plik


Małgorzata Kondas Zacząć od początku Są dzieła, które zdobywają sławę jeszcze przed ich ukończeniem, niejako na kredyt. Ostatnia powieść Kingi Kom stała się sensacją właściwie już w momencie przystępowania autorki do pracy. Ta fenomenalna pisarka od lat zaskakiwała swoich czytelników pomysłami, powielanymi potem przez innych w bardziej lub mniej udany sposób. Podejrzewano ją, jak Szekspira, że jest firmą zatrudniającą mnóstwo zdolnych ludzi. Nigdy oczywiście te plotki nie znalazły pokrycia w faktach. Brały się jedynie z niemożności wyobrażenia sobie, że jedna osoba potrafi pisać o tylu sprawach zawsze w nowy, ciekawy sposób. Nie ukrywam, że jestem wielbicielką jej talentu, i to właśnie mnie przypadają w udziale recenzje jej książek w bardzo poczytnym czasopiśmie. Czuję się wyróżniona i zaszczycona zgodą sędziwej pisarki na przeprowadzenie wywiadu. A okazja, jak wspomniałam, jest zupełnie wyjątkowa. Pani Kinga obchodzi właśnie swoje dziewięćdziesiąte urodziny i sama niejako przygotowała sobie jubileusz. Jej ostatnia powieść jest jednocześnie scenariuszem filmowym, na podstawie którego nakręcono film zawierający biografię autorki! Ta niezwykła kobieta traktowała zawsze swoje życie z wyjątkową dyskrecją. Często można się było spotkać ze zdaniem, że za otoczką tajemniczości nie ma nic i że to tylko chwyt reklamowy. Jeżeli nawet tak było, to chwyt spełniał swoje zadanie. Plotkowano na jej temat od lat, a ona bawiła się ze swoimi czytelnikami w kotka i myszkę, ujawniając niekiedy pewne fakty pod płaszczykiem fikcji literackiej. Film kręcono z zachowaniem głębokiej tajemnicy. Nikt z ekipy nie udzielał wywiadów. Znane było jedynie nazwisko reżysera i odtwórczyni głównej roli. Zresztą, to ostatnie nic nie mówiło, bo młodziutka, nikomu nie znana debiutantka nie pozowała nawet fotoreporterom. Oto cała Kinga Kom. Budowała napięcie nie tylko w swoich powieściach, ale i życie układała według kanonów sztuki dramatycznej. Nie zawiodła nas i tym razem. Film ogląda się z zapartym tchem. Razem z autorką przeżywamy jej emocje. Porywa nas zdecydowane działanie młodej kobiety, połączone z nieodpartym urokiem osobowości, a rozczarowania, których doznaje, są chyba bliskie każdemu. Po mistrzowsku skonstruowana Barwna opowieść o losach dziewczyny nie pozbawiona jest pewnej dozy goryczy. Teraz dopiero, po latach, dowiadujemy się, co było największą pasją młodziutkiej Kingi. Chciała zostać aktorką. Nasuwa się refleksja, że gdyby udało jej się zrealizować najgorętsze marzenie życia, mielibyśmy może (a właściwie raczej nasi. dziadkowie) gwiazdę, ale zostalibyśmy pozbawieni tych wszystkich książek, które czyta się do białego rana z wypiekami na twarzy. W filmie jednak przeżywamy wraz z bohaterką głębokie rozczarowanie. Początek kariery pisarskiej też nie był łatwy, ale patrząc na ekran mamy cały czas w pamięci późniejsze sukcesy, które były udziałem bohaterki. Jej życie wbrew plotkom było barwne i też pełne zaskakujących point. / Okazuje się, że pamiętny bestseller sprzed dwudziestu laty, który wywołał tyle szumu, równieżiplial pewne powiązania z życiem niemłodej już, wówczas, bo siedemdziesięcioletniej autorki. Mam na myśli „Córkę Bereniki". Czytali ją chyba wszyscy, bo doczekała się wielu wznowień. Geneza książki o narodzeniu dziecka na drodze klonowania wzięła się stąd, że autorkę zaproszono do kliniki położonej na egzotycznej wyspie Pacyfiku, gdzie przeprowadzono taki właśnie eksperyment, który chociaż nieudany, był zapładniający dla umysłu autorki. Okazuje się, że już dwadzieścia lat temu dokonano próby wegetatywnego rozmnażania organizmów ludzkich. Zamiast dzielić chromosomy w jądrze po to, żeby połączyły się z połową