kowaniem wyniku swych starań podprogram sprawdza jeszcze, czy poszczególne wyrazy stoją w odpowiedniej kolejności i czy zaimki oraz końcówki zostały właściwie pozmieniane.
Nie lada dylematem jest dla komputera uwzględnianie składni i zawiłych reguł grama-tycznych. W mowie potocznej nie dbamy o ścisłość znaczeniową słów, o właściwej interpretacji całych zdań jakże często przesądza dopiero kontekst. Reguły posługiwania się językiem są dość płynne, zawierają szereg wyjątków. Aby komputer zrozumiał idiom, powiedzonko, metaforę, musielibyśmy zaopatrzyć jego pamięć w szczegółowe informacje na temat obecnego stanu mowy i historii jej rozwoju.
Najczęściej więc dla potrzeb konwersacji z maszyną cyfrową ogranicza się język codzienny do takich jego podzbiorów, jakie wystarczają do dyskusji o danym przedmiocie, a są przez maszynę pojmowane w całości i jednoznacznie. Dr Lee Mc Mahoń, pracujący w Bell Telephone Laboratories, zaproponował tu język Fasę (Fundamentally Analyzable Simpli-fied English) — pewne fundamentalne uproszczenie języka angielskiego, nadające się do jednoznacznej analizy. Dialogi w Fasę nie należały do zbyt bogatych, ale można było zakomunikować maszynie wszystkie podstawowe wiadomości i mieć pewność, że nie sprawi jej kłopotu skomplikowany rozbiór gramatyczny.
Łatwo się przekonać, jak wiele wyrazów stanowi martwe pozycje słownikowe, bez których doskonale się obywamy, przynajmniej na co dzień. Guinness Book of World Records odnotowuje, że pewien południowoamerykański język zwany taki taki, ma zaledwie 340 słów. „Taki to i język” — z ubolewaniem gotów powiedzieć chiński lingwista.
170