OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R. 269
Nikt z nas nie znał drogi, obawialiśmy się, aby nie zbłądzić, więc dla pewności weszliśmy na tor kolejowy, obecnie wolny od ruchu pociągów i tak po szynach, kroczyliśmy ku Bochni, bez żadnego spoczynku, postępując zwolna w milczeniu i smutnem rozważaniu, co nam dalsza przyszłość przyniesie.
Cały czas podczas tej pielgrzymki przygrywały nam w okropny sposób armaty, a każdy ich wystrzał ranił boleśnie serce i szarpał duszą, bo był wymierzony na zbombardowanie naszego ukochanego klasztoru, z którego — sądziliśmy, że teraz tylko kupa gruzów pozostanie.
Tak więc wśród czarnych myśli, znękania i łez szliśmy bez wytchnienia jednym ciągiem całe ośm godzin. U wejścia
M
na most żelazny na Rabie stał na warcie kozak i nie pozwolił nam przejść, wyciągając ku nam pikę. Nie było rady, więc . zeszliśmy z toru kolejowego i nakładając sobie drogi przeszliśmy Rabę po prowizorycznym moście drewnianym, zbudowanym przez Moskali. Zaledwie przeszliśmy most, aż tu jadą dwa auto-mobile ku Staniątkom. Pierwszy wiózł oficerów i generała ro-
fi
syjśkiego i przejechał szczęśliwie; drugi ciężki z amunicyą wjechawszy na most załamał się nad nim i nie mógł dalej się ruszyć.
Jakie szczęście, żeśmy przedtem przeszli przez ten most, bo inaczej bylibyśmy odcięci, wśród pola, bez żywności i dachu nad głową.
Cała nasza gromadka była już tak z sił wyczerpana drogą,
b
wrażeniami i głodem, bośmy od wczorajszego obiadu nic w ustach nie mieli — że nie byliśmy już w stanie iść dalej. Na trzy kilometry przed Bochnią stał domek porządny i schludny. Dowlekliśmy się do niego, a zastawszy w niej całą rodzinę, prosiliśmy o pozwolenie na chwilę spoczynku i o garnuszek gorącej herbaty. Poczciwi ci ludzie ulitowali się nad nami, a dowiedziawszy się o naszem smutnem położeniu do łez byli wzruszeni. Na wiadomość, że idziemy do Bochni, powiadają nam: „Źłeście się państwo wybrali, w naszem mieście wszystko zra-bowane££. Ci ,,Moskale££, rzekła gospodyni, wskazując na naszego żołnierza, który siedział ze zwieszoną głową „pokradli