Czynnik militarny - WYKŁADY, wyk-ad 8


Kwestia kontroli zbrojeń po drugiej wojnie światowej.

Po zakończeniu II wojny światowej, ludzkość, jak wszyscy wiemy, weszła w nową erę, czyli nuklearną, w związku z faktem, że w ostatnich dniach trwania światowego konfliktu została użyta przez Stany Zjednoczone broń jądrowa. To zmieniło układ sił międzynarodowych, a szczególnie znaczenie czynnika wojskowego w owych relacjach. Poprzez fakt, że jedno z państw, na kilka lat, bowiem do roku 1949 Amerykanie dysponowali monopolem jądrowym, uzyskało środek niszczący nieporównywalny z czymkolwiek dotąd znanym w dziejach ludzkości i tym samym było w stanie zagrozić pozostałym państwom anihilacją wojskową, gdyby weszły z nim w konflikt. Chociaż był to kraj demokratyczny, zresztą jest do dziś, to nie ekspansjonizm amerykański stał się problemem, tylko równolegle narastający konflikt wschód-zachód, początek zimnej wojny, który rozmaicie jest sytuowany: od odmowy sowieckiej na udzielenie pomocy lotniczej powstaniu warszawskiemu po blokadę berlińską (pierwszy kryzys berliński) w 1948 r. W każdym razie, z końcem lat czterdziestych rozpoczął się konflikt zwany zimną wojną pomiędzy wschodem a zachodem, którego istotnym składnikiem, a także w ogóle elementem trwania bez rozstrzygnięcia w wojnie „gorącej”, był fakt, że najpierw jedna strona, później obie, zaczęły dysponować bronią jądrową, która, gdyby była użyta, doprowadziłaby do likwidacji prawdopodobnie całej ludzkości. W związku z tym, po raz pierwszy, decyzja o rozstrzygnięciu nawet najgłębszego konfliktu politycznego między państwami w drodze wojny stała się politycznie nieatrakcyjna bez względu na to, jak ostry byłby to konflikt. Można tutaj zaryzykować stwierdzenie, iż broń jądrowa, pomimo stworzenia teoretycznej groźby zagłady ludzkości, faktycznie była jednym z głównych czynników utrzymujących pokój pomiędzy dwoma zwaśnionymi blokami. Dosyć szybko obie strony doszły do wniosku, że nie da się wygrać wojny jądrowej, w związku, z czym poszukiwanie rozstrzygnięcia w ten sposób jest nielogiczne. Były wprawdzie, szczególnie w Związku Sowieckim, pomysły, że tak może nie jest, ale generalnie (na szczęście) nikt tego nie sprawdził.

Jak zatem wyglądał rozwój sytuacji w tym okresie w zakresie rozmów dotyczących kontroli zbrojeń, jaką rolę przypisywano czynnikowi wojskowemu?

Generalnie, można powiedzieć, że w okresie po '45 roku do końca istnienia Związku Sowieckiego wszystkie toczone rozmowy wykazywały przywiązanie obu stron do czterech głównych, odmiennych zasad. Przy okazji negocjacji z okresu międzywojennego mieliśmy siedem osi sporu, tak tutaj były cztery osie sporu.

Po pierwsze, z pewnym zastrzeżeniem zmiany stanowisk w latach 1945-49, tzn. Amerykanie reprezentowali inne stanowisko w okresie, kiedy mieli inne standardy siły jądrowej i Sowieci inne, a później zamienili się stanowiskami - kiedy Sowieci zyskali broń jądrową przeszli na pozycje amerykańskie, a Amerykanie na sowieckie. To dobrze też pokazuje istotę tej debaty. Otóż, na początku, to Sowieci twierdzili, że istnieje ścisły związek pomiędzy bronią jądrową, a bronią konwencjonalną, a w związku z tym istnieje zasada współzależności tych rodzajów uzbrojeń i należy uwzględniać amerykańskie zbrojenia jądrowe oceniając sowieckie zbrojenia konwencjonalne, po czym, gdy sami zyskali broń jądrową, a mieli miażdżącą przewagę ilościową w zbrojeniach konwencjonalnych, wówczas przeszli na stanowiska amerykańskie uważając, że najważniejsze są zbrojenia jądrowe i nie wolno łączyć negocjacji, bowiem to dotyczy zbrojeń innej natury. Udowadniali, że amerykańska przewaga w zakresie technologii nuklearnej jest elementem odstraszania w obliczu sowieckiej przewagi ilościowej w zakresie broni konwencjonalnej, a zatem, że istnieje naturalna łączność pomiędzy oboma rodzajami broni. Wyjąwszy, zatem ten krótki okres, kiedy doszło do zamiany stanowisk, generalnie były cztery osie sporu.

Najważniejszą zasadą głoszoną przez Stany Zjednoczone była zasada „tyle redukcji, ile weryfikacji”. Rosjanie natomiast domagali się gwałtownych redukcji, dalej posuniętych przy minimalnym zwracaniu uwagi na mechanizm weryfikacji, czyli sprawdzania wykonywania przyjętych zobowiązań. Wynikało to oczywiście z odmienności ustrojowej obu państw. Stany Zjednoczone jako państwo demokratyczne, gdzie budżet wojskowy jest kontrolowany przez Kongres, jest publiczny, gdzie istnieją wolne media, przyjmując jakieś zobowiązania byłyby tak czy inaczej kontrolowane w znacznym zakresie przez własną opinię publiczną. W Związku Sowieckim oczywiście nic takiego nie istniało, a zamknięty charakter państwa (i społeczeństwa) sowieckiego, jego rozległość terytorialna powodowały zdolność do ukrycia zbrojeń. Zatem z amerykańskiego punktu widzenia było logiczne przyjęcie zasady, że można i warto podpisywać tylko takie porozumienia, co do których wykonania istnieją narodowe środki weryfikacji, czyli bez względu na wolę Sowietów Amerykanie będą lub nie będą w stanie sprawdzić czy Sowieci wykonują przyjęte zobowiązania, respektują swoje podpisy, czy też nie. Jeśli nie ma możliwości sprawdzenia wykonania porozumienia to nie ma sensu go podpisywać. Dlatego też postęp rokowań na temat kontroli zbrojeń w istotnej mierze zależał od postępu technologicznego pociągającego za sobą rozwój narodowych środków weryfikacji. Innymi słowy, im czulsze sejsmografy, im większa rozdzielczość zdjęć kosmicznych, tym dalej posunięte porozumienie rozbrojeniowe, albowiem jakiekolwiek próby jądrowe wykonane na terytorium drugiej strony, nawet, jeśli nie byłyby notyfikowane drugiemu z kontrahentów, są oczywiście wyczuwane przez sejsmografy, jeśli są one dostatecznie dobre. Podobnie rozmieszczenie bądź likwidacja takich czy innych rodzajów wyrzutni rakiet może być zweryfikowana przez zdjęcia satelitarne pod warunkiem, że osiągnięto w danym momencie taką technologię satelitarną (robienia fotografii z przestrzeni okołoziemskiej), że pozwala ona na rozróżnienie szczegółów mimo wysiłków drugiej strony, żeby je ukryć. A zatem rozwój środków weryfikacji przyjętych zobowiązań, środków niezależnych od dobrej woli drugiej z umawiających się stron, był istotnym elementem postępu lub braku postępu rozmów w zakresie kontroli zbrojeń w omawianym okresie po `45 roku. Stąd też na początku tego okresu był dosyć nikły zakres porozumień, bo technologia nie pozwalała na ich sprawdzenie, a pod koniec dosyć szeroki. To była pierwsza (druga?) oś sporu: „tyle rozbrojenia, ile weryfikacji” - wersja amerykańska i rosyjska - „maksimum rozbrojenia przy minimum weryfikacji”.

