130 Nowe mieszkanie. Mój pierwszy krokodyl.
130 Nowe mieszkanie. Mój pierwszy krokodyl.
długie, zao
łap hipopotama i mniejsze
strzone ku końcowi, ślady łap krokodyla. Były i inne ślady, które uważnie studjowali moi czarni chłopcy. Poznawali je i wymawiali nazwę zwierza, lecz nie
mogłem zrozumieć murzyńskich nazw. Wśród
gęstych krzewów, pachnących słodko i duszno, przeszedłem nad brzeg rzeki. Posuwać się mogłem tylko
wąską
Ja obydwu
stron miałem zieloną ścianę, mocną jak mur. Musiałem iść pochylony, a chwilami na czworakach, gdyż gałęzie krzaków, splątane lianami, tworzyły niski i silny sufit.
Murzynów swoich odesłałem, by rozstawili się przy skałach i, posuwając się następnie w moim kierunku, pędzili na mnie schowaną w zaroślach zwie-
mm
murzyni ruszyli
z miejsca, na ścieżce zjawił się krokodyl. Był duży; w błyskawicy swej myśli oceniłein go na cztery me-
Uj
mnie, zatrzymał się na chwilę, lecz
zaraz ruszył dalej. Nie wiem i nigdy się nie dowiem, czy był to atak, czy tylko próba dostania się do wody za wszelką cenę. Stałem na jego drodze. Dzieliła nas odległość 15 kroków i dość głęboki rów, przez który musiał krokodyl przejść. Tuż za mną znajdował się brzeg rzeki.
Strzał miałem trudny, gdyż musiałem strzelać w potworny łeb, który jest twardy, jak ze stali. Ale wyboru nie miałem, jak nie miałem nawet sekundy czasu do namysłu. Złapałem na muszkę środek łba i wystrzeliłem. Krokodyl podskoczył wysoko i ciężko spadł na ziemię. Zrepetowałem broń. Złożyłem się ponownie do strzału, gdyż wróg mój, jakgdyby nigdy