Na własnem gospodarstwie. 85
Idem Cuangar a osiedlem Dirico. Polowanie to opiszę nieco dalej, a teraz powrócimy do Lobito, małego, miłego miasteczka na brzegu oceanu.
Rozdział VI.
Po powrocie do Lobito zamieszkałem już nie w hotelu, lecz za miastem, prawie na samym brzegu oceanu, w czystym murowanym domku pewnego bogatego murzyna. Nie poto przyjeżdża się do Afryki, by mieszkać w małym brudnym hoteliku, pełnym insektów, ogromnych, jak dłoń dorosłego człowieka, karaluchów i jaszczurek.
U murzyna zamieszkałem tylko chwilowo, gdyż postanowiłem wybudować sobie własny domek. Już po kilku dniach wybrałem kawałek plaży morskiej, pomiędzy ostatniemi domkami „białych” a pierw-szemi szałasami murzynów, i przystąpiłem do pracy. T)o pomocy wziąłem sześciu „czarnych”, z których jeden był początkującym cieślą i posiadał nawet siekierę, piłę i młotek. Materjał budowlany, w postaci desek od dużych skrzyń, posiadałem już, uzupełniłem go więc tylko przez nabycie kilku słupów i bali
drewnianych.
«/
Z wielką werwą przystąpiliśmy do pracy, nie zważając na 40-stopniowy upał — i po trzech, czy czterech dniach, dom był już gotów. Był on bardzo skromny i wątpię, czyby gdzie indziej zasługiwał na miano „domu”. Lecz był własny, czysty i przewiewny. O, przewiewny był bardzo! Nieszczelnie dopaso-