Druga (trzecia?) oś sporu to było amerykańskie podejście do problemu rozbrojenia, opartego na zasadzie realnych redukcji i sowieckie podejście oparte na zasadzie zmiany dyslokacji sił. Innymi słowy, często w sowieckich propozycjach rozbrojeniowych bądź też propozycjach zgłaszanych przez państwa satelickie Związku Sowieckiego. Oczywiście te propozycje były reklamowane jako niezależne inicjatywy niepodległych państw bloku wschodniego - np. w '57 roku taką inicjatywę zgłosiło PRL, tzw. plan Rapackiego, gdzie miano stworzyć strefę zdenuklaryzowaną w Europie Środkowej, obejmującą z jednej strony NRD, Polskę, Czechosłowację i Węgry, a z drugiej Republikę Federalną, ale wymagałoby dużej dozy naiwności przyjęcie za dobrą monetę tezy, że o tym gdzie mają stać albo nie stać sowieckie rakiety jądrowe decydowano w Warszawie. Ten schemat był powtarzany również w późniejszym okresie: w latach '80 był podobnej natury plan Jaruzelskiego, gdzie też PRL proponowało, żeby zbudować strefę zdenuklaryzowaną w Europie Środkowej; różnice dotyczyły wyłączania bądź nie wyłączania takich czy innych krajów do tej strefy. Czasem tę strefę rozszerzano na Bałkany, czasem na Skandynawię, generalnie jednak projekt, istota pomysłu wynikała z głębokości terytorialnej Związku Sowieckiego, powiększonej nawet o głębokość terytorialną państw satelickich. W tym zakresie propozycje zmiany dyslokacji dotyczyły wycofania broni ze styku obu antagonistycznych bloków i przeniesienia jej w bardziej odległe regiony, czyli gdzieś w głąb Związku (bloku) Sowieckiego przy minimalnej wersji, że za Bug, przy maksymalnej, że nieco dalej, natomiast oczywiście druga strona musiałaby je przenosić przynajmniej za Kanał La Manche, jeśli nie za Atlantyk. Oczywista jest różnica czy przeniesie się jakieś środki prowadzenia wojny za Bug, czy też za Atlantyk. Tym bardziej, że trzeba pamiętać o tym, że od roku 1966, w związku ze sporem o kontrolę nad siłami nuklearnymi rozmieszczonymi na terytorium Republiki Francuskiej, na mocy decyzji de Gaulle'a, Francja opuściła struktury wojskowe NATO i tym samym wszelkie niefrancuskie instalacje wojskowe zostały usunięte z terytorium Francji. W związku z tym, jeśli blok wschodni proponował objęcie strefą zdenuklaryzowaną, czy później strefą rozrzedzonych zbrojeń, terytorium RFN, co oznaczało faktycznie całą kontynentalną Europę (trzeba pamiętać, że do 1982 roku Hiszpania nie należała do NATO, a Francja nie należała do struktur wojskowych), zatem można się było wycofać do Danii, Holandii i Belgii, ale generalnie większa część kontynentu, gdyby wycofać siły z RFN, stała otworem. Podobnej natury, oczywiście w innych uwarunkowaniach technologicznych, ale co do istoty pomysłu jest to rzecz bardzo zbliżona, była propozycja sowiecka z '22 roku z Moskwy, gdzie proponowana strefę zdemilitaryzowaną (? = bełkot) - to jest gra „na tym samym instrumencie”.

Trzecią (czwartą?) osią sporu była amerykańska wola rozpoczęciu procesu zmniejszania stanów uzbrojenia poprzez zagrożenie na istniejącym poziomie i później powolne redukcje w myśl wspomnianej pierwszej zasady „ile weryfikacji, tyle redukcji”. Sowieci natomiast zawsze proponowali natychmiastowe i głębokie redukcje. W praktyce negocjacje na temat kontroli zbrojeń toczyły się faktycznie dopiero od lat 60. W latach 50., atmosfera ogólna stosunków wschód-zachód im nie sprzyjała, a jednocześnie musiały zajść pewne istotne uwarunkowania technologiczne, by zaistniała potrzeba wejścia w tego rodzaju negocjacje.

Do '49 roku Amerykanie mieli monopol broni jądrowej, ale aż do '57 roku Sowieci nie posiadali środków uderzenia na terytorium Stanów Zjednoczonych. Innymi słowy, posiadali zdolność wyprodukowania głowicy jądrowej, ładunku jądrowego, który można było zdetonować, ale pozostawał dla nich problem, jak przenieść ten ładunek na terytorium USA. I dopiero wystrzelenie w '57 roku pierwszego Sputnika było demonstracją skierowaną pod adresem Waszyngtonu, że oto Moskwa posiadła zdolność uderzenia w dowolny punkt na globie ziemskim, bowiem jeśli ktoś potrafi zbudować rakietę nośną, która jest w stanie wynieść kapsułę ze sztucznym satelitą Ziemi na orbitę okołoziemską to oznacza, że posiada zdolność budowy rakiety, która jest w stanie dotrzeć w dowolny punkt Ziemi. Istotnym wnioskiem jest ten, że wyścig technologii kosmicznych był jednym z elementów wyścigu zbrojeń. Różnica w tym przypadku pomiędzy międzykontynentalną rakietą balistyczną, a rakietą wynoszącą sztucznego satelitę polegała przede wszystkim na takim a nie innym zaprojektowaniu trajektorii lotu i na tym, że na szczycie jednej z rakiet mogła się znaleźć kapsuła z psem Łajka, a na szczycie drugiej głowica jądrowa. Zatem dopiero od '57 roku Sowieci uzyskali zdolność uderzenia bezpośredniego na terytorium Stanów Zjednoczonych. Oczywiście można załadować bombę atomową do samolotu i usiłować przelecieć Atlantyk, ale szansa, że amerykańska obrona przeciwlotnicza nie przechwyci samolotu na tej trasie, czy nawet jakby leciał nad biegunem północnym, gdzie by było bliżej, jest znacznie mniejsza niż szansa wystrzelenia rakiety międzykontynentalnej.

Zatem dopiero technologia z '57 roku ustawiła obie strony tego sporu na mniej więcej podobnym poziomie, czyli takim, który zagrażał totalnym zniszczeniem. I od tego momentu możemy mówić o początkach wykształcenia doktryny zwanej doktryną MAD, która stała się wdzięcznym przedmiotem złośliwych żartów rozmaitych ruchów pacyfistycznych, bowiem „mad” oznacza „szalony”. Skoro zatem doktryna bezpieczeństwa międzynarodowego była szalona, to łatwo było z tego uczynić dobry oręż propagandowy, a MAD oznacza po prostu Mutual Assurance of Destruction (wł. Mutual Assured Destruction), czyli „wzajemne zapewnienie zniszczenia”. Chodziło o to, że obie strony potencjalnego konfliktu posiadały zdolność do unicestwienia drugiej strony bez względu na to, kto pierwszy dokona ataku. W szczytowym okresie rozwoju zbrojeń, czyli w połowie lat 80. XX wieku, poziom nagromadzonych środków zniszczenia w głównych arsenałach ludzkości osiągnął wskaźnik pozwalający na stwierdzenie, że każdego mieszkańca Ziemi można zabić ośmiokrotnie. Ponieważ zwykle każdemu wystarczy raz☺, w związku z tym eskalacja wysiłków w tym kierunku była w sensie technicznym nieco pozbawiona sensu, natomiast zapewniała bezpieczeństwo, pokój międzynarodowy pomiędzy głównymi mocarstwami jądrowymi właśnie na zasadzie doktryny MAD, czyli wzajemnego zapewnienia zniszczenia. To zjawisko, zdolności do zabijania większej niż wynikałoby to z liczby ludności na świecie, jest określane w terminologii fachowej mianem overkilling, tłumaczonej na polski jako nadzabijanie (zwróćcie Państwo na to uwagę, bo mogę się zapytać, co to takiego jest overkilling).