innych chromosomów, wprowadzali od razu pełne jądro komórkowe, w miejsce zapłodnionego jaja, aby w organizmie kobiety dzieliło się na nowe komórki, aż do uformowania pełnego organizmu identycznego z organizmem dawcy pierwszej pełnej komórki. Zrozumiałe, że tak precyzyjny zabieg nie mógł udać się za pierwszym razem. Na pocieszenie otrzymaliśmy jednak opowieść, w której wszystko jest możliwe. Powiązań fabuły książki z życiem znajdujemy w filmie wiele, a tropienie ich może stać się dodatkową zabawą dla uważnych widzów i czytelników. Kingę Kom znałam z kilku wcześniejszych spotkań i przeprowadzenie z nią wywiadu uważałam za przyjemność. Byłam lekko podniecona czekającą mnie rozmową. Drzwi otworzyła sama pani domu. Zdziwiłam się, kiedy okazało się, że nie ma nikogo prócz niej w całym wielkim i pięknym domu. — Pani mieszka sama? — Pora urlopów — uśmiechnęła się. — Proszę usiąść. Właśnie przygotowałam kawę. Widziała pani film? — Oczywiście. Jest zachwycający. — A jak się pani podoba Deborah Palmer? — Nie wiem, co bardziej chwalić — urodę czy talent. Wróżę jej ogromną karierę. Gospodyni rozpromieniła się, jakby to o jej własną karierę chodziło. — Zgadza się pani ze mną, że dziewczyna prócz urody ma niezaprzeczalny talent. — Czy to pani ją wyszukała? Staruszka nie odpowiedziała, zajęta segregowaniem dużych szarych kopert. Kiedy wreszcie wybrała te, których szukała, wysypała ich zawartość na stół. Okazało się, że są to fotografie. — Proszę powiedzieć, ile kobiet pozowało do tych portretów — przesunęła stos zdjęć w moją stronę. Nie miałam pojęcia, czyje mogły to być zdjęcia. Tyle pięknych dziewcząt przewija się codziennie przez okładki pism... Tu wszystkie były śliczne, chociaż mocno różniły się charakterem. Amator urody kobiecej miałby w czym wybierać. Brałam zdjęcia po kolei i układałam na kupki, których zrazu było trzy, potem pięć. — Ułatwię pani zadanie. Modelki były dwie. — Tylko dwie? — zdziwiłam się. Wzięłam z odłożonych przez siebie pięciu stosików po jednej fotografii i ułożyłam ją przed moją rozmówczynią. — Czy pani się nie myli? — spytałam ostrożnie. * — Przy dziewięćdziesiątce można by mi wybaczyć niejedną pomyłkę, ale tym razem nie mylę się na pewno. Akurat te pięć zdjęć, które pani wybrała, przedstawiają mnie samą we wczesnej młodości, ale jak widzę, na te same miejsca odłożyła pani fotografie Debory Palmer. O, proszę spojrzeć na te dwie. — No, te akurat są do siebie .bardzo podobne. — Widzi pani! A one właśnie przedstawiają dwie różne osoby. Na tym z prawej jestem ja sprzed siedemdziesięciu lat, a na drugim — Deborah sprzed pół roku. — Nie do wiary! — Fotogeniczność polega właśnie na tym, że wygląda się całkiem różnie na różnych zdjęciach. — Mogę w końcu dać się przekonać, że w zależności od oświetlenia, makijażu, nastroju można się zmieniać, ale żeby się tak upodobnić... — to nadzwyczajne. — Ma pani wątpliwości, czy nie próbuję jakiejś nowej sztuczki? — Właściwie zupełnie nie wiem, co myśleć — przyznałam trochę bezradnie. — Proszę, niech pani spojrzy na tę książkę — podsunęła mi drugie wydanie książki, która rozsławiła jej imię. Na okładce było zdjęcie autorki. — I porówna ze zdjęciem na okładce wczorajszego wydania Expresu Ilustrowanego. — Ależ, to zupełnie ta sama twarz! Nikt na to nie wpadł? — Robię pani prezent z tej rewelacji. Pani recenzje były zawsze tak dla mnie miłe... — Czy Deborah jest pani krewną? — Córką. Odpowiedź znowu mnie stropiła. Nie chciałam okazać się nieuprzejma, z drugiej strony naiwność musi mieć pewne granice... — Wiem, o czym pani myśli. Miałam siedemdziesiąt lat w chwili urodzenia się Debory. A jednak jest moją córką. Z formalnego punktu widzenia tylko przybraną, ale