3784491175

3784491175



Sto. ó


.f0r>7KiF FrHO 'viFr70RNE** — d™ 16iiSTop«da 1925 -^P»


Wr.'tse


W labiryncie życia łódzkiego.

Na nic zginanie się w KabłąK

Stereotypowa grzeczność szefa nie daie rezultatu.

Nasze panny sklepowe i subjekci.


Po wyroku.



Komisarz: — Skazany jesteś na miesiąc więzienia. Czy masz ieszcze co do powiedzenia?

Aresztowany: — Tak jest panie komisarzu, proszę przeprosić moją żonę. źe dzisiaj nie będę na obłędzie.


Premjera w Teatrze Miejskim

Damy i Huzary.

Komedja Aleksandra hr. Fredry.


Naiwna mieszczka.

Padła ofiarą czarów cyganki.


Popierajcie przemysł krajowy.


Stosunek sprzedającego do kupującego w Łodzi wskutek czasów wojennych u-iegł zasadniczej zmianie, a mianowicie ku piec staie na stanowisku, ii wyświadcza kupującemu łaskę i odpowiednio go z tego powodu traktuje.

Amerykanin natomiast wychodzi z założenia. ic wtenczas zrobi naprawdę ..kokosowy interes", jeśli przy wiąże do sie* ble kupującego, jeśli ugrzecmieniem, pójściem kupującemu na rękę do ostatecznych granic, uprzyjemnieniem mu wresz-:ic kupowania, zapełni swój sklep.

ŁÓDZKA PANNA SKLEPOWA.

Publiczność łódzka, a zarazem kupiec zdemoralizowani są. jak już napomknięto wyżej — wojną. Subjckt, czy parnia sprze dająca w sklepie, lub kawiarni, czy cukier ni którzy w ciągu kilku ubiegłych lat przy zwyczaili stę do traktowania publiczności z góry. jeśli nie gburowato. z trudem tylko naginają sic obecnie do grzeczności.

ODWROTNA STRONA MEDALU.

Nie można jednak zamykać oczu na to te panna sklepowa, którą klient nawet nic ze złej woli. mimochodem jakby tylko po traktuje szorstwo, niegrzecznie, traci cały zapał do pracy i nieraz na kilka godzin w crqgu całego dnia. napróźno zmusza się do wywoływania na twarzy tego uśmiechu, który tak miły jest. a nawet wymagany przez kupującego, t przeciwnie: ieden grzeczny gość może podnieść zapał do pracy i co zatem idzie, wydajność pracy w sposób, o jakim ani mu sic nic śpi.

" Phbfięfąć należy, żc ogromny procent subjektów, czy kelnerów pochodzi z ludu. zc sfer. w których niezatarte nieraz piętno wyciska bieda na osobowości danej jed nostki, do czego przyłącza się fakt. żc o-sad goryczy, jako pozostałość brutalnych nieraz stosunków, jakie panują w tych wa runkach pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny nędzarzy, rye da się usunąć toż.nigdy.

Kupiec sam przez nakazywanie stereotypowego uśmiechu i zginania się w ka-błąk nie zdoła wytworzyć użytecznego materjału ludzkiego w branży sprzedających. jeśli robotę psują mu oricwychowanf gburowacl. wiecznie niezadowoleni kupu {ący.j

DOBRY TOWAR W PARZE Z GRZECZ NOSCIA.

Tu zaznaczyć należy, że na nic się nie zda najgrzeczniejsza publiczność, najlepsza tresura zc strony kupca, jeśli za nią nic idzie — dobry towar, taki. który naprawdę zadowoli kupującego.

Gdv kupujący nabędzie pewności, że ku piec chce mu naprawdę dać towar najiep szy. natenczas, gdy przyjdzie do sklepu bez tego z góry już powziętego mniemani. żc kupiec chce go oszukać za wszelką cenę. — stosunek jego i do ktrpca i do jego personelu nabędzie cech. wytwarzanych przez pojęcie obustronnego dobrego interesu, wtedy wytworzy się stosunek przyjacielski.

RĘKA REKE MYJE.