Ponieważ był to fundament pokoju międzynarodowego, mimo całego koszmarnego wydźwięku takiej sytuacji, starano się ją umocnić, w tym sensie, że dla podtrzymania pokoju, czyli zmniejszenia prawdopodobieństwa podjęcia przez którąkolwiek ze stron decyzji o poszukiwaniu rozstrzygnięcia w starciu militarnym, uznano, że należy umocnić sytuację, w której nadzieja na skuteczny atak wyprzedzający będzie jak najmniejsza. Chodziło zatem o to, aby nikt nie mógł mieć nadziei, że jeśli uderzy jako pierwszy, to druga strona otrzymawszy uderzenie nie będzie już w stanie odpowiedzieć, bo w ten sposób decyzja o rozpętaniu wojny stawała się bardziej prawdopodobna, gdyby ktoś uwierzył, że jeśli tylko wystrzeli pierwszy to przeżyje. Oczywiście technologicznie to polegało na ograniczeniu odległości pomiędzy punktem wystrzeliwania pocisków, a punktem, w które były wycelowane - ta odległość zawsze jest taka, że strona zaatakowana zdąży zobaczyć na własnych radarach nadlatujące rakiety nieprzyjaciela i zdąży odpalić własne. To, że one spadną parę minut po tym, jak drugi w kolejce strzelających już nie będzie żył nie oznacza, że nie spadną.

Zatem generalnie doktryna MAD była oparta na mechanizmie, w ramach którego, ten, który uderzał pierwszy ginął jako drugi - i tak rzeczywiście by było. Żeby umocnić tę sytuację stworzono dodatkowo jeszcze traktat ABM, czyli Anti-Ballistic Missile Treaty z '72 roku, który ograniczał rozbudowę systemów antyrakietowych do najpierw dwóch miejsc w każdym z państw, czyli stolica i jakiś jeden wybrany region, a od '74 roku na podstawie dodatkowego protokołu, jeden tylko taki region, mógł być chroniony przez system przeciwpocisków, przez antyrakiety, które mogłyby zestrzeliwać nadlatujące pociski jądrowe.

Zanim jednak dojdziemy do traktatu ABM z '72 roku warto pokazać jak rozwijała się kontrola zbrojeń po '57 roku, czyli po osiągnięciu wzajemnej zdolności uderzenia na terytorium własne. Otóż w roku '63 został podpisany tzw. Partial Test Ban Treaty, czyli częściowy zakaz testów nuklearnych obejmujący zakaz przeprowadzania prób jądrowych na ziemi, na jej powierzchni, w głębinach morskich i w atmosferze. Nie obejmował on zakazu prób jądrowych w głębi ziemi, podziemnych prób jądrowych. Oficjalnym motywem było dążenie do uniknięcia skażeń radioaktywnych po tego typu próbach, próby głębinowe nie powodują skażenia. Testy jądrowe w sytuacji wybuchu ładunków głęboko wprowadzonych w skorupę ziemską dają oczekiwane przez badaczy tej broni doświadczenia i wnioski do konstrukcji nowych generacji pocisków jądrowych, natomiast nie powodują skażenia atmosfery. Zatem od '63 roku Partial Test Ban Treaty obowiązywał.

W '68 roku podpisano natomiast Non-Proliferation Treaty, czyli traktat o nieproliferacji (nierozprzestrzenianiu) broni jądrowej. Jego sygnatariuszami nie stały się Francja i Chiny. Rok '68 to był moment, kiedy Francuzi dopiero tworzyli własne siły uderzeniowe, siły jądrowe. Po wspomnianym już konflikcie z '66 roku z Amerykanami, uznali, że Francja potrzebuje własnej broni jądrowej, a sam konflikt ze Stanami Zjednoczonymi wynikał z przeświadczenia de Gaulle'a, że jeśli Francja przejmuje ryzyko związane z prewencyjnymi uderzeniem sowieckim skierowanym przeciwko bazom pocisków jądrowych zachodu, skoro te pociski są rozmieszczone na terytorium Francji, to tym samym powinna mieć też prawo do współdecydowania o tym, w jakiej sytuacji te pociski będą użyte. W przeciwnym razie jest tylko ewentualnym obszarem wyprzedzającego uderzenia sowieckiego, a przyjmując to ryzyko sama nie ma z tego korzyści w postaci odstraszania potencjalnego agresora, który chciałby dokonać najazdu na Francję i musiałby czuć się zagrożony tym, że Francuzi podejmują decyzję o odpaleniu własnych czy stacjonowanych na ich terytorium pocisków jądrowych. W związku z tym ta agresja na Francję, hipotetyczna, miała być bardziej prawdopodobna, bowiem, jak słusznie zauważył de Gaulle, Francja jest wysuniętą linią obrony dla Stanów Zjednoczonych. Chodziło zatem o to, żeby dokonać (Francuzi mają taką tendencję do używania „wysokiego” języka w polityce) „sakralizacji terytorium francuskiego”. Innymi słowy to Francja, jeśli byłaby zagrożona, miała być elementem uwalniającym odwet nuklearny zachodu, a nie dopiero Stany Zjednoczone. Ponieważ Amerykanie nie chcieli się zgodzić na francuską współkontrolę nad bronią, w związku, z czym Francuzi wypowiedzieli traktaty, wystąpili ze struktur wojskowych NATO i zaczęli budować własną broń jądrową. Z tego właśnie powodu nie podpisali traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej w roku '68. Podobnie Chiny, które chciały mieć jakieś zabezpieczenie przed Sowietami, po konflikcie między Mao a Chruszczowem rozpoczęli budowę własnej broni jądrowej.

W ten sposób mieliśmy, co należy już do historii, dosyć wąski klub państw jądrowych, czyli Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Związek Sowiecki oraz później Francję i Chiny. Obecnie, mimo obowiązywania od '68 roku traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, broń ta jest rozprzestrzeniana. W międzyczasie do klubu jądrowego przystąpiły Indie, Pakistan, Izrael (chociaż nigdy oficjalnie, ale oblicza się, że od 100 do 200 rakiet typu Jericho posiada Izrael), przez pewien czas należała do niego także RPA (przy czym też nigdy nie oficjalnie; pozbyła się po '89 roku technologii jądrowej), parę głowic ma zapewne Korea Północna, starają się o własną broń jądrową Persowie, czyli Iran, być może, że w tej kolejce ustawi się także Brazylia, a jeśli potwierdzą się na szerszą skalę doniesienia o broni jądrowej w Korei Północnej to oczywiście dla Japonii jest to kwestia kilku miesięcy (w sensie zaawansowania technologicznego jest to czołowy kraj na świecie, a zatem jeśli podejmie polityczną decyzję o stworzeniu broni jądrowej to może ją mieć nie za kilka lat, a za kilka miesięcy).

Jednocześnie trzeba pamiętać, że po rozpadzie Związku Sowieckiego powstał problem kontroli nad postsowiecką bronią jądrową. W pewnym sensie jest to dość popularny termin, ale nie oddaje istoty sprawy - kilka państw odziedziczyło broń po ZSRR, mianowicie Rosja, Ukraina, Białoruś i Kazachstan, ale odziedziczyło w sensie sprawowania kontroli negatywnej nad pociskami jądrowymi. Tak naprawdę były 3 kategorie tych pocisków:

Obraz, że Ukraińcy dziedziczyli broń jądrową i przez ten czas byli mocarstwem jądrowym jest niedokładny; mieli kontrolę nad samolotami wyposażonymi w bomby grawitacyjne, natomiast nie mieli kontroli nad pociskami jądrowymi - Rosjanie wywieźli taktyczną broń w '92 roku, w momencie, gdy prezydent Krawczuk usiłował zgodę na jej pozbycie się sprzedać politycznie w Waszyngtonie, właśnie nadeszła depesza z Moskwy, że cała broń jest już wywieziona. Natomiast z broni strategicznej, czyli tej umieszczonej w silosach, nieruchomej, zrezygnowano - Ukraina zrezygnowała w '94 roku i podpisała traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej jako państwo nieatomowe, podobnie Białoruś i Kazachstan. Zatem dalsze losy owego traktatu z '68 roku właśnie takie są w naszej części świata, a w innych wymienionych już państwach, które starają się o zdobycie statusu mocarstw atomowych rzecz toczy się odmiennie i traktat ten nie jest respektowany.

