Na wysokim płaskowyżu. 51
wielkie jakieś pakunki, zawieszone tuż przy wierzchołkach, podobne do długich niskich walizek. ) uge zastanawialiśmy się, co to może być; może jaaes
„bogi” murzyńskie ? Wreszcie zatrzymaliśmy auto przy jednem z drzew i obejrzeliśmy „walizki zblis a. Okazało się, że są to ule dla pszczół, zrobione z wyżłobionych pni drzewa. Dowiedzieliśmy się później, że murzyni zajmują się pszczelarstwem na wie cą skalę. Interesuje ich głównie nie miód, lecz wos , którego zbierają bardzo duże ilości i wymieniają u „białych” na różne potrzebne im towary. Boczny
dolarów
Angoli ocenia się już na sumę pół mi-
naszą uwagę również wielkie czarne ptaki, uderzająco podobne do naszego domowego indyka. Ptaki te przelatywały tuż koło samochodu i siadały, bez obawy, na gałęziach drzew przy samej
iednesro z nich na 5—6 kro-
Zwr
szosie. Zbliżyliśmy się do jednego z nich na 5— ków. Ciężko poderwał się z drzewa i usiadł na sąsied-niem, odległem o 10 kroków. Łatwo można hyło gc zastrzelić z rewolweru, lecz co zrobilibyśmy z mmi Poza tern nie wiedzieliśmy nawet, czy jest jadalny Mieliśmy też zdarzenie, w czasie którego przeżyliśmy prawdziwe emocje myśliwskie. Otóż, przejeżdżając przez stepy, porośnięte wysoką, suchą trawą i małemi drzewkami, ujrzeliśmy spore stado pasących się dużych zwierząt. Podobne były zdaleka do bawołów, lub też wielkich jakichś byków, czy krów. Coby to mogło być? Widocznie coś dzikiego, gdyż w odległości kilkudziesięciu kilometrów nie spodziewaliśmy się natrafić na żadne miasto, osiedle, czy nawet wioskę murzyńską.
t