plik


By Kwestek® kwestek@wp.pl www.hobbit.hg.pl ----------------------- Rozdział 18 Droga powrotna Kiedy Bilbo przyszedł do siebie, znalazł się dosłownie i wyłącznie sam z sobą. Leżał na płaskich kamieniach Kruczego Wzgórza, w pobliżu zaś nie było żywej duszy. Niebo nad nim rozpościerało się wolne od chmur i jasne, ale chłodne. Bilbo drżał, zimny jak głazy pod jego plecami, tylko głowa mu płonęła gorączką. - Co się właściwie stało? - spytał sam siebie. - W każdym razie nie należę jeszcze do grona poległych bohaterów, jakkolwiek niewykluczone, że zdążę się do niego wkrótce dostać. Z trudem dźwignął się i usiadł. Wyjrzał w dolinę, lecz nie zobaczył tam ani jednego żywego goblina. Kiedy po chwili w głowie mu się trochę przejaśniło, miał wrażenie, że dostrzega wśród skał, gdzieś niżej, kręcące się elfy. Z pewnością tam, w dali na równinie wciąż jeszcze widniał obóz; a koło Głównej Bramy - czy go oczy nie mylą? - trwa ruch, krzątają się jakieś postacie, krasnoludy chyba rozbierają mur. Wszędzie jednak panowała martwa cisza. Nikt nie nawoływał, znikąd nie dochodziło echo śpiewów. W powietrzu wisiała żałoba. - Mimo wszystko bitwa skończyła się pewnie naszym zwycięstwem - rzekł Bilbo obmacując zbolałą głowę. - Ano, widzę, że zwycięstwo to bardzo smutna historia. Nagle spostrzegł jakiegoś człowieka wspinającego się do strażnicy i idącego w jego stronę. - Hej! - krzyknął drżącym głosem. - Hej, bywaj! Jakie masz nowiny? - Czyj to głos przemawia spośród kamieni? - spytał mężczyzna przystając niedaleko od hobbita i rozglądając się wkoło. Dopiero teraz Bilbo przypomniał sobie o pierścieniu! A to heca! - powiedział sobie. - Niewidzialność ma także swoje przywary. Gdyby nie to, spędziłbym pewnie noc wygodnie, w ciepłym łóżku. - To ja! Bilbo Baggins, z drużyny Thorina! - krzyknął, spiesznie ściągając pierścień z palca. - Szczęście, że w końcu cię odnalazłem - rzekł człowiek podbiegając do niego. - Jesteś pilnie potrzebny; szukamy cię już od dawna. Zaliczylibyśmy cię do poległych, których niestety jest niemało, gdyby Gandalf nie upierał się, że słyszał tutaj twój głos. Wysłano mnie, żebym ostatni raz jeszcze to miejsce przeszukał. Czy jesteś ciężko ranny? - O ile się orientuję, dostałem kamieniem w łeb dość potężnie - odparł Bilbo: - Ale miałem hełm, zresztą czaszkę mam twardą. Bądź co bądź mdli mnie bardzo i nogi mi się gną jak słomki. - Zaniosę cię do obozu w dolinie - powiedział człowiek i bez wysiłku wziął hobbita na ręce. Szedł prędko, pewnym krokiem. Wkrótce postawił Bilba przed namiotem. Był tu już Gandalf, z ręką na temblaku. Nawet czarodziej nie uniknął rany; w całej armii niewielu byś naliczył takich, którzy wyszli z bitwy bez szwanku. Na widok Bilba czarodziej ucieszył się ogromnie. - Baggins! - zawołał. - To mi radość! A więc żyjesz! Doprawdy, rad jestem z tego szczerze! Już zaczynałem się obawiać, czy nawet twoje wyjątkowe szczęście nie zawiodło w tym przypadku. Okropna bitwa, e włos byliśmy od klęski. No, ale na inne wiadomości przyjdzie czas później. Teraz chodź - rzekł poważniejąc. ­Jesteś oczekiwany. I Gandalf pociągnął hobbita do namiotu. - Przyprowadzam ci go, Thorinie - powiedział wchodząc do wnętrza. W namiocie bowiem spoczywał na łożu Thorin, broczący krwią z wielu ran, a jego pokłuta zbroja