140 Znów na oceanio.
liśmy w dalszą drogo i, jjo trzech dobach podróży, o północy ujrzeliśmy światełka wyspy Madery.
Nikt z pasażerów nie spał, gdyż tego wieczora urządzono znowu bal, powtórzenie odbytej niedawno
Nikt z pasażerów nie spał, gdyż tego wieczora
Jednemu z pasażerów przyszedł do głowy oryginalny i wesoły pomysł, na który, po długiem wahaniu, zgodził się wreszcie kapitan okrętu.
I
dy
motorówką z wyspy, i urzędnicy i oficerowie wkroczyli po trapie na pokład, przywitał ich wysoki chudy Anglik, ubrany w długą damską koszulę nocną
dy Anglik, ubrany w długą damską koszulę nocną z rozpuszezonemi długiemi włosami jasno blond peruki. Przedstawiciele portu skamienieli ze zdumienia! Lecz zdziwienie ich zwiększyło się jeszcze, gdy z najbliższych drzwi wyszedł na pokład nadzwyczaj gruby jegomość, odziany w mundur oficera portugalskiej marynarki, z czworgiem niemowląt, zawiniętych w piękne koronkowe pieluszki na rękach.
Za oficerem zjawiła się szczupła niska staruszka, z pomarszczoną twarzą, ubrana w staroświecką czarną suknię i koronkowy czepek. W ręku trzymała *
wielką miedzianą trąbę. Przyłożyła ją do ust i zatrąbiła donośnie.
Urzędnicy i oficerowie portugalscy spojrzeli na siebie: czy to sen, czy jawa?
Zrozumieli wreszcie żart, gdy na pokład wybiegło kilkunastu pasażerów, przebranych w najdziwaczniejsze kostjurny, ueharakteryzowanych i umalowanych.
Były wśród nich Hiszpanki w narodowych strojach, czarownice, murzynki, mumja egipska, balet-