Od '69 roku toczyły się rozmowy znane jako SALT I, czyli Strategic Arms Limitation Talks, rozmowy na temat ograniczenia strategicznych zbrojeń (w domyśle - jądrowych. Na pierwszym wykładzie przedstawiona była systematyzacja rozmaitych rodzajów kontroli zbrojeń, podkreślam zatem, że były to Limitation Talks - rozmowy na temat ograniczenia, a nie redukcji zbrojeń jądrowych). I w roku '72 podpisano porozumienie SALT I wraz z wspomnianym już traktatem ABM, ograniczającym systemy przeciwrakietowe. Rozpoczęto jednocześnie rozmowy na temat SALT II, czyli jeszcze bardziej pogłębionego ograniczenia zbrojeń jądrowych, który to układ podpisano w '79 roku. Jednocześnie, doszło do przejścia do kolejnego etapu rokowań, czyli START I - STrategic Arms Reduction Talks, czyli rozmowy na temat redukcji sił jądrowych (już nie ograniczenia, ale redukcji). Na początku lat 70., czyli w roku '71, podpisano jeszcze konwencję dotyczącą broni biologicznej i także wprowadzono tzw. Sea-Bed Treaty, czyli zakaz rozmieszczania broni jądrowej na dnie mórz i oceanów.

Jednocześnie, następował gwałtowny rozwój technologiczny broni jądrowej, w porównaniu do tej, jaka istniała w latach 40. i 50., przede wszystkim poprzez rozwój technologii rakietowej. Znalazło to swoje odzwierciedlenie właśnie w '72 roku. Jest to zatem rok przełomowy dla natury rokowań w kwestii kontroli zbrojeń. Traktaty wcześniej podpisywane: '63 to jest Partial Test Ban Treaty, '68 o nierozprzestrzenianiu, '71 o broni chemicznej, '72 ABM, jeszcze Sea-Bed Treaty - to wszystko są traktaty dotyczące porozumień ogólnopolitycznych. Natomiast od momentu podpisania SALT I, mamy do czynienia z praktykami polityczno-ilościowymi, z akcentem na ilość, zaczyna wybijać się kolejna cecha charakterystyczna, czyli określanie nie tylko ilości głowic, ale także ilości w danej kategorii. Zaczyna to nieco przypominać rokowania na temat kontroli zbrojeń morskich w okresie międzywojennym, gdzie też zaczęto od ogólnych rozmów, ale w końcu skończyło się na ustalaniu limitów w danej klasie okrętów - tak samo tutaj mieliśmy limity w danej klasie pocisków jądrowych. Mieliśmy zarówno broń średniego zasięgu, jak i ruchome wyrzutnie jądrowe, stałe wyrzutnie pocisków jądrowych w silosach, jak i wreszcie na okrętach podwodnych, a później doszły jeszcze tzw. MIRVs, czyli Multiple Independently targetable Reentry Vehicles, czyli pociski wielogłowicowe (była jedna rakieta nośna, przy pomocy której wystrzeliwano ileś tam pocisków, które przelatywały zasadniczy dystans jako jeden pocisk i gdzieś, np. nad terytorium Stanów Zjednoczonych, miały dopiero rozdzielić się na kilka czy kilkanaście głowic jądrowych, z których każda spadłaby na inny cel).

I właśnie od '72 roku mieliśmy do czynienia z podziałem na kategorie, ograniczano zatem nie tylko ilość głowic jądrowych, ale także ilość w danej kategorii. Obie strony, podnosząc swoją technologię wojskową, starały się utrudnić rozpoznanie miejsc stacjonowania broni, stąd najstarsze typy broni jądrowej, czyli bomby grawitacyjne, stacjonowane w bazach lotniczych i przenoszone przez samoloty, były dość proste do zlokalizowania i zlikwidowania I gdyby uderzono na te bazy to oczywiście ten, który byłby ofiarą ataku nie byłby w stanie użyć tej broni przeciwko nieprzyjacielowi, bo już by ona nie istniała. Podobnie rzecz się miała z głowicami jądrowymi w silosach, stałych bazach. To jest właśnie ten element, który najłatwiej podlegał weryfikacji przy pomocy narodowych środków sprawdzania wykonywania postanowień przez drugą stronę. Oczywiście można zamaskować silosy, ale satelity wyposażone w zdolność robienia zdjęć na podczerwień wykażą analitykom, że coś znajduje się na środkowej Syberii, dookoła lód, a tam tak ciepło. Więc oczywiście w tym sensie te wszystkie bazy pocisków jądrowych, które były umieszczane w silosach, były również od dawna zlokalizowane, każda strona miała część swoich pocisków wycelowanych w stałe bazy drugiej strony i w tym sensie uderzenie wyprzedzające byłoby najbardziej obiecujące, bo wiadomo było, gdzie uderzyć. Stąd też, wynalezienie ruchomych wyrzutni jądrowych, najpierw na platformach kolejowych, później na podwoziach kołowych, i, szczególnie rozwijane przez Amerykanów, okręty podwodne z pociskami jądrowymi, które pełniły stałe dyżury na oceanach, które były niewykrywalne, trudno było zlokalizować, gdzie znajduje się okręt wyposażony w zestaw głowic jądrowych, których siła mogła zmieść kilka albo kilkadziesiąt miast. Przy czym, tu trzeba zwrócić uwagę na element psychologiczny, ten okręt był niewykrywalny wyłącznie do momentu odpalenia swoich rakiet; dalszy los po wykonaniu tego rozkazu był oczywisty - załoga nie zdążyłaby uciec z miejsca, skąd odpalali rakiety i na pewno by zginęli. Daje to obraz entuzjazmu, z jakim podchodzili do wykonania takiego zadania. Na tych drobnych elementach opierał się cały system MAD, czyli wzajemnego odstraszania poprzez zapewnienie zniszczenia obu stron, jeszcze przy istnieniu zjawiska overkilling.

Zatem, jeśli uznamy rok '72 roku za przełom, w sensie technicznym, bo nie politycznym, rok '79, czyli podpisanie SALT II za jego kontynuację, to jednocześnie trzeba dodać, że rok `79 był w okresie przed zakończeniem „zimnej wojny” szczytem odprężenia. Między '75 a '79, między wycofaniem się USA z Wietnamu w '73 i syndromem powietnamskim, który spowodował generalną redukcję amerykańskiej gotowości do wchodzenia w konflikty na arenie międzynarodowej, po podpisanie porozumienia z Helsinek z '75 roku, otwarcie procesu KBWE, cały proces détente - odprężenia wschód-zachód, to wszystko skutkowało szczytowym okresem ekspansji sowieckiej w latach '75-'79 i skończyło się inwazją na Afganistan, a zatem również doprowadziło do ochłodzenia stosunków amerykańsko-sowieckich, co spowodowało nieratyfikowanie traktatu SALT II. Jakkolwiek obie strony złożyły deklarację, że będą przestrzegały jego postanowień tak długo, jak długo druga strona będzie również ich przestrzegała - tak oczywiście było, rozpoczęto jednocześnie w latach '82-'83 i kontynuowano do '86 roku, kolejny etap rozmów START I (STrategic Armaments Reduction Talks) również z słabnięciem i wzmacnianiem; ostatecznie, w '86 roku doszło do głębokiego przełomu, ale od '85 roku już u władzy był Gorbaczow, i na skutek spotkania Gorbaczow-Reagan w Reykjaviku w '86 roku doszło do podpisania porozumienia START I i redukcji o 30% sił jądrowych obu głównych kontrahentów. Była to zatem bardzo poważna redukcja, ale należy pamiętać o zjawisku overkilling - jeśli każdego można było zabić 8 razy, a zredukowano to o 30% to nadal zjawisko pozostawało i jeśli ktoś zamiast 8 razy mógł zginąć 6 to nie była to dla niego znaczna różnica☺.