i wyszczerbiony topór leżały obok na ziemi. Gdy Bilbo podszedł blisko, ranny otworzył oczy. - Żegnaj, zacny złodzieju - rzekł. - Odchodzę do wielkiego domu, by zasiąść wśród przodków i oczekiwać, aż świat się odrodzi. Porzucam srebro i złoto idąc do krainy, gdzie te skarby nie mają wartości, chcę tedy rozstać się z tobą w przyjaźni i dlatego odwołuję wszystko, co powiedziałem i uczyniłem tam, u Głównej Bramy. Bilbo przejęty żalem ukląkł na jedno kolano. - Żegnaj, Królu spod Góry! -powiedział. -Gorzki to koniec naszej wyprawy! Nie ma tak wielkiej góry złota, która by opłaciła tę stratę. Ale rad jestem, że dzieliłem z wami niebezpieczeństwa, to zaszczyt, na który żaden Baggins nigdy nie zasłużył. - Ty zasłużyłeś - rzekł Thorin. - Więcej dobrego tkwi w tobie, niż sam się domyślasz, synu miłego Zachodu. Masz odwagę i rozum połączone ze sobą we właściwej mierze. Świat byłby weselszy, gdyby więcej jego mieszkańców tak jak ty ceniło dobre jadło, zabawę i śpiew wyżej niż górę złota. Ale jakikolwiek jest ten świat - smutny czy wesoły - ja muszę go już opuścić. Żegnaj! Bilbo odwrócił się, odszedł, siadł samotnie w kącie, otuliwszy się kocem i ­wierzcie mi albo nie wierzcie - płakał tak, że oczy mu zapuchły, a głos ochrypł. Bilbo miał poczciwe, czułe serce. Długi czas upłynął, nim po tych zdarzeniach odzyskał humor na tyle, by znów zdobyć się na jakiś żart. "Co za szczęście - powiedział sobie w końcu - że ocknąłem się w porę. Strasznie mi żal Thorina, ale rad jestem, że przynajmniej pożegnaliśmy się w przyjaźni. Głupiec z ciebie, Bilbo Baggins, narobiłeś masę zamieszania z tym klejnotem. Wszystkie twoje zabiegi, żeby ocalić pokój i zgodę, na nic się zdały, skoro i tak przy szło do bitwy, no, ale za to już doprawdy nie można ciebie winić". O wszystkich wypadkach, które się rozegrały, gdy on leżał zemdlony, dowiedział się Bilbo dopiero później; więcej jednak smutku niż radości przynio­sła mu ta historia i bardzo się czuł znużony całą przygodą. Ciągnęło go już teraz do domu, chciał co prędzej rusza w drogę powrotną. Odwlekło się to jednak trochę, więc tymczasem opowiem wam o przebiegu bitwy. Orły od dawna podejrzewały, że gobliny zbroją się na wojnę; ruch w górach nie uszedł czujności tych ptaków. Zgromadziły się więc licznie, prowadzone przez Wodza Orłów z G6r Mglistych, a wreszcie, zwęszywszy z daleka bitwę, pospieszyły wraz z wichurą lotem błyskawicy. One to spędziły gobliny ze stoków Góry, strącając je w przepaści lub spychając wrzeszczące i oszołomione prosto pod miecze nieprzyjaciół. Szybko w ten sposób wyzwoliły Samotną Górę, a wówczas elfy i ludzie z obu jej ramion mogli zbiec na odsiecz walczącym w dolinie. Nawet jednak po przybyciu orłów mieli przeciw sobie przewagę liczebną. W ostatniej godzinie bitwy zjawił się sam Beorn - nikt nie wiedział, jakim sposobem ani skąd. Przybył sam, w skórze niedźwiedzia, lecz zdawało się, że urósł w bojowym szale na olbrzyma. Głos jego rozbrzmiewał niczym werbel i huk dział; olbrzymi niedźwiedź usuwał ze swej drogi wilki i gobliny niby piórka. Natarł na nie od tyłu i jak grom przedarł krąg oblegających. Krasnoludy otaczały ciasno swoich wodzów, broniąc się na niskim pagórku. Beorn dźwignął z ziemi przeszytego włóczniami Thorina i zniósł go z pola walki. Wrócił szybko i