niosła ze sobą komputeryzacja. Nie traciła kontaktu z zawodem, udzielała się społecznie w Oddziale Dziecięcym Miejskiej Biblioteki Publicznej, gdzie w końcu dostała maleńki ryczałt. Była szczęśliwa i podekscytowana; znowu była potrzebna.
Późniejsze problemy zdrowotne wyłączyły ją całkowicie z pracy zawodowej. Coraz rzadziej nas odwiedzała. Podziwiałyśmy ją kiedy po ciężkiej operacji, w sali szpitalnej przekazywała swoje ciepło i życzliwość innym, młodym pacjentom, pocieszała, zarażała optymizmem. W ostatnim okresie życia chora i trochę bezradna, znalazła swoje miejsce w Domu Kombatanta. Była zadowolona, miała tam całodobową opiekę lekarską, czuła się bezpiecznie, odwiedzali ją bliscy. Wśród mieszkańców tego domu była najmłodsza duchem, nawiązała nowe znajomości, opiekowała się słabszymi od siebie. Jednak choroba postępowała, odbierała siły, w końcu wygrała.
Odeszła, ale w naszej pamięci pozostała jako wyjątkowy bibliotekarz i bardzo prawy człowiek.
* ♦ *
Tadeusz Chrobak
Lipiec 1997 roku chętnie wymazałbym z pamięci. Zaczęło się od kilku dni nieustannego deszczu. Pilnie śledziliśmy sytuację powodziową w województwie. Zaczęliśmy wynosić książki, dokumentację, katalogi, układaliśmy worki z piaskiem wzdłuż budynku, sprawdzaliśmy poziom wody w Młynówce. Nikt do końca nie wierzył, że stanie się to najgorsze.
10 lipca - piękny, słoneczny dzień, jednocześnie huk wody przewalającej się po bruku, uciekający ludzie. Potem cisza, wszystko znalazło się pod wodą. Szok. Uczucie bezradności i wściekłości. Stanu ducha nie oddadzą żadne słowa. Jednocześnie po drugiej stronie Młynówki trwało normalne życie, słońce, ludzie obserwujący z bezpiecznego brzegu kataklizm, który ich nie dotknął.
Wycieczka wypożyczonym pontonem na teren zalanej biblioteki uświadomiła mi skalę zniszczeń i siłę wody. Olbrzymie kubły wyniesione przez wodę na ogrodzenie, wyważone drzwi wejściowe do budynku. Kiedy woda opadła po kilku dniach ukazał się ogrom zniszczeń.
Wszędzie błoto i zapach rozkładu. W magazynie książek zadziałał efekt domina, wszystkie regały runęły i znalazły się pod wodą. Nasiąknięte wodą książki rozsadzały drewniane regały, słowem pobojowisko. Do tego wszystkiego brak łączności telefonicznej i żądania szybkiej informacji o stratach poniesionych przez bibliotekę.
Serce rosło, kiedy wszyscy pracownicy biblioteki, członkowie rodzin, bibliotekarze z biblioteki miejskiej, żołnierze wzięli się do wielkiego sprzątania i szli jak burza. Trwało czyszczenie, mycie i wyrzucanie. Wyzwaniem dla nas było uruchomienie jak najszybciej czytelni, oczywiście w pomieszczeniach zastępczych.
44