OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R. 273
miejscu od 700 lat dzień i noc rozbrzmiewają. Stąd zachęta dla nas, by ten główny cel zakonu naszego t. j. chwała Boża, któremu klasztor ten zawdzięcza tylokrotnie swoje ocalenie, był zawsze jak najgorliwiej i najgodniej spełniany i by nigdy nie osłabł!
Nie podobna podać szczegółowo wszystkich szkód i zniszczeń, jakie ta wojna na nas sprowadziła. Prawie wszystkie budynki i zabudowania gospodarcze więcej lub mniej zostały uszkodzone. Na wszystkich folwarkach ploty i ogrodzenia zostały rozebrane i przez wojsko spalone, lasy zostały przetrzebione, a drzewa w nich kulami strasznie poszarpane, z czego szkody na tysiące. Szyb w klasztorze i w obrębie całego podwórca wybito aż 1537! Ogrody, starannie utrzymane, zostały zupełnie zniszczone i końmi, forszpanami i wojskiem potratowane. Rynny połamane i od kul podziurawione, zamiast ochraniać, zalewają mury wodą; dachy ‘wszędzie przeciekają, a śnieg i woda za-lewa korytarze.
Opowiadanie pozostałych służących w klasztorze boleśnie przeszywa serce. Okropną była dla nich ta niedziela. Przyzwyczajone od szeregu lat do nabożeństw, Komunii św., kazań i śpiewów zakonnych, w najczarniejszej chwili życia były; naraz pozbawione wszystkiego.
Śmierć wisiała nad głowami wszystkich, miały jej obraz w zabitych Ojcach, a tu znikąd pociechy duchownej. Same powiadają, że ani bombardowanie klasztoru, ani cała wojna nie były dla nich tak okropne, jak ta straszna, przygnębiająca pustka.
Zebrały się więc wszystkie w jedną gromadę, usiadły na progu swej izby i tam płakały, modląc się, jak która mogła, o głodzie i o chłodzie. A strzały huczały, jak £yk piekła, kule świszczały i psy wyły. Oto muzyka tej strasznej niedzieli!
Ludzie na wsi siedząc w norach i jamach w ziemi, bali się wystawić głowy. W kryjówkach tych pozaświecali lampki przed obrazami świętymi i śpiewali litanie, odmawiali różańce, następując sobie w ten sposób brak nabożeństwa w kościele.
* .
F. P. T. CXXXI. 18
*