W '93 roku doszło do podpisania traktatu START II, już w zupełnie nowym składzie, bo po rozpadzie Związku Sowieckiego, i ten redukował o 2/3 potencjały jądrowe obu stron. W międzyczasie, mieliśmy do czynienia z czymś bezprecedensowym, mianowicie w roku '87 doszło do podpisania traktatu INF, czyli Intermediate (range) Nuclear Forces, traktatu o broni jądrowej średniego zasięgu, który eliminował pociski średniego zasięgu z Europy, które stały się jednym z głównych elementów rozpętujących wyścig zbrojeń na początku lat 80., czy drugiej połowy lat 70., jeszcze za Breżniewa i Cartera. Rosjanie najpierw rozmieścili pociski średniego zasięgu tzw. eurorakiety (SS-17), bowiem one miały tylko zasięg do państw europejskich, nie do Stanów Zjednoczonych, na co Amerykanie rozmieścili słynne pociski manewrujące Cruise'y i Pershingi - one do dziś istnieją, tylko, że bez głowic jądrowych, natomiast wtedy były w nie wyposażone. Także rozwijali technologię tzw. bomby neutronowej, czyli broni jądrowej, której najistotniejszym elementem rażenia nie była wysoka temperatura czy fala uderzeniowa, tylko promieniowanie radioaktywne. Broń ta była obliczona na zwalczanie rosyjskich wojsk pancernych, chodziło o promieniowanie przenikające przez pancerze wojsk bojowych i tym samym miała eliminować załogi, a nie niszczyć kraj - oczywiście napromieniowanie i tak byłoby niszczące dla życia, ale było to coś, co było jednym z elementów równoważenia sowieckiej przewagi ilościowej w zakresie broni konwencjonalnej, która kiedyś była równoważona wyższą jakością sprzętu zachodniego, a później przewagą w technologii jądrowej. Otóż, w '87 roku zlikwidowano ten rodzaj broń jądrowej, zarówno SS-20, jak i Pershingi i Cruise'y, rakiety średniego zasięgu zostały wycofane z Europy i zlikwidowane. Po raz w pierwszy w dziejach, jedna kategoria broni jądrowej zniknęła, nie ma już więcej broni jądrowej średniego zasięgu w Europie, przynajmniej oficjalnie, bo oczywiście trudno powiedzieć co tam Rosjanie trzymają w swoich arsenałach.

Rozpad Związku Sowieckiego spowodował zanik zdolności finansowania wyścigu zbrojeń przez Rosję, szczerze mówiąc był to proces wzajemnie się napędzający. Jedną z ciekawszych konkluzji jest znaczenie wyścigu zbrojeń w okresie powojennym; można zaryzykować stwierdzenie, że był to substytut wojny gorącej. Jeśli można sobie wyobrazić analogię pomiędzy pierwszą wojną światową, która była wojną materiałową, gdzie sprzęt i materiał wojenny zużywany był w walce i wygrała nie ta strona, która rozerwała front i pokonała wojska nieprzyjaciela, tylko ta, która pierwsza utrzymała zdolność odtwarzania zasobów materialnych własnej armii - Niemcy nie załamały się dlatego, że były pobite w polu, tylko przestały mieć zdolność kontynuacji działań wojennych z uwagi na wyczerpanie materiałowe kraju; wyścig zbrojeń w okresie „zimnej wojny” był substytutem wojny gorącej w tym sensie, że wyczerpywał walczące ze sobą strony nie poprzez niszczenie materiałów na polu bitwy, tylko poprzez jego relatywne starzenie się. Im nowszą technologię wprowadzała druga strona, tym większe fundusze musiał jej przeciwnik przeznaczać na dogonienie technologiczne nieprzyjaciela w owym wyścigu zbrojeń, a w warunkach gospodarki rynkowej, amerykańskiej, był to element zniechęcający konkurenta - im większe zamówienia wojskowe dla firm zbrojeniowych, tym mniejsze bezrobocie, tym więcej ludzi dostaje pieniądze za prace w zakładach zbrojeniowych, tym więcej jest pieniędzy na rynku, ludzie idą z wypłatami i coś tam kupują, w związku z czym nakręca się reszta koniunktury. W Związku Sowieckim, przy gospodarce planowanej, było dokładnie odwrotnie - im więcej przeznaczano na zbrojenia, tym mniej było do podziału dla reszty społeczeństwa w innych dziedzinach. Doszło do wyczerpania się zdolności gospodarczych Związku Sowieckiego do kontynuowania wyścigu zbrojeń. Nałożyło się na to naturalnie także i zaangażowanie sowieckie na świecie, coś, co nazywa się mianem „imperial overextension” - zaangażowanie nie tylko w Europie Środkowej, ale też w Wietnamie, w Angoli, w Etiopii, na Kubie, w Grenadzie, w Nikaragui. To wszystko kosztowało olbrzymie ilości pieniędzy, i w końcu amerykański projekt Wojen Gwiezdnych, czyli słynne Reaganowskie założenia stworzenia obrony przeciwrakietowej w oparciu o technologię kosmiczną, rozmieszczenie arsenałów przeciwpocisków na satelitach wokół Ziemi, które miałyby zestrzeliwać nadlatujące pociski sowieckie, spowodowało, że zdolności Związku Sowieckiego, jeszcze w warunkach toczonej wojny w Afganistanie, gdzie Amerykanie dostarczyli stingerów mudżahedinom i nie chodziło tylko o straty w sile żywej po stronie sowieckiej, co o dosyć masowe, jak na wojnę partyzancką, zestrzeliwanie samolotów, które (nasycone techniką i elektroniką) kosztują mniej więcej tyle, co np. osiedle domów studenckich Lumumbowo☺, więc jeśli za jeden taki myśliwiec czy śmigłowiec bojowy, który był zestrzeliwany (to prawda, że drogą rakietą, ale nieporównywalnie tańszą od całego myśliwca) Rosjanie byli zmuszeni zastępować te urządzenia nowymi maszynami, to też był to olbrzymi koszt, przede wszystkim finansowy (dla rządu sowieckiego boleśniejsza była strata myśliwca niż nawet kilkudziesięciu żołnierzy). W związku z tym, z tego tytułu również nie byli oni w stanie dalej kontynuować wyścigu zbrojeń. Cały pomysł pierestrojki wziął się przecież z tego, że należało mieć „piere-dyszków”☺, żeby odbudować swoje możliwości konkurowania z zachodem, a proces wymknął się spod kontroli. Zatem, wracając jeszcze raz do tej analogii pierwszowojennej, materiał wojenny, który był zużywany na polach bitew w latach '14-'18 i doprowadził do wyczerpania się jednej ze stron, czyli Niemiec, w trakcie „zimnej wojny” nie był zużywany na polach bitew, tylko starzał się w magazynach, relatywnie oczywiście - nie chodziło o to, że miał wiele lat, tylko o to, że szybko powstawały nowe generacje, które deklasowały poprzednie. Amerykanie wygrali ten wyścig bezapelacyjnie, co zostało ostatecznie potwierdzone rozgromieniem armii Saddama Husajna w '91 roku, armii wyposażonej w sprzęt sowiecki; straty aliantów w tej wojnie były bardzo niskie i wszyscy się zachwycali po wojnie irackiej, jaka to jest wielka przepaść technologiczna między zachodem, a światem arabskim nie pamiętając o tym, że ta przepaść istnieje od czasów Napoleona, tylko przesuwa się poziom porównawczy - poprzednio Arabowie mieli dzidy i skałkowe karabiny, teraz mieli T-54, a Amerykanie mieli inteligentne pociski, ale przepaść nadal pozostała olbrzymia i proporcja strat typowo kolonialna. Ponieważ armia Saddama była wyposażona w sprzęt sowiecki, więc zostało to powszechnie odebrane jako demonstracyjna deklasacja armii typu sowieckiego. To nie jest aż tak proste, bo Saddam nie posiadał systemu kosmicznego, nie posiadał elementu wojny elektronicznej, którą posiadał Związek Sowiecki, niemniej jednak, sprzęt pola walki okazał się zupełnie nieprzydatny. Zresztą podobne wnioski płyną z wojny o Kosowo, gdzie serbska artyleria przeciwlotnicza nie zdołała zadać żadnych strat bombardując Amerykanów; ta przepaść była zatem olbrzymia.

