz, czego chcesz. so ok es Król Edyp 53 e A wic zgoda? kreo Co nie w my[li, tego w faBsz nie stroj sBów. e A wic std mnie ju| uprowadz. kreo Idz, lecz wprzódy óieci pu[. e Nie odrywaj ich ode mnie. kreo Nie chciej woli przeprze znów, Bo co[ przedtem ty osignB, zniszczyB dalszy |ycia bieg. Ór O ojczystych Teb mieszkaDcy, patrzcie teraz na Edypa, Który sBynne zgBbiB tajnie i byB z luói najprzedniejszym, Z wy|yn swoich na nikogo ze zawi[ci nie spogldaB, W jakiej nóy go odmtach srogie losy pogr|yBy. A wic baczc na ostatni bytu luói kres i dol, Zmiertelnika tu |adnego zwa szcz[liwym nie nale|y A| bez cierpieD i bez klski kraDców |ycia nie przebie|y. Ten utwór nie jest objty majtkowym prawem autorskim i znajduje si w domenie publicznej, co oznacza |e mo|esz go swobodnie wykorzystywa, publikowa i rozpowszechnia. Je[li utwór opatrzony jest dodatkowymi materiaBami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegaj prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiaBy udostpnione s na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa  Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL. yródBo: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krol-edyp Tekst opracowany na podstawie: Sofokles, Król Edyp, tBum. Kazimierz Morawski, wyd. 2, ZakBad Narodowy im. OssoliDskich, Kraków 1947 Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyÊîowa wykonana przez Bibliotek Narodow z egzemplarza pochoócego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra SekuBa, Dariusz GaBecki. OkBadka na podstawie: dynamosquito@Flickr, CC BY-SA 2.0 pr y l ry Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska  organizacji po|ytku publicznego óiaBajcej na rzecz wolno[ci korzystania z dóbr kultury. Co roku do domeny publicznej przechoói twórczo[ kolejnych autorów. òiki Twojemu wsparciu bóiemy je mogli udostpni wszystkim bezpBatnie. p ó Przeka| 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur: Fundacja Nowoczesna Polska, KRS 0000070056. Pomó| uwolni konkretn ksi|k, wspierajc zbiórk na stronie wolnelektury.pl. Przeka| darowizn na konto: szczegóBy na stronie Fundacji. so ok es Król Edyp 54

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sofokles Król Edyp
Dreszcz trwogi jest najlepszym ludzkości udziałem (J W Goethe) W stronę tragedii Sofoklesa Król
sofokles krol edyp(up merry xD)
Sofokles Król Edyp
Sofokles Król Edyp
Sofokles Krol Edyp (osloskop net)
Sofokles Król Edyp Edyp wobec losu bez przypisów
Sofokles Król Edyp(1)
Sofokles Król Edyp
Sofokles Król Edyp
Król Edyp Sofokles Ebook
Król Edyp, Sofokles
Król Edyp
sofokles krol?yp

więcej podobnych podstron