246 KRZYSZTOF MORAWSKI [14]
wopowstałe „Rzymsko-Katolickie Stowarzyszenie Dobroczynności” koordynowało akcję społeczną. Ks. Mańkowski sprowadził z Królestwa zgromadzenie sióstr Skrytek i dał im możność otworzenia placówki z własną kaplicą. Prywatnego swego majątku używał na hojne ofiary, głównie dla biedniejszych kleryków ", oraz na podróże zagraniczne, przeważnie na kongresy eucharystyczne, które od r. 1908 (Londyn) zaczęły odbywać się co kilka lat, w wielu państwach, nie tylko katolickich. Proboszcz kamieniecki brał na własny koszt do towarzystwa któregoś z księży z diecezji i puszczali się w podróż. Jeździł w ten sposób do Lourdes, Hiszpanii i Portugalii, do Stanów Zjednoczonych i Kanady, do Rzymu i Paryża. Odwiedzał też swoją rodzinę w Poznańskiem, biorąc udział w uroczystościach familijnych, bywał też u siostry w Galicji. Wszystko to opisuje w Pamiętnikach systematycznie i drobiazgowo.
Około r. 1910 zaczęły się jednak stosunki z władzami psuć, większe chmury i mniejsze chmurki gromadziły się wokół ks. Mańkowskiego, zachodziły drobne incydenty z gubernatorem i urzędnikami, głównie miano pretensje o tak częste wyjazdy za granicę:
„Jeżeli z biegiem lat kurs moich papierów stopniowo spadać poczynał, to po części z tego powodu, iż zaniedbałem Jedną bardzo ważną wobec niższych urzędników carskich sprawę — podtrzymywania dobrych z nimi stosunków przy pomocy umiejętnie udzielanych od czasu do czasu pieniężnych upominków. Nieśmiałość i lenistwo więcej chyba niż skąpstwo było tego powodem".
Pobyt w Kamieńcu przyszłego biskupa urwał się nagle w r. 1911 na skutek sprawy Skrytek. Zgromadzenie Córek Najświętszego Serca Maryi miało kaplicę bez pozwolenia władz, w której ks. Mańkowski odprawiał od czasu do czasu mszę św. Policja to wykryła i ks. Piotr Mańkowski i jego wikariusz zostali za: „nieprawne odprawianie mszy w nielegalnej kaplicy” ukarani usunięciem ze stanowiska, bez prawa do sprawowania innej funkcji wymagającej zatwierdzenia władz. Kuria chcąc ratować przede wszystkim wikariusza, nie ingerowała w sprawie ks. Mańkowskiego wiedząc, że ma on z czego żyć, i wyrok przyjęła. Skrytki zostały ukarane grzywną pieniężną i odebraniem szwalni. Ks. Mańkowski nie wiedział ani wówczas, ani chyba w czasie pisania pamiętników u schyłku życia, że akcja przeciw Skrytkom w Kamieńcu, gorliwe szukanie nielegalności w ich działalności, wiązała się ściśle z ogólnymi represjami stosowanymi równocześnie wobec organizatora i fundatora tego zgromadzenia, ojca Honorata Koź-
w Tokarzewski, dz. cyt., s. 63.
mińskiego z Nowego Miasta nad Pilicą, sianego kapucyna; incydent w Kamieńcu był reperkusją dużej akcji carskiej policji, a ofiarą jej padł ks. Mańkowski, zmuszony po 10 latach opuścić Kamieniec*1. Przed wyjazdem chcąc otrzymać przepustkę poszedł do gubernatora Eulera,
„który tonem w którym mieściło się współczucie i łagodna wymówka odezwał się do mnie, poco mi było wdawać się w te nielojalne sprawy, które mnie naraziły rządowi i spowodowały katastrofę. Na to odrzekłem, ii to co się robiło było dla Pana Boga. Gubernator zamilkł”.
Usunięty z Kamieńca wrócił do Żytomierza, gdzie nie mogąc dać mu żadnego oficjalnego stanowiska, kuria zatwierdziła go jako kancelistę bez pensji w biurze. De nomine pisał na maszynie, w rzeczywistości praca jego obejmowała wszystkie prace kurialne, aż do redagowania listów pasterskich włącznie. Lubiąc spokój, porządek, pracę biurowo-kancelaryjną czuł się szczęśliwy. Widywał mnóstwo kapłanów, asystował cichej walce o prawa Kościoła i wielu ciekawym sprawom nie wolnym, niestety od intryg i ambicji osobistych. Nie zajmując wyższego stanowiska i nie ponosząc odpowiedzialności, mógł patrzeć na wszystko z góry i obiektywnie.
Tymczasem stosunki w diecezji nie układały się pomyślnie i budująco. Ks. Mańkowski przyjechał do Żytomierza zaraz po śmierci biskupa Niedziałkowskiego. Ten ostatni oddany przede wszystkim pracy literackiej, którą stale był zajęty, mało zajmował się diecezją. Od niego pochodzi znane powiedzenie: „Dobrze by było być biskupem... gdyby księży nie było”. Inteligentny i wykształcony miał jednak bardzo nieszczęśliwą rękę jeśli chodzi o protegowanych przez niego księży. Faworytami jego byli proboszcz parafii Świętego Aleksandra w Kijowie, niefortunnie popierany przez biskupa aż do r. 1909, kiedy nareszcie biskupowi otworzyły się oczy i zdjął z parafii tego dynamicznego, zdolnego, ale niegodnego człowieka; poza tym ks. Zdanowicz, kanclerz kurii, powszechnie nie łubiany przez duchowieństwo diecezji. Po śmierci biskupa nie wybrano na administratora sufragana ks. Żarnowieckiego, tylko starszego i mało energicznego ks. Bajewskiego. Utworzyły się w Żytomierzu dwie partie, za i przeciw biskupowi Żarnowieckiemu, który nie zważając na wybór kapituły, rządził z ks. Zdanowiczem tak jak gdyby był ordynariuszem. W r. 1915 po śmierci ks. Bajewskiego, biskup Żarnowiecki został ponownie pominięty i umarł w tym czasie.
Niewątpliwie te intrygi i rozłamy były owocem wielolet-
XI
Litwiński, O. Honorat z Białoj, kapucyn b. d., s. 264.