W 2002 roku, 24 maja, doszło do podpisania ostatniego, jak do tej pory, strategicznego porozumienia zwanego SORT, czyli Strategic Offensive Reduction Treaty, zwanego także czasem Traktatem Moskiewskim, bowiem podpisano go w Moskwie, na mocy którego doszło do bardzo drastycznych redukcji liczby głowic jądrowych zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Rosji, co związane było z niemożnością odtwarzania potencjału jądrowego przez Rosjan. Obliczano, że żeby utrzymać się na poprzednim poziomie, rosyjskie fabryki musiałyby produkować 30 głowic jądrowych rocznie, a były w stanie wyprodukować 8, w związku z czym, oczywiście rozsądnie było sprzedać własną niemoc w tym zakresie jako daleko idące ustępstwo polityczne wobec Stanów Zjednoczonych, Amerykanom natomiast zależało na obniżeniu kosztów utrzymywania całego systemu, bo zbrojenia mają charakter relatywny - państwo zbroi się po to, żeby utrzymać swój poziom zbrojeń w stosunku do innych państw, a nie tak w ogóle. Więc jeśli powiedzmy Chiny mają jakieś 200 głowic jądrowych, a Stany Zjednoczone 1800 to nie ma potrzeby, żeby miały 6000, bo to i tak jest dostatecznie duża przewaga, aby działać odstraszająco.

Jednocześnie jednak, 2-3 tygodnie po 24 maja 2002 roku, czyli po podpisaniu układu SORT, wygasł traktat ABM, którego Amerykanie nie przedłużyli. Amerykanie zatem, zdecydowali, że potrzebują mieć wolne ręce w zakresie tworzenia systemów przeciwrakietowych. Było to przedmiotem kontrowersji zarówno pomiędzy Rosją a Stanami Zjednoczonymi, jak i niechęci ze strony licznych państw Unii Europejskiej, albowiem wiąże się to z tzw. inicjatywą tarczy antyrakietowej, czyli narodowej obrony przeciwrakietowej reklamowanej przez Stany Zjednoczone jako element osłony przed tzw. państwami zbójeckimi, które mają ambicje jądrowe, jak Korea Północna czy Iran. Elementy owej tarczy rakietowej, odnośnie czego trwają negocjacje, być może zostaną rozmieszczone w Polsce. Ma to polegać na rozmieszczeniu systemu radarów, czujników zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie, które by identyfikowały nadlatujące pociski i przekazywały stosowne impulsy do naziemnych baterii pocisków, które byłyby w stanie przechwycić w locie taką rakietę i ją zestrzelić, najlepiej jeszcze w przestrzeni okołoziemskiej, gdzie nie ma atmosfery i nie powstaje fala uderzeniowa, nie ma też cząsteczek, które mogłyby ulec skażeniom. System ten ma szanse być skutecznym, pod warunkiem, że dokonujący uderzenia nie dysponuje bronią jądrową w ilości masowej - skuteczność przeciw uderzeniu rosyjskiemu byłaby zatem niedostateczna, bo jeśli Rosjanie też mają ok. 1500 głowic jądrowych to nawet jeśli byśmy założyli, że będzie to skuteczność 90% to 150 głowic, które spadłyby na wybrane miasta Stanów Zjednoczonych to jest dostatecznie dużo, żeby zniechęcić każdego do rozpętania takiej wojny jądrowej. Zatem ten system rzeczywiście ma szansę działać przede wszystkim wobec słabszych konkurentów na polu rywalizacji jądrowej, a nie wobec mocarstw równorzędnych w zakresie tejże właśnie broni. Zdania są podzielone wobec sensu czy też bezsensu utrzymywania takiego systemu i angażowania się Polski w te kwestie.

Moim zdaniem (co nie będzie przedmiotem egzaminu☺), sytuacja wygląda w ten sposób, że w sensie ściśle techniczno-wojskowym nie ma to większego znaczenia dla Polski, tzn. nie może służyć obronie terytorium Rzeczypospolitej, natomiast ma to istotne znaczenie polityczne takie, jak utrzymywanie wojsk alianckich w Berlinie Zachodnim w czasie „zimnej wojny”. Uchroniły one tę część miasta od okupacji sowieckiej nie potęgą wojskową, tylko w znaczeniu politycznym, tzn. faktem, że uderzenie na Berlin Zachodni, próba jego zajęcia, oznaczała otwarcie ognia do wojsk zachodnich, czyli rozpętanie wojny światowej, o czym to decyzje musieliby podjąć najeźdźcy, a nie sojusznicy. Chcę przez to powiedzieć, że rozmieszczenie jakiegokolwiek istotnego elementu bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych na terytorium Polski jest wysłaniem sygnału do potencjalnego najeźdźcy, że ten obszar będzie broniony, ponieważ jest istotny dla Stanów Zjednoczonych i amerykańskie stacje już tutaj są, a zatem to do najeźdźcy należy decyzja o zaatakowaniu Stanów Zjednoczonych, a nie do Stanów Zjednoczonych decyzja o przyjściu z pomocą dla Polski. Innymi słowy, jest to złamanie logiki '39 roku, kiedy mieliśmy podpisane traktaty, że nam pomogą, tylko że traktaty są traktatami, a życie jest życiem. Natomiast jeśli coś jest na miejscu, traktat nabiera automatyzacji, a poza tym sojusze obronne zawiera się nie dla wywołania wojny, tylko dla zapobieżenia jej wybuchowi. Muszą one być wiarygodne; ich celem nie jest pokonanie jakiegoś państwa, tylko stworzenie wiarygodnego systemu odstraszania, czyli takiego, w którym potencjalny agresor byłby przekonany, że w razie podjęcia decyzji o agresji będzie miał do czynienia z całym sojuszem, a nie, że ten sojusz się rozpadnie. I oczywiście zainstalowanie takiego elementu na terytorium Polski wzmacnia bezpieczeństwo kraju, w tym wymiarze, przynosząc ze sobą oczywiste koszty tego, np. wzrost zagrożenia terrorystycznego ze strony wrogów Stanów Zjednoczonych, napięcia w stosunkach z Rosją czy niechęć części opinii publicznej - tak w Polsce, jak i przede wszystkim w Europie - bylibyśmy postrzegani głównie w Niemczech czy we Francji jako amerykański koń trojański. Moim zdaniem, w tym zakresie rzecz ta by się opłacała, przy czym istnieje jeszcze jeden element tej układanki, tych negocjacji, a mianowicie to, co stara się osiągnąć rząd polski to z jednej strony uzyskanie amerykańskiego wsparcia dyplomatycznego na rzecz złamania opozycji rosyjskiej wobec tego typu kroku (chodzi o to, żeby nie było tak, że Amerykanie rozmieszczą bazy antyrakietowe w Polsce, a później to Polska będzie miała kłopoty dyplomatyczne, jak przeżyć starcie dyplomatyczne z Rosją - chodzi o to, by w tym starciu uczestniczyli także Amerykanie) i drugi element to jest sprzedaż wiązana, czyli sprowadzenie do Polski nie tylko elementów systemu antyrakietowego na potrzeby Stanów Zjednoczonych, ale także baterii pocisków Patriot i rozmieszczenie ich wokół Warszawy po to, abyśmy mieli zysk czysto technologiczno-wojskowy z punktu widzenia podniesienia bezpieczeństwa Polski w wymiarze technicznym, a nie tylko politycznym, bowiem sama tarcza antyrakietowa nie będzie chroniła Polski. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś za pomocą broni jądrowej, Iran czy Korea, atakował akurat Polskę. W związku z tym tego typu sprzedaż wiązana byłaby pożądana, Amerykanie zdają sobie sprawę z tego, że Polacy, na bazie tej kalkulacji, chcą tarczy, w związku z czym skoro mogą uzyskać to, co chcą taniej, to nie chcą uzyskać drożej☺ i stąd są toczone gry negocjacyjne (vide: podejrzany wyciek notatki Jesienia, na której przy informacji o tarczy rakietowej jest dopisek „bez łaski” - ujawnienie tego mogło służyć zmianie atmosfery negocjacji).

