15.Rembowski Wojciech (+) lo.Siniarski Tadeusz 17.Skurski Czesław 18.Skwierawski Edmund 19.Szafraniec Remigiusz 20.Szczepański Jacek 21.Szmalenberg Karol 22.Tyszczak Zbigniew 23.Węgorek Wiesław (+) 24.Wiese Edmund 25.Wojtera Andrzej 26.Wołyniec Kazimierz 27.Ziółek Jacek.
Nazwiska niektórych moich nauczycieli i osób związanych z PSM:
1/. Kmdr por. inż. Antoni Gamuszewski, dyr. Szkoły Morskiej w Tczewie w latach 1920-1929 oraz PSM w Gdyni 1947-49. Uczył mnie budowy okrętów.
2/. Kpt.ż.w. Konstanty Maciejewicz, dyr. PSM w Szczecinie 1947-53. Był na "Darze Pomorza". Był też obecny na moim egzaminie na dyplom Kapitana Żeglugi Małej.
3/. Mieczysław Jurewicz, dyr. PSM w Gdyni 1949-67.
4/. Kpt.ż.w. Kazimierz Jurkiewicz (Tczew 1934), Komendant "Daru Pomorza" 1953-77r.
5/. Józef Kwiatkowski, I oficer "Dar Pomorza". 6/. Alojzy Kwiatkowski, r/o "Dar Pomorza". 7/. Józef Rzóska, główny intendent (przed wojną) i zastępca dyr. PSM w Gdyni d/s administrac., 1945-1966. 8/. Kpt.ż.w. Józef Miłobędzki, na "Zewie Morza" i wykłady w PSM. 9/. Kpt.ż.w. Tadeusz Meissner (Tczew 1925), wykłady z nawigacji.
10/. Jerzy Kaczor (Tczew 1934), wykłady z astronawigacji. 11/. Kpt.ż.w. Józef Gurbisz, "Dar Pomorza". 12/. Kpt.ż.w. Józef Giertowski, kier. Wydz. Nawigac. PSM Gdynia, 1953-59.
2.1. "ZEW MORZA" i „JANEK KRASICKI”. 1955,1956 r.
Po egzaminach do PSM ci, którzy zostali przyjęci, zostali zaokrętowani na 2 żaglowce stojące przy Skwerze Kościuszki, na praktykę. Mieliśmy też wypłynąć w morze ale nie wyrobiono nam książeczek żeglarskich i czas praktyki minął na postoju przy nabrzeżu.
Naszymi żaglowcami szkolnymi były "ZEW MORZA" i "JANEK KRASICKI". Były to dość duże żaglowce o ożaglowaniu gaflowym. "Zew Morza" kilkanaście lat później zatonął na Morzu Śródziemnym w czasie sztormu, załoga się uratowała.
Ja byłem zaokrętowany (dwukrotnie) na "Zewie Morza". W czasie pierwszego zaokrętowania na tym żaglowcu, właśnie w 1955 r., gdy wielu z nas pierwszy raz w życiu widziało statki i morze, uczyliśmy się nazw wyposażenia statku, wchodzenia po wantach na maszt, stawiania żagli, wiosłowania w łodziach po porcie. Niektórych trzeba było na maszt prawie wciągać linką przywiązaną do ich pasa i przechodzącą przez bloczek nad salingiem. Tak trzęsły im się ręce i nogi, że nie byli w stanie wejść na maszt. Czas praktyki mijał szybko, obok był Skwer Kościuszki, lipiec, pełno turystów.
Niewiele pamiętam z tej praktyki bo i niewiele się działo. W czasie wiosłowania jeden uczniak obijał się. Instruktor wyjął notes i pyta go jak się nazywa mówiąc, że go sobie zapisze. Ten machnął ręką i mówi "pisz pan". Instruktor zapisał i tak został pseudonim PISZPAN. Inny z uczniów (Jan Mazur) zapomniał, że jest na statku i czytając list z domu, gdy siedział na relingu, przechylił się do tyłu i wpadł do wody. Wówczas jeszcze nie każdy z nas umiał pływać. Wyciągnięto go, rzucając mu brezentowe wiadro na lince, którego się uchwycił. Ostatecznie prawie wszyscy wykazali, że są sprawni i zostali do szkoły przyjęci.
W połowie 3. roku jeden z uczniów zrezygnował z nauki, poszedł pływać na statku i jako marynarz popłynął do Indii. Jak się dowiedzieliśmy, tam został przez Hindusów zatłuczony kamieniami. Jakiś miejscowy wyrostek wyciągnął mu z kieszeni Książeczkę Żeglarską. Gdy Sz. go dogonił i złapał, uderzył go. Tłum rzucił się na Sz., ten uciekał przez most. Wówczas z drugiej strony mostu inni na niego napadli, więc skoczył do rzeki. Ale tu nie pozwolono mu wyjść na brzeg, rzucano w niego kamieniami, aż go zatłuczono. Taka była "oficjalna wersja wydarzeń", którą znaliśmy. Rodzina dostała jego prochy w urnie.
Po 1 roku nauki, w lecie 1956 r., mieliśmy już książki żeglarskie i ponownie
12