natarł na gobliny ze zdwojoną furią, tak że nikt nie mógł mu się oprzeć, a żaden oręż się go nie imał. Rozproszył gwardię, a samego Bolga powalił i zmiażdżył. Wówczas strach padł na gobliny i w rozpaczy rozbiegły się na wszystkie strony. Wraz z nadzieją nowe siły wstąpiły w serca ich przeciwników, którzy rzucili się w pościg za wrogiem, nie puszczając prawie nikogo z życiem. Wiele goblinów zepchnięto w nurty Bystrej Rzeki, a te, które zbiegły na południe lub na zachód, ścigano na moczarach aż do Leśnej Rzeki. Tam większość potworów wyginęła, a niedobitki znalazły śmierć od oręża elfów w leśnym królestwie lub na bezdrożach w głębi Mrocznej Puszczy. Pieśni potem głosiły, że tego dnia poległo trzy czwarte wszystkich wojowników-goblinów z północy, a w górach na długie lata zapanował odtąd pokój. Zwycięstwo utrwaliło się przed zapadnięciem nocy, lecz pościg trwał jeszcze, gdy Bilbo znalazł się z powrotem w obozie, toteż nie został tu nikt prawie prócz ciężko rannych. - Gdzie są orły? - spytał Bilbo Gandalfa, gdy tego wieczora leżał już otulony w kilka ciepłych koców. - Niektóre biorą udział w pościgu - rzekł czarodziej - ale większość już odleciała do swoich gniazd na szczytach. Nie chciały tu zostawać, pożegnały nas o świcie. Dain ukoronował złotem ich wodza i zaprzysiągł z nimi sojusz na wieki. - Szkoda... To znaczy szkoda, że się z nimi nie widziałem - sennym głosem powiedział Bilbo. - Może spotkam jeszcze orły w drodze do domu. Myślę, że teraz będę już wkrótce mógł ruszyć? - Kiedy sam zechcesz - odparł Gandalf. Ale minęło kilka dni, zanim Bilbo wyruszył w drogę powrotną. Pochowano Thorina głęboko pod Górą, a Bard położył zmarłemu Arcyklejnot na piersi. - Niech tu leży, póki ta Góra się nie zapadnie - rzekł ~i niech tym, którzy tu osiądą, przynosi zawsze szczęście. Król elfów złożył na grobie Orkrista, miecz przez elfy ongi wykuty, a odebrany Thorinowi, gdy był więźniem w lesie. Pieśń mówi, że Orkrist rozbłyskiwał w ciemnościach, ilekroć do Góry zbliżał się wróg, tak że nikt odtąd twierdzy krasnoludów nie mógł zaskoczyć znienacka. Dain, syn Naina, objął władzę, obwołany Królem pod Górą, a z czasem mnóstwo krasnoludów skupiło się wokół tronu w starym podziemnym pałacu. Z dwunastu towarzyszy Thorina zostało dziesięciu. Fili i Kili polegli osłaniając swego króla tarczą i własnym ciałem, był bowiem starszym bratem ich matki. Dziesięciu przystało więc do Daina, który sprawiedliwie rozporządził skarbem. Nie było oczywiście już mowy o dzieleniu skarbu wedle pierwotnego planu, tak by każdy dostał swoją część: Balin i Dwalin, Dori, Nori i Ori, Oin i Gloin, Bifur, Bofur i Bombur - no i Bilbo. Ale czternastą część srebra i złota - surowego i kutego - otrzymał Bard. Dain bowiem rzekł: - Dotrzymamy słowa, które dał zmarły król, on zaś na zawsze będzie miał w swojej pieczy klejnot Thraina. Czternasta część skarbu stanowiła bogactwo, jakim mógł się poszczycić mało który spośród ludzkich królów. Bard wydzielił sporo złota dla władcy Miasta nad Jeziorem i hojnie wynagrodził swoją świtę oraz przyjaciół. Królowi elfów ofiarował szmaragdy - ulubione jego kamienie - które Dain zwrócił jako dziedzictwo Giriona. Do hobbita rzekł: - Ten skarb należy do ciebie tak samo jak do mnie, chociaż stare umowy nie dadzą się oczywiście