Na wysokim płaskowyżu. 73
przed paroma miesiącami otrzymał pełną emeryturę i wyjechał do Portugalji na zasłużony odpoczy
nek.
żalem nietylko koledzy,
Żegnali go
z głębokim
urzędnicy, władze administracyjne kolonji i liczni właściciele fazend z jego okręgu, lecz i tysiące „czarnych”, którzy kochali go jak rodzonego ojca i przyjaciela.
Historja Almesa, opowiedziana w krótkich słowach, wygląda następująco:
Jako młodziutki jeszcze oficer prosił władze wojskowe, by go wysłano do jednej z kolonij portugalskich. Ponieważ znany był już wtedy ze swojej ener-gji i odwagi, wysłano go do Angoli na stanowisko komendanta garnizonu miasta Huambo, gdzie stosunki Portugalczyków z murzynami nie były zupełnie pewne i dobre. Wylądował w Bengueli i, po miesiącu podróży piechotą i na plecach murzynów, przybył do Huambo i objął stanowisko.
Minął rok, drugi w ciszy i spokoju, aż pewnej nocy wybuchło powstanie murzyńskie. Nieliczny garnizon i garstka „białych”, która uratowała się od śmierci, zamknęli się w jednym z domów miasta i dzielnie bronili się przed stokrotnie większą liczbą murzynów. Ale głód zaczął dokuczać dzielnej garstce Portugalczyków. Pod wodzą młodego komendanta dokonano kontrataku, w czasie którego tenże, złapany na lasso, wzięty został do niewoli i uprowadzony w góry. Tam odbyła się wielka narada, na której postanowiono dobrze odkarmić jeńca i następnie zjeść go podczas wielkiej specjalnej uroczystości.
Ponieważ większość „czarnych” znajdowała się