1352737960

1352737960



OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R. 267

ich ręce. —■ O godzinie 2-giej po północy zajechał na podwórzec wóz o drewnianej skrzyni od wożenia ziemniaków, bo lepszego nie było. Służba zaczęła wynosić kuferki z najpotrzebniejszemi rzeczami, wiktuałami, pościelą, robiąc z nich na wozie siedzenia. Gdy wszystko było gotowe, żegnani przez zrozpaczone służące, że już ostatnie zakonne osoby opuszczają klasztor, wyszliśmy płacząc na pole. Wóz był tak wysoki i niedostępny, że nie sposób było wydrapać się na niego pomimo ławrek i wyniesionych stołków. Jechało nas pięć osób i szósty furman t. j. Ks. Holik, dwie siostry Służebniczki i' ja z s, konwerską. Na koniu zaś obok wozu defilował Moskal z najeżonym bagnetem. Siedzimy

tak długo, lecz konie nie chc%% ^ mie j sea ruszyć pomimo na

o inne konie, lecz


woływania, głaskania

i te płoszyły się na miejscu, nie chcąc ani kroku naprzód postąpić. Po długich ceregielach szarpnęły wóz gwałtownie, a pędząc o mało nas do stawu nie wrzuciły. Jechaliśmy po pod furtę koło klasztoru, wśród ciągłych strzałów karabinowych. Co mi się wtedy w sercu działo! Jaka boleść rozrywała duszę, żegnając te święte mury i nie mając pewności, czy i kiedy będę mogła do nich wrócić ; czy dni następnych to straszne bombardowanie nie zamieni tego świętego naszego przybytku w kupę gruzów i zgliszcz!

Dojechaliśmy zaledwie poza stodoły klasztorne, aż tu znowu stanęły konie, teraz nie na żarty. Ani głaskanie i zachęta ani groźby i baty nic nie pomagały ; pląsały to w prawo to w lewo, padały na kolana, dęba stawały, to znowu kładły się na ziemię, niechcąc ruszyć dalej. Cała godzina zeszła nam wrśród tych przyjemności, zegar na klasztornej wieży odbił już 4-tą godzinę. Nie było więc ani chwrili do stracenia, bo z każdym momentem sytuacya stawała się coraz groźniejszą, z brzaskiem dnia bowiem wzmagały się strzały, a kule przed któremi uciekaliśmy

z klasztoru


mogły nas zabić w drodze. Zadecydowałam więc

stanowczo, że dłużej już czekać nie można i musimy albo wrócic do klasztoru, albo zejść z wozu i piechotą udać się do Bochni.

■r.

O powrocie moi uciekinierzy ani słyszeć nie chcieli, zdecydowali się raczej na pieszą pielgrzymkę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
266 OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R. w nocy jechać, dopóki milczą armaty. Zgodziłam się więc na to, a dl

więcej podobnych podstron