utrzymać w mocy, skoro tak wielu jest uczestników walki i zwycięstwa, którzy mogliby rościć sobie prawa do nagrody. Mimo że gotów byłeś wyrzec się swojej części, nie chciałbym, żeby sprawdziły się słowa Thorina, których zresztą żałował: że niewiele się wzbogacisz na spółce z nami. Pragnę cię wynagrodzić hojniej niż innych. - To bardzo pięknie z twojej strony - rzekł Bilbo - ale doprawdy odetchnąłem z ulgą, kiedy się pozbyłem myśli o tym. Jakżebym przewiózł skarb do swego kraju nie narażając się po drodze na walki i morderstwa? Nie mam też pojęcia, co zrobiłbym z nim w domu. Lepiej z pewnością, żeby został w twoich rękach. W końcu zgodził się przyjąć tylko dwie małe skrzynki, jedną ze złotem, drugą ze srebrem, ważące tak niewiele, że silny kucyk mógł je udźwignąć. - Nic więcej nie mógłbym z sobą zabrać! - powiedział. Nadeszła wreszcie chwila pożegnania z przyjaciółmi. - Bywaj zdrów, Balinie! - rzekł hobbit. - Bywajcie zdrowi, Dwalinie, Dori, Nori, Ori, Oinie, Gloinie, Bifurze, Bofurze i Bomburze! Oby wam brody nigdy nie wyłysiały! - A zwracając się w stronę Góry, dodał: - Żegnaj, Thorinie! Żegnajcie, Fili i Kili! Niech pamięć o was nigdy nie zgaśnie! Krasnoludy skłoniły się nisko, stojąc przed swymi wrotami, lecz słowa uwięzły im w gardłach. - Do widzenia! Szczęśliwej drogi, dokądkolwiek zechcesz wędrować! - rzekł wreszcie Balin. - Jeżeli nas odwiedzisz w przyszłości, gdy pałac znów będzie piękny, wyprawimy wspaniałą ucztę na twoją cześć. - A jeśli któryś z was znajdzie się w moich stronach - odparł Bilbo - niech bez namysłu puka do moich drzwi. Podwieczorek jest zwykle o czwartej, ale będę wam rad o każdej porze. I z tymi słowy Bilbo odszedł spod Góry. Zastęp elfów, żałośnie uszczuplony, ruszył w drogę powrotną. Wielu jednak odchodziło z zadowoleniem, bo odtąd lasy północne miały na długi wiek stać się weselsze. Smok zginął, gobliny były rozgromione, więc serca elfów cieszyły się nadzieją radosnej wiosny, która nastanie po tej zimie. Gandalf i Bilbo jechali za królem elfów, a obok nich szedł Beorn, który znów przybrawszy ludzką postać śmiał się i śpiewał głośno w marszu. Dotarli tak w pobliże granicy Mrocznej Puszczy, na północ od miejsca, w którym wypływa z niej Leśna Rzeka. Tu zatrzymali się, bo czarodziej i Bilbo nie chcieli wchodzić w las, chociaż król elfów zapraszał ich do siebie w gościnę. Zamierzali skrajem Puszczy obejść od północy, przez pustkowie leżące między nią a Szarymi Górami. Droga to była daleka i niewesoła, lecz teraz, gdy pokonano gobliny, wydawała się bezpieczniejsza niż straszliwe ścieżki w gąszczu drzew. Co więcej, tę drogę wybrał również Beorn. - Bywaj zdrów, królu elfów! - rzekł Gandalf. - Niech się weseli i zieleni las, póki świat jest jeszcze młody! Życzymy radości całemu twojemu ludowi! - Bywaj zdrów, Gandalfie! - odparł król. - Obyś zawsze zjawiał się w porę wszędzie, gdzie jesteś najbardziej potrzebny, choć najmniej spodziewany. Im częściej pokażesz się w moim pałacu, tym większą mi sprawisz przyjemność! - Proszę cię - jąkając się i stając na jednej nodze rzekł Bilbo - przyjmij ode mnie ten podarek! I podał królowi naszyjnik ze srebra i pereł, który Dain ofiarował mu na pożegnanie. - Jakże zasłużyłem sobie na taki hojny dar, drogi hobbicie?! - zawołał