W okresie kilkunastu ubiegłych lat przeprowadziłem rozmowy z Profesorami, którzy wnieśli znaczny wkład w powstanie i rozwój Wydziału Chemicznego Politechniki Poznańskiej, przemianowanego w latach późniejszych na Wydział Technologii Chemicznej. Korzystając z fragmentów udokumentowanych rozmów w niniejszym opracowaniu chciałem oddać atmosferę pierwszych pomysłów utworzenia Wydziału, sięgającą lat przedwojennych - jak również słowami Twórców i Kontynuatorów przybliżyć zarówno idee i pomysły, jak również problemy, z którymi się spotykali.
Głównym inicjatorem powstania Wydziału Chemicznego na Politechnice Poznańskiej był Pan Profesor Jarogniew Broniarz. Profesor w następujący sposób wspomina korzenie powstania Wydziału (przyp. red. - rozmowę z Profesorem Jarogniewem Broniarzem przeprowadziłem 11 czerwca 1991 roku):
...byłem jednym z założycieli tego Wydziału. Pochodziłem z przemysłu, przez moje ręce „przechodziły ” dziesiątki chemików inżynierów, którzy byli moimi wychowankami. Wiedziałem, jakie braki ma nasza kadra. Już przed wojną był odczuwalny brak inżynierów. Sam odczuwałem brak wykształcenia inżynierskiego i sam musiałem w domu studiować.
Wielkopolska „chorowała” na brak inżynierów w pełnym znaczeniu tego słowa. Tak się złożyło, że równocześnie będąc działaczem NOT-u byłem przez przeszło 10 lat Przewodniczącym Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Chemicznego - a więc miałem obraz całego przemysłu wielkopolskiego. Stąd uważałem, podobnie jak moi przedwojenni nauczyciele, żeby podnieść na jeszcze wyższy poziom przemysł wielkopolski - który i tak stał wysoko w relacji do innych regionów - trzeba tworzyć kadrę inżynierską chemików inżynierów, bardziej inżynierów niż chemików.
Profesor J. Broniarz już przed II wojną światową pracował w przemyśle chemicznym, jednak bezpośrednio po wojnie, po powrocie z pięcioletniego pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym Mauthausen nie chciał od razu wracać do macierzystego zakładu.
Kochałem swój zakład, robiłem wszystko dla niego. Pracowałem tam już przed wojną, byłem popularny wśród załogi. Zaraz wojnie zakład był jeszcze prywatny. Po obozie koncentracyjnym ważyłem 38 kg (jako były sportowiec - teraz „kościotrup”) i nie chciałem tam od razu wracać. Ale zakład nie mógł ruszyć. Jak tam poszedłem, cała załoga wniosła mnie na ramionach do fabryki. Pracowałem od rana do wieczora i produkcja ruszyła. Miałem dobrą załogę w Poznańskich Zakładach Przemysłu Tłuszczowego, które po moim odejściu zostały połączone z LECHIĄ.