Negocjacje dotyczące strategicznej broni jądrowej w latach 1963-2002 doprowadziły do daleko posuniętej redukcji. To, o co będę pytał, co będzie przedmiotem egzaminu, to: podstawowe osie podziału obu stron, pomysł na to, jak powinny wyglądać rokowania rozbrojeniowe w zakresie kwestii nuklearnych, czyli współzależność zbrojeń (konwencjonalnej i jądrowej) lub nie oraz zmiana opcji przez USA i Związek Sowiecki (to jest pierwsza oś podziału), druga oś - kwestia weryfikacji, trzecia oś podziału - kwestia redukcji czy też zmian w dyslokacji i czwarta oś - zagrożenie i powolne zmniejszanie stanu zbrojeń czy gwałtowne redukcje. Chciałbym żebyście Państwo także pamiętali o wszystkich wymienionych przeze mnie porozumieniach rozbrojeniowych z punktem przełomowym w roku '72, czyli: '63 - Partial Test Ban Treaty, '68 - Non-Proliferation Treaty, '71 - Biological Convention oraz Sea-Bed Treaty, '72 - ABM oraz SALT I, '79 - SALT II, '86 - START I, '87 - INF, '93 - START II i 2002 - SORT. Proszę także, abyście pamiętali Państwo o doktrynie MAD, zjawisku overkilling, kwestii jednostek podwójnego stacjonowania (tzw. double deployment, to jest element dotyczący omówionego problemu sowieckich propozycji stref rozrzedzonych czy zmian w dyslokacji i jednocześnie problemu kosztów utrzymywania wojsk lądowych. Z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych przyjęcie zobowiązań co do obrony terytorium Europy przed inwazją sowiecką dotyczyło konieczności utrzymywania dużej ilości wojsk w Europie, czyli ponoszenie ciężarów finansowych. Znacznie prościej było zgromadzić na terytorium Europy sprzęt w zakonserwowanych magazynach, natomiast ludzi trzymać z dala i w razie potrzeby przerzucać samolotami przez Atlantyk. Stąd pomysł double deployment, czyli jednostek, których sprzęt był w Europie, a personel w Stanach Zjednoczonych). Pamiętajcie też Państwo o ekwiwalencie gorącej wojny w postaci wyścigu zbrojeń z jego finałem w latach 80., czyli z Reaganowskimi Gwiezdnymi Wojnami, które ostatecznie wyczerpały zdolność finansową do konkurowania w wyścigu zbrojeń pomiędzy Sowietami a USA - w dalszym ciągu Moskwa nie jest w stanie sprostać temu wyzwaniu.

Europejska Wspólnota Obronna.

(zarys sytuacji międzynarodowej, ciąg dalszy na następnym wykładzie)

Projekt Europejskiej Wspólnoty Obronnej powstał w roku 1950, a rodził się powoli od roku '49 i żeby uzmysłowić sobie jego istotę, musimy najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakiej sytuacji polityczno-militarnej znalazła się Europa w tamtych latach.

Po zakończeniu drugiej wojny światowej, doszło do sytuacji, która była bez precedensu w dziejach Starego Kontynentu - żadne z dużych państw kontynentalnej Europy nie istniało jako czynnik wojskowy. Nigdy wcześniej tak nie było, żeby Niemcy nie istniały jako czynnik wojskowy: pokonane, podzielone, rozbrojone, nie miały armii; Włochy, jako dawne państwo osi, także; Francja, po prawie pięcioletniej okupacji niemieckiej, odtwarzała swoje siły zbrojne - one były odbudowywane u boku armii amerykańskiej, tak, jak polskie siły zbrojne funkcjonowały na zachodzie wokół armii brytyjskiej - zatem jako niezależny czynnik wojskowy Francja jeszcze wtedy nie istniała, a już od '46 była zaangażowana w wojnę w Indochinach i najlepsze jednostki, czyli te, które osiągnęły gotowość bojową, wysyłane były do Wietnamu. Jako czynniki wojskowe państwa Europy Wschodniej i Środkowej stały się satelitami sowieckimi; kraje Beneluxu i kraje skandynawskie ze względu na rozmiary możemy pominąć; Hiszpania frankistowska nie brała udziału w tej grze w owym okresie. W związku z tym, faktyczne ośrodki siły wojskowej znajdowały się na Wyspach Brytyjskich, w Stanach Zjednoczonych i w Związku Sowieckim. Po raz pierwszy w dziejach nowożytnych można powiedzieć, że Europa kontynentalna była militarną pustką. Nie znaczy to, że tam nie było wojsk, ale nie były to wojska tutejsze - były obce: amerykańskie, brytyjskie i sowieckie. To była pierwsza cecha charakterystyczna sytuacji, która wytworzyła się w drugiej połowie lat 40.

Drugim elementem była narastająca sprzeczność pomiędzy wschodem a zachodem i coraz większe napięcie, w którym mogło skończyć się wybuchem kolejnej wojny. Jednocześnie, narody europejskie wyszły z drugiej wojny światowej z bardzo głębokimi urazami psychologicznymi. To jest również ważne źródło integracji europejskiej - dla wielu z nich została skompromitowana idea państwa narodowego: czy to jako zbyt słabego, żeby się oprzeć najazdowi niemieckiemu, czy też, w przypadku Niemiec, jako zbyt silnego, które wywołuje przerost ambicji jego klasy politycznej i tym samym prowokuje koalicję sąsiadów i ostatecznie też prowadzi do klęski. Na dodatek (co w polskich warunkach psychologicznych nie jest łatwe do zrozumienia), druga wojna światowa na zachodzie nie była tak jednoznaczna, jak w Polsce - to nie był konflikt swój-obcy. Tak we Francji, jak i we Włoszech były silne elementy wojny domowej; oczywiście, cały kontynent wyszedł z wojny w poczuciu silnego zagrożenia ze strony Niemiec.

W '47 roku, w marcu, w Dunkierce, wybranej symbolicznie, ze uwagi na wydarzenia z roku 1940 - miejsce ewakuacji wojsk alianckich po klęsce Francji, kiedy to zerwany został sojusz brytyjsko-francuski, został on odnowiony w '47. Podpisano wówczas Traktat z Dunkierki pomiędzy labourzystowskim rządem Ernesta Bevina i socjalistycznym rządem francuskim Léona Bluma, gdzie obiecywano sobie wsparcie przeciwko groźbie odnowienia się militaryzmu niemieckiego. Traktat z Dunkierki jest doskonałą ilustracją tezy, iż generałowie są gotowi do wygrania poprzedniej wojny, bowiem obawianie się inwazji niemieckiej w roku '47 było raczej wynikiem emocji niż chłodnej kalkulacji rzeczywistości politycznej. Była to ślepa uliczka, jeśli chodzi o struktury wojskowe w Europie. W '48 roku, też w marcu, doszło do utworzenia Unii Zachodniej - Francja, Benelux i Wielka Brytania, i jako struktury obrony przed ewentualnym ekspansjonizmem sowieckim, po zamachu stanu i w trakcie kryzysu berlińskiego należało uświadomić sobie, co jest rzeczywistym wyzwaniem, rzeczywistą groźbą. Ale szybko się okazało, że same państwa europejskie są zbyt słabe, żeby skutecznie odstraszać Sowietów i rok później powstało NATO.

Pozostał jednak problem, którego rozwiązaniem miała się zająć Europejska Wspólnota Obronna, a mianowicie sytuacja, w której najliczniejszy, najpotężniejszy demograficznie naród Europy Zachodniej, czyli Niemcy Zachodnie, nie ponosił żadnych ciężarów związanych z budową wspólnej obrony zachodu przed potencjalną inwazją sowiecką - między '45 a '55 nie istniała armia niemiecka. Zatem przed zachodnioeuropejską klasą polityczną, szczególnie w warunkach roku '50, chociaż pomysł był już sondowany od schyłku roku '49, kiedy gubernator amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech zaproponował powołanie Niemców pod broń, później proponował to Adenauer w wywiadach dla mediów - było to przyjęte z akceptacją, w związku, z czym sprawa trafiła do dalszej politycznej obróbki. Centralną w tym układzie była Francja - w sensie praktyczno-politycznym pytanie dla Francji brzmiało: czy większa jest groźba odrodzenia się militaryzmu i ekspansjonizmu niemieckiego, czy też większa groźba wynika z ekspansjonizmu sowieckiego? Jeśli na to pytanie odpowiedziano, że Sowieci są groźniejsi to powstawało drugie pytanie: czy Europa Zachodnia może sobie pozwolić na luksus niewykorzystywania potencjału największego kraju do budowy struktury obronnej przeciwko zagrożeniu sowieckiemu? Jeśli na to pytanie odpowiadano przecząco, że zachód nie może sobie na to pozwolić, a stało się jasne, że w pierwszej połowie roku '50, kiedy to Francuzi byli mocno zaangażowani w Indochinach, a jednocześnie wybuchła wojna w Korei i także wojska amerykańskie zamiast do Europy pojechały na Daleki Wschód. Zatem w Europie, w obliczu zaostrzenia konfliktu wschód-zachód, nie wiedziano czy agresja sowiecka w Korei to jest wstęp do wojny światowej czy tylko konflikt lokalny. Trzeba było więc zwiększyć obronność Europy. Nie można tego było zrobić w oparciu o Francuzów, bo byli w Indochinach, ani o Amerykanów, bo byli w Korei. Trzeba to było zrobić w oparciu o Niemcy - do takiego wniosku doszli politycy. Ale francuscy politycy musieli sobie odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie: jak dać Niemcom broń do ręki 5 lat po zakończeniu wojny światowej przy dużych obawach francuskiej opinii publicznej i potem wygrać następne wybory? Z tego powodu wymyślono Europejską Wspólnotę Obronną, w ramach której miała powstać armia europejska, czyli zintegrowane siły zbrojne, w których mieli służyć rekruci niemieccy (nie jako armia niemiecka - wciąż taka nie istniała). Państwo niemieckie nie uzyskało w ten sposób wojskowego instrumentu polityki zagranicznej.

