^1 ajgenlalniejszy kawał wymyśliłam z moim zastt-pem podczas zabawy w podchody i tropienie. wspominał Mietek w czasie dużej przerwy obozo-{*• we przygody. • Przedtem oczywiście kilka fri ćwiczyliśmy płetwonurkowanie, żeby wszystko sie udało. I zrobiliśmy ich w końcu na szaro!
- Opowiadajże składniej! - zawołał jeden ze słuchających-nic nie można zrozumieć!
- Było tak - zaczął Mietek - trzeciego dnia obozu miał byt tropiony nasz zastęp, wiec postanowiliśmy, że nie bądzie wytropiony. Wymyśliłem bowiem...
- Najpierw powiedziałeś, że wymyśliliście... - wtrącił Piotr.
- No tak, wymyśliliśmy - przyznał niechątnio Mietek - ż« schowamy sie pod wodą!
• Jak to? Pod wodą?... Bez powietrza?... Mieliście aparaty tfeoowe?... - posypały sią pytania.
- He. he. w tym cały genialny pomysł - uśmiechnął sią Mietek • ale powoli. Najpierw narysowaliśmy na ziemi strzałki, które krętą drogą prowadziły nad brzeg w miejscu, gdzie cumowany był obozowy ponton. Tego dnia go nie było. o czym wiedzieślimy wcześniej. Brak pontonu miał upewnić tropiących, że odpłynęliśmy na drugi brzeg jeziorka. Ćwicząc poprzedniego dnia płetwonurkowanie stwierdziłem, że na głębokości 1 m nic nie widać, bo woda jest nieprzezroczysta. Wycie-
24
liśmy z grubszych trzcin rurki ponadmotrowoj długości. Wsunąwszy ich końce do ust, ułożyliśmy się na dnie, opodal brzegu, na głębokości jodnogo motra. tak że końce trzcin wystawały ponad powierzchnię wody, dzięki czemu mogliśmy swobodnie oddychać. Gonialne, co?
- I nie znaleźli was?
- Zaraz, zaraz, czy człowiek nabrawszy oddechu, a więc z płucami wypołnionyml powietrzem, może leżeć na dnie? - zapytała w myśli sama siebie Olga.
- Skądże! Kto zwróci uwagę na wystające z wody łodygi trzcin? A jak już powiedziałem, na głębokości metra nic już nie było widać.
- Buja. zmyśla, kłamio, łże. czyli mówiąc waszym językiom „ciemnotę wciska" - zawołał Machefi. przelatując od głowy do głowy słuchających chłopców i dziewczynek - zawsze był z fizyką „na bakier". Głos jego zasiał w nich ziarrto zwątpienia w prawdziwość opowiadania Mietka.