1687289620

1687289620



46 Na wysokim płaskowyżu.

pomoc, której udzielił im inny przejeżdżający samochód; szczęście jeszcze, że mieli blisko wodę, no i wcale przyzwoity zapas mięsa!

W pewnem miejscu drogi rozchodzą się. Zatrzymuję samochód i wydobywam mapkę. Mapka nic nie wie i nic nie mówi o tern, by w tern miejscu było jakieś rozwidlenie dróg. Manipulując małym reflektorem samochodowym, odnajduję słup.z drogowskazem. Uzbrojony w latarkę kieszonkową podchodzę do słupa. Niestety, promienie słoneczne wypaliły nawet ślad jakiegokolwiek napisu.

—    Co robić? — pytani towarzyszy.

—    Niech pan jedzie albo prosto, albo na prawo — radzi jeden.

—    Niech pan robi, jak pan uważa — odpowiada drugi, — byle pan wybrał tę prawidłową drogę.

Dziękuję za cenne rady i smętnie wpatruję się w gwiazdy. Gdybym umiał wyczytać z nich radę!

Wtem słyszę jakieś dalekie niewyraźne dźwięki, jakgdyby brzęk luźno wiszącej, rozkołysanej przez wiatr blachy. Za chwilę do dźwięku tego przyłącza się wyraźny stuk starego, dobrze już zużytego motoru. Jeszcze parę minut oczekiwania i z za zakrętu wypada samochód. Z piekielnym zgrzytem hamulców zatrzymuje się przy nas i słyszę zapytanie: Czy nie potrzebują senhores pomocy?

—    Jeszcze jak, — odpowiadam, — nie wiemy, którą drogą mamy jechać dalej.

—    To zależy, mówi stary brodaty farmer, — jeśli senhores chcą jechać do Amboim, to proszę ruszać wprost przed siebie. Droga na prawo zaprowadzi panów na płaskowyż, do miasta Huambo.



Wyszukiwarka