I tak publiczność wychowuje sprzedającego. sprzedający drobnostką czasem jedna sobie nabywcę i zyskuje stałego odbiorcę.    •

Ileż to sklepowych w Lodzi na zapyta aic skierowane do nich:

— Dlaczego pani nigdy się nie uśmiechnie do klienta — wesoła twarz przyda ga.

Odpowiada:

— iMój panie! Nie zwykłam rzucać u-śmlechów wprawo i wlewo i bylekogo ko kiefować!

To ..bylekogo" wypowiadano jest prze

Po ponurym ..Henryku IV" na podjum sceniczne ze staropolskim tupetem wstąpiły ..Damv i Huzary". pierwsze szeleszczące wykrochmaloncmi krynolinami, dru dzv dzwoniący okrutnemi szabliskami i ol śniewający oczy srebrną luna huzarskich szamerować.

Stary acz dobry humor wprowadzony pierwszym już dialogiem utrzymał się do końca tei pięknej komedii narodowej.

I k( go tam niemasz?

Są trzv „siostrunie** leciwe, a szybkoś-dą obracających się języków ptzcwyż-czaiacc szybkość obrotów kołowrotka, kreowane przez znakomite trio. dp. Rodo-włczową. Dunajewską | Łapińską, jest 1 cieplarniany kwiatuszek — Zosia — (p.

o

Wczoraj do mieszkania Walentyny K. (ul. Rokicińska) przyszła cyganka w celu powróżenia. Walentyna K. zadekawiona „przyszłością" zgodziła sie bez namysłu na wróżbę. Wówczas cyganka zażądała większej sumy pieniędzy, z których, jak zaznaczyła, „wyjdzie" lepsza wróżba.

Gdy W. K. wręczyła cygance 5 złotych ta ostatnia zażądała od niej przyrządzenia ciasta twardego, co też naiwna mieszczka uczyniła. Gdy ciasto było już gotowe, cyganka włożyła w me pieniądze, a następnie zrobiła dwie kule jednakowej wiclko-

ści.

Długo odprawiała nad femi kitlami cza ważsiic Tak tendencyjnie, żc klient, który, notabene nie miał nawet zamiaru obrażę nla kogoś, umyka czemprędzej z najmoc niejszem postanowieniem nie kupowania więcej w podobnych lokalach. R.

Wołoszvnowska) spuszczający ciągle ślep ka ku dołowi, co jej absolutnie nic przeszkodziło w zawojowaniu w myśl dwuwiersza:

„Jak tatarska orda.

Bierzesz w jassyr corda"

— serca starego wygi majora odtworzonego z rozmachem przez p. Komornickiego. sa i panny pokojóweczki i wreszcie paczka huzarów na urlopie z dobrodusznym kapelanem.

Wszystko to intryguje, gada i wybucha co chwila fajerwerkami dobrego humoru. Śmicia sic artyści, śmieje się publiczność i śmiać sic z pewnością bodzie — zważyw szv pewne powodzenie — dyr. Gorczyński.    Itry. aż wreszcie jedną z nich wręczyła ciekawej Walentynie.

— To proszę sclrować w szafie, a klucz od niej wsunąć, zamknąwszy na minutę o czy. do mojej prawej ręki.

Oryginalną receptę amatorka wróżenia wypełniła dokładnie.

Potem, poleciwszy ofierze łatwowierności zwrócić się tyłem do niej. cyganka oświadczyła, żc powróci za kilka godzin zc „szczęściem" dla niej.

Rzecz naturalna, żc ani „szczęścia", ani cyganki, ani. jak sle potem okazało 40 zł. Walentyna K. więcej już nie ujrzała.

ZAMIAST FELJETONU.

Katastrofa gorsza od

trzęsienia ziemi.

Stała się rzecz straszna, okropna. Zaszedł wypadek niesłychany. Wynikła stra ta niczetn i nigdy niepowetowana. Zdarzy ła sie katastrofa gorsza od trzęsienia ziemi i powodzi. Popełniono zbrodnię cięższa od zabójstwa, kradzieży, otrucia, pod palenia, kooiokradztwa. defraudacji, krzy woprzysięStwa i przejechania.

