1687289590

1687289590



Na oceanie. 19

Dyskusję przerwał sam Bob, gdyż zawieruszył się gdzieś tak, że żadne wołanie i krzyki nie pomagały, okręt zaś lada chwila miał ruszyć. Zapadła więc ogólna i zgodna decyzja: jeśli po odejściu statku Bob znajdzie się na okręcie, to pojedzie do Afryki, jeśli zaś znajdzie się na lądzie, — pozostanie w domu.

Przyciśnięta tak samo, jak ja, do tej samej skrzyni, • gorzko płakała jakaś młoda, elegancka pani. Oparła się o skrzynię, zakryła twarz rękami i nie zwracała uwagi, że włosy jej rozpuściły się, a wszystkie szpilki i zapinki powypadały na pokład. Pozbierałem je starannie i, ponieważ młoda kobieta nie widziała mnie i nie odpowiadała na moje słowa, włożyłem zebrane szpilki do kieszeni jej palta.

W tym samym momencie ujrzałem zdaleka p. S. Szwarca, stałego mieszkańca Lizbony, prezesa Pol-sko-Portugalskiej Izby Handlowej. Dzielny ten i sympatyczny człowiek otacza swą opieką wszystkich Polaków, przejeżdżających przez Lizbonę za ocean. Ponieważ i ja w dużym stopniu korzystałem z jego rad, pomocy i obszernych wpływów, zrobiłem nadludzki wysiłek i oderwałem się od swojej paki, by raz jeszcze uścisnąć dłoń sympatycznego prezesa. Dotarłem do niego, ale moje słowa zagłuszył potężny ryk syreny okrętowej. Do ryku tego dołączył się dźwięk dzwonu i gongu. Wypraszano stanowczo i bezapelacyjnie wszystkich odprowadzających, nienale-żących do załogi i. pasażerów. Okręt odpływał!

A moje bagaże? Zajrzałem do swej karty okrętowej, sprawdziłem numer kajuty i pobiegłem, by ją ' odszukać. Przed drzwiami kabiny znalazłem wszystkich tragarzy, cierpliwie oczekujących na zapłatę,

2*

f



Wyszukiwarka