Żeby uzyskać ten rezultat René Pleven, francuski premier, który zaproponował to rozwiązanie, w swoim projekcie zawarł konstrukcję opartą na armii złożonej z kontyngentów narodowych - jednolitych narodowo batalionów (ok. 600-osobowy pododdział). Istota tego pomysłu polegała na tym, że jeśli pułk składa się z 2-3 batalionów, jeśli brygada składa się z 2-3 pułków, a dywizja z 2 brygad i w ramach pułku i brygady tylko jeden batalion jest niemiecki to ten batalion w całości, co do materiałów (żywności, amunicji), informacji o nieprzyjacielu, wsparcia artylerii, wsparcia lotniczego, zwiadzie, obsłudze saperów, łączności, we wszystkim zależy od innych żołnierzy, nie od Niemców, faktycznie sam nic nie może zrobić. W tej sytuacji, żołnierze niemieccy są europejskim mięsem armatnim, a nie armią niemiecką i Wspólnota Europejska ma pełną kontrolę nad wykorzystaniem tych sił. Są to po prostu rekruci służący dla armii europejskiej, a nie żołnierze niemieccy. Te pojedyncze bataliony były rozproszone wśród innych wojsk i nie mogły stanowić jednolitej, niezależnej siły politycznej. Okazało się jednak, że plan jest niewykonalny - sami francuscy eksperci uznali, że poniżej jednolitej narodowościowo (a więc językowo) dywizji nie ma o czym rozmawiać, bo nie da się w taki sposób zbudować armii, która mogłaby skutecznie działać. Ostatecznie, stanęło na samym planie i projekt Europejskiej Wspólnoty Obronnej został porzucony. Fiasko pomysłu nastąpiło w roku '54, w zmienionej sytuacji geopolitycznej. W '53 zmarł Stalin, skończyła się wojna koreańska - te dwa fakty spowodowały osłabienie napięcia międzynarodowego. W '54 miała miejsce rozstrzygająca bitwa pod Dien Bien Phu i Francuzi wrócili z Indochin. Jednocześnie, było to już 9, a nie 5 lat po II wojnie światowej, nowe roczniki weszły do życia politycznego, pamięć nie była już aż tak silna. Okazało się również, że pomysł Europejskiej Wspólnoty Obronnej mimo wszystko znacznie umacniał pozycję wojskową Niemiec. W związku, z czym deputowani francuskiego Zgromadzenia Narodowego odmówili ratyfikacji traktatu o Europejskiej Wspólnocie Obronnej i mieliśmy sytuację nieco przypominającą losy obecnego traktatu konstytucyjnego UE - Francuzi go wymyślili i również oni go politycznie uśmiercili. Niewątpliwie nie było to ze strachu przed Niemcami, albowiem w '55 roku doszło do powstania Bundeswehry i włączenia jej w struktury zachodu (wstąpienie do NATO) w zakresie odstraszania Sowietów, gdyby przyszło im na myśl atakować państwa zachodnie.

Negocjacje dotyczące strategicznej broni jądrowej w latach 1963-2002 doprowadziły do daleko posuniętej redukcji. To, o co będę pytał, co będzie przedmiotem egzaminu, to: podstawowe osie podziału obu stron, pomysł na to, jak powinny wyglądać rokowania rozbrojeniowe w zakresie kwestii nuklearnych, czyli współzależność zbrojeń (konwencjonalnej i jądrowej) lub nie oraz zmiana opcji przez USA i Związek Sowiecki (to jest pierwsza oś podziału), druga oś - kwestia weryfikacji, trzecia oś podziału - kwestia redukcji czy też zmian w dyslokacji i czwarta oś - zagrożenie i powolne zmniejszanie stanu zbrojeń czy gwałtowne redukcje. Chciałbym żebyście Państwo także pamiętali o wszystkich wymienionych przeze mnie porozumieniach rozbrojeniowych z punktem przełomowym w roku '72, czyli: '63 - Partial Test Ban Treaty, '68 - Non-Proliferation Treaty, '71 - Biological Convention oraz Sea-Bed Treaty, '72 - ABM oraz SALT I, '79 - SALT II, '86 - START I, '87 - INF, '93 - START II i 2002 - SORT. Proszę także, abyście pamiętali Państwo o doktrynie MAD, zjawisku overkilling, kwestii jednostek podwójnego stacjonowania (tzw. double deployment, to jest element dotyczący omówionego problemu sowieckich propozycji stref rozrzedzonych czy zmian w dyslokacji i jednocześnie problemu kosztów utrzymywania wojsk lądowych. Z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych przyjęcie zobowiązań co do obrony terytorium Europy przed inwazją sowiecką dotyczyło konieczności utrzymywania dużej ilości wojsk w Europie, czyli ponoszenie ciężarów finansowych. Znacznie prościej było zgromadzić na terytorium Europy sprzęt w zakonserwowanych magazynach, natomiast ludzi trzymać z dala i w razie potrzeby przerzucać samolotami przez Atlantyk. Stąd pomysł double deployment, czyli jednostek, których sprzęt był w Europie, a personel w Stanach Zjednoczonych). Pamiętajcie też Państwo o ekwiwalencie gorącej wojny w postaci wyścigu zbrojeń z jego finałem w latach 80., czyli z Reaganowskimi Gwiezdnymi Wojnami, które ostatecznie wyczerpały zdolność finansową do konkurowania w wyścigu zbrojeń pomiędzy Sowietami a USA - w dalszym ciągu Moskwa nie jest w stanie sprostać temu wyzwaniu.

11



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czynnik militarny - WYKŁADY, wyk-ad 5
Czynnik militarny - WYKŁADY, wyk-ad 0
Czynnik militarny - WYKŁADY, wyk-ad 9
Czynnik militarny - WYKŁADY, wyk-ad 10
Czynnik militarny - WYKŁADY, wyk-ad 10
Czynnik militarny - WYKŁADY, Konflikt o Kosowo, Konflikt o Kosowo
Lewin Włodzimierz - Wyklady 2, Wyk?ad Michai?a Lewina
Czynnik militarny - WYKŁADY, Wyklad 6
ISNSI-wyklad1, Wyk?ad 1
folder, 1-2 wyk-ad, WYKŁAD I
Fizjologia wyk-ad 4-5, Turystyka i rekreacja wykłady, Fizjologia pracy i wypoczynku
Fizjologia wyk-ad 1-3, Turystyka i rekreacja wykłady, Fizjologia pracy i wypoczynku
C & C++ Wyklady Politechnika Wroclawska 1 rok informatyki, W03 instrukcje iteracyjne, 2 Wyk?ad: J?zy
Wyk-ad 3, I rok, Histologia, histologia wykłady
wyk-ad 1, Biotechnologia CM UMK USM, Semestr II, Nutraceutyki (dr. Krintus), Stare wykłady i seminar
Wyk-ad 2, I rok, Histologia, histologia wykłady
Wyk-ad 4, I rok, Histologia, histologia wykłady

więcej podobnych podstron