Trudno ją opisać. Pióro wypada z palców. palce wypadają z dłoni, dłoń z ręki. a ręka zc stawów. Włosy z przerażenia je żą się na głowic i wychodzą z niej hurtem i detalicznie.

—    Co się sTało? —pytasz zaciekawto-ny czytelniku z właściwą c! naiwnością: okradziono Bank Polski?

—    Gorzej...

—    Łódź nawiedził potop?

—    Gorzej...

—    Strajk powszechny?

—    Gorzej...

—    No. ta już nic wiem co.

—    A więc oprzyj się mocno o ścianę, wbij nogi w trotuar magistracki, uchwyć się przysłanka tramwajowego, zatkaj jedno ucho. by ci choć Jedno zdrowe zostało po tern, co usłyszysz:

Zniszczono doszczętnie archiwum gmin nc w Kwiczyosłach.

—    No?

—    .Et, i gadaj tu z tobą. Aniś drgnął. Stoisz i uśmiechasz się niedomyślnie, jak nieboszczyk który nic zdaje sobie sprawy żc umarł raz na zawsze. Pozwól, że w: krótkich słowach przedstawię c! grozę te go faktu.

Spalono archiwum! Zli ludzie (bodaj ich pokręciło) obleli naftą i podpalili stos aktów gminnych, furę dokumentów w pocie czoła „koncypowanych". stylizowanych i przepisywanych przez „odnośnych* urzęd ników „tamtejszego" urzędu.

Puszczono z dymem dziennik podaw-czy. oddawczy, nadawczy skorowidz wła ściwy i pomocniczy. Indeks główny i pod ręczny, terminarz ogólny 1 poszczególny., razem 12.672 numery kolejne, a w tern: 2456 wykazów. 1175 ewidencyj. 688 wyciągów. 3000 podań i 999 załączników — wszystko sprawy niesłychanej wagi razem około 400 kilogram, makulatury, — wszystko poszło do djabła: nie zostało nic'

Rozumiesz teraz, przyjacielu?

Widzę, żc mc nic rozumiesz... Zatem wyjmij nogi z rrołuaru i zejdź mi natychmiast z oczu.

Zwyrodniałe bestje czatują na dziewczęta,

przybywające po pracą do Łodzi.

Przybywające do Lodzi dziewczęta wiejskie padaja często ofiarami oszustów i złodziei. W dniu onegdajszym zaszedł wypadek, który powinien służyć za przestrogę.

Do Lodzi przybyła Józefa K. w poszukiwaniu pracy. Po drodze do P. U. P. P. przystąpił do niej pewien mężczyzna, pro ponując pracę u siebie. Dziewczyna zgodziła się i udała sie z nim w drogę do Rudy Pabianickiej. Po czasie, na pewnym przystanku, nic orientując się w okolicy, dziewczyna i ów pan wysiedli. Udali się polną drogą, przy której znajdował się ma ły lasek. Tu zwyrodniały osobnik dopuścił się na niej gwałtu, poczom zabrał nieszczęśliwej dziewczynie kapelusz, płaszcz i czarną torebkę i zbiegł. Nieszczęśliwa dziewczynę przygarnęli chwilo*™ okolic? ni mieszkańcy.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DSCI0715 ®K    /«D^IumM< i* ----J.--- ) cia«<4 -    ** p~JLCvi*
BEZPIECZNIE/ CZY STO I ZDROWOCo lubi jeść Zosia Przy po%ilkn dzieci sicd*q prosto. przysunięte d«» s
Sto pomysłów na sztukę (66) Naklej NA/etkę msi arku: 1X1 3j lepi ej N^/VQ ^d£ konUrastowe. ! się pro
skanuj0014 (195) P’ S U i! 8 8 3 O. o ■ a <i o M* P »d H* O Tl M 2. ° n
skanuj0031 (53) U~ d—d/    Oyd^ y^d£u Jvj ^ *Yr*r    ( f ^ -f^-ie- v^

więcej podobnych podstron