król. - Nnno... widzisz... właśnie... - plątał się Bilbo bardzo zmieszany. - Chcia­łem chociaż w ten sposób odwdzięczyć się za... gościnę. Włamywacz bądź co bądź także ma swój honor. Niemało wypiłem twojego wina i zjadłem twego chleba. - Przyjmuję od ciebie ten dar, o Bilbo Szczodry! - z powagą rzekł król ­i mianuję cię przyjacielem elfów. Oby cień twój nigdy się nie skurczył (wtedy zresztą za łatwo byłoby ci kraść!) Bądź zdrów! Elfy śkręciły w las, a Bilbo ruszył w daleką drogę do domu. Wiele jeszcze przeżył trudów i przygód, nim wrócił pod Pagórek. Dzikie kraje były podówczas naprawdę dzikie i mieszkało w nich mnóstwo groźnych stworzeń prócz goblinów. Ale Bilbo miał dobrego przewodnika i dobrego obrońcę, bo czarodziej szedł z nim razem, a przez znaczną część drogi również Beorn, tote2 ani razu hobbit nie znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie. Nim upłynęła połowa zimy, Gandalf i Bilbo przebyli całą drogę dokoła Puszczy i stanęli u progu domu Beorna. Tu odpoczywali czas jakiś. Zimowe gody spędzili więc w cieple i wesoło. Ze wszystkich stron, z daleka nawet schodzili się ludzie zaproszeni przez Beorna na święta. W Górach Mglistych niewiele zostało goblinów, a niedobitki były wystraszone i kryły się w najgłębszych jaskiniach Wargowie zniknęli z lasów, tak że ludzie mogli już podróżować bez obawy. Beorn później został wielkim władcą całej tej okolicy i rządził rozległym krajem między górami a Puszczą. Podobno przez wiele pokoleń mężczyźni z jego rodu zachowali moc przemieniania się w niedźwiedzie; trafiali się wprawdzie wśród nich ludzie srodzy i źli, większość jednak miała serca zacne jak sam Beorn, jakkolwiek żaden nie dorównywał mu wzrostem ani siłą. Za panowania tego rodu resztki goblinów przepędzono z Gór Mglistych i nowy pokój nastał na kresach Dzikiego Kraju. Wiosna już była, piękna, ciepła i słoneczna, gdy wreszcie Gandalf i Bilbo pożegnali Beorna, a chociaż hobbit bardzo tęsknił do domu, opuszczał tę gościnę z żalem, bo kwiaty w ogrodach Beorna kwitły wczesną wiosną nie mniej uroczo niż późnym latem. Wspinając się długą ścieżką w górę, wędrowcy doszli do tego miejsca pod przełęczą, skąd ongi porwały ich gobliny. Ale tym razem stanęli tutaj rankiem, a oglądając się za siebie widzieli białe słońce błyszczące nad szeroką równiną. Z drugiej strony widać było Mroczną Puszczę, błękitną z oddali, a ciemnozieloną mimo wiosny na bliższych skrajach. A jeszcze dalej, na widnokręgu majaczyła Samotna Góra. Na jej szczycie śnieg nie stopniał dotychczas i lśnił bielą. - Tak oto śnieg spada po ogniu, a nawet smoki nie unikną końca - rzekł Bilbo i odwrócił się plecami do kraju przygód. Krew Tuków znużyła się, krew Bagginsów z każdym dniem wzbierała silniej w jego żyłach. - Teraz marzę już tylko o moim wygodnym fotelu - powiedział Bilbo.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
18 droga powrotna
18 Droga powrotna
18 Droga powrotna
1 18 Poczatki Slowianszczyzny i Nieznany
Droga powrotub1123
2 18 Rzeczpospolita w czasach w Nieznany
Załącznik 18 – Bezpieczny transport materiałów niebezpiecznych drogą powietrzną
Ustawa z dnia 18 lipca 2002 r o świadczeniu usług drogą elektroniczną
powrot posla Nieznany
O świadczeniu usług drogą elektroniczną (USTAWA z dnia 18 lipca 2002 r)

więcej podobnych podstron