w rzeczywistości więcej, niż gdybym ją urodziła w całkiem naturalny sposób. Pamięta pani „Córkę Bereniki"? — Oczywiście. Nie mogę jednak uwierzyć, że odważyła się pani napisać w niej prawdę. — Kto by uwierzył Kindze Kom! Jako największa fantastka mogłam sobie pozwolić na opisanie prawdy nie budząc podejrzeń, a jako milionerkę stać mnie było na urzeczywistnienie marzenia, żeby zacząć jeszcze raz od początku. Stara już jestem i nie będę mogła śledzić dalszej kariery córki, ale wierzę w to, że zostanie wielką gwiazdą. Tym filmem wprowadziłam ją od razu na szczyt góry, u podnóża której sama zostałam. — Ma pani na myśli własne próby aktorskie? — Próby? Ja miałam wielki talent, którego nie dostrzeżono, nie pozwolono mi go dowieść. Moje całe życie było próbą podźwignięcia się po porażce, jaką zadano mi w młodości. Może to pani nazwać zranioną ambicją... Deborah jest moją idealną kopią, każda komórka jej ciała jest tożsama z moją. Udowadniając jej talent aktorski — udowodniłam w ten sposób swój własny. Świat będzie podziwiał gwiazdę, którą miałam być ja! Po wyjściu od sędziwej damy ogarnęły mnie wątpliwości. Opublikuję oczywiście wywiad z jubilatką i nie zataję oferowanej mi rewelacji, ale przedtem koniecznie muszę widzieć się z Deborą Palmer. Opowieść o jej krótkim życiu nie będzie oczywiście sensacją, ale powinna stać się uzupełnieniem. Niewykluczone nawet, że zacznę od wywiadu ze wschodzącą gwiazdą filmu, a skończę z zachodzącą gwiazdą literatury. Plan całości miałam gotowy, zanim umówiłam się z młodziutką aktorką. — Jak się pani czuje po uroczystej premierze i wspaniałych recenzjach? — zaczęłam wywiad z Deborą. — Jak po pomyślnie zdanym egzaminie. — Przyznaję, że porównanie trochę zaskakujące. — Dla mnie nie ma najmniejszego elementu zaskoczenia ani ryzyka w całej tej paradzie. — Jak to rozumieć? — Kinga, moja przybrana matka, przygotowywała mnie do tej roli od dzieciństwa. Odkąd pamiętam, wiedziałam, że mam talent i że zostanę sławną aktorką. Wszystko w moim życiu działo się według scenariusza przez nią świetnie przygotowanego. Zna pani jej książki? — Tak, podziwiam talent pani matki od lat. — Właśnie, a ona zażyczyła sobie, żeby świat podziwiał teraz mnie. — Czy ma jej pani to za złe? — Ależ nie! Była zawsze najlepszą matką... — W takim razie porozmawiajmy o pani przyszłości. Czy dostała już pani jakieś propozycje nowych ról? — Tak, ale na nic jeszcze się nie zdecydowałam. Może dlatego, że nie miałam dotąd okazji podejmowania samodzielnie jakichkolwiek decyzji. O moje plany na przyszłość należałoby raczej zapytać Kingę, ona wszystko wie lepiej. — Wyczułam nutkę rozgoryczenia w pani głosie. — Och, wcale nie chciałam okazać się niewdzięczna, ja tylko... — Chce mi pani coś powiedzieć, prawda? — Tak, ale proszę o tym nie pisać. —Obiecuję, że zostanie między nami. _ Podeszła do biurka, wyjęła z szuflady pokaźną szarą kopertę zaklejoną i nie opatrzoną żadnym napisem. — Proszę to wziąć. Zamilkła, a ja nie chciałam ponaglać jej niepotrzebnym słowem. Po chwili powiedziała: — Rolę, w której tak mnie podziwiają, zagrałam dla mojej matki, ale ja nie chcę być aktorką. W kopercie są trzy moje opowiadania. Pani pracuje w redakcji, więc może...

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W Żelazny Żydzi polscy od początków XIX wieku do zagłady
Od poczÄ…tku naszej ery
Chcemy zacząć od świadków Antoni Macierewicz
00 A więc zacznijmy od początku
To, co było od początku
to co bylo od poczatku
Od początku do końca
artyku?, od kt?rego trzeba zacz??
Giełda dla bardzo początkujących Jak zacząć inwestować
Koniec z pieluchami Od czego zacząć trening toaletowy dziecka
artykul? od czego zaczac

więcej podobnych podstron