Na własnem gospodarstwie. 99
białe grzebienie groźnych fal zapalają się jaskrawem, fosforyzującem światłem. Woddali podrzuca się w wodzie jakaś wielka ryba i, w jednej chwili, i ryba i woda naokoło niej płoną już światłem błyszczącem.
Podchodzę do wody i na piasku z pod moich nóg wytryskają mil jony światełek białych, jakgdyby roje małych robaczków świętojańskich... Chcę wziąć je do ręki, lecz ze zdumieniem spostrzegam, że małe świetliki zaczynają uciekać! Wielkiemi skokami dopadają wody, gdzie znikają bez śladu.
Cichną głosy ludzkie, gasną ogniska. Wszystko, co żyje, zapada w sen głęboki. Zamilkły nawet cykady...
Nie śpią tylko bogowie. Dwaj najpotężniejsi bogowie murzynów budzą się z uśpienia.
Hen, daleko za górami, rośnie łuna pożaru. Step się pali...
I bezmiar wód oceanu rozkołysał się potężnie. Ryczą fale przypływu, rozbijają się o brzegi...
Ogi eń i Woda czuwają!
Czas biegnie prędko. Mijały dnie i tygodnie nie-spostrzeżenie prawie, a ja mieszkałem spokojnie i cicho w swym małym domku na brzegu oceanu, z trzema małpkami i z trzema czarnymi chłopcami. Wiele ciekawych rzeczy i szczegółów z życia murzynów dowiedziałem się od mych chłopców. Otrzymywałem też zawsze najświeższe wiadomości o zdarzeniach dnia. Jose wiedział zawsze o wszystkiem, co się stało danego dnia wśród murzynów w Lobito i w okolicy, w promieniu setki kilometrów.
Pewnego wieczora, gdy po